wtorek, 7 czerwca 2016

"Ten dzień był prostszy i dużo mniej stresujący niż mi się wcześniej wydawało, że będzie." - wywiad z Dagmarą :)))

Bajkowe Śluby
Nie chcecie wiedzieć ile stron ma ten tekst w wordzie, ale... chcecie go przeczytać :) Znajdziecie w nim masę pozytywnej energii i szczerej radości, cudowną naturalność i normalność, podejście do ślubu i wesela, które od miesięcy mnie zachwycało. Dziś, po kilkutygodniewej przerwie od jej wpisów, możecie przeczytać mój (i częściowo Wasz) "wywiad" z Dagmarą-już-po-ślubie :)

Rozmawiam z wieloma Pannami Młodymi i muszę przyznać, że nie spotkałam jeszcze tak dobrze zorganizowanej, z planem na każdy dzień, jak Ty. Jak się tego nauczyć? Masz dla innych jakieś rady?
Nie do końca wiem jak na to pytanie odpowiedzieć. ;) Rzeczywiście podczas organizacji ślubu sama siebie zaskoczyłam tym jak dobrze potrafię być zorganizowana. Miałam listy na każdy miesiąc (potem już nawet na każdy dzień), plik w excelu z zapisaną każdą wydaną złotówką itd. Nie znam chyba jednak sposobu na to, jak się tego nauczyć. Ja po prostu jestem zadaniowcem (nie tylko w kwestii organizacji ślubu), potrzebuje liste i konkretne punkty, które mogę z niej wykreślać. Muszę mieć zawsze wszystko rozpisane i zanotowane w kalendarzu. Wiem, jak sama się ze mnie śmiałaś, gdy dokładnie planowałam napisanie postów. ;) U mnie to tak działa, że jak coś zapiszę to jest duże prawdopodobieństwo, że to po prostu zrobię. Więc zapisuje sporo. ;)
Rady dla Panien Młodych? Dla mnie to zdecydowanie właśnie przygotowanie listy rzeczy do załatwienia i skrupulatne dopisywanie do niej wszystkiego co nam przyjdzie po drodze do głowy. Wtedy o niczym nie zapomnicie.

Czy (i jeśli tak, to dlaczego) poleciłabyś narzeczonym zrobienie sesji narzeczeńskiej?
Jasne, że tak! Zawsze byłam na tak, zanim tę sesję jeszcze w ogóle zrobiliśmy. Przede wszystkim to jest rewelacyjna pamiątka. Ja się ciągle śmieję, że piękniejszych zdjęć to już pewnie w życiu mieć nie będziemy. No taka prawda. :P Poza tym zawsze jest to jakaś okazja do zapoznania się z fotografem, który przecież najczęściej jest dla was kimś zupełnie obcym, a ma wam towarzyszyć w tym ważnym dniu. Warto więc wykorzystać taką okazję na poznanie się i w dzień ślubu być już przynajmniej w tej kwestii spokojniejszym. Poza tym fotograf to jedno, ale jest jeszcze aparat. I na mnie on za pierwszym razem zadziałał naprawdę przerażająco i paraliżująco. :P Jest jeszcze kwestia tego jak podchodzicie do zdjęć. Ja zdjęcia uwielbiam i najchętniej obwiesiłabym nimi wszystkie ściany w mieszkaniu. Wiem, że po odebraniu gotowego materiału będę musiała się opanowywać. ;)  Na razie mamy dopiero kilka zdjęć zarówno z sesji narzeczeńskiej, jak i ze ślubu, a ja i tak je wszystkie oglądam kilka razy dziennie. Mam świra na tym punkcie, przyznaje się. :P
Róbcie sesję narzeczeńskie, róbcie koniecznie! Wiem, że narzeczeni są czasem mniej chętni i mój też taki był, ale zdecydowanie warto spróbować ich przekonać.

Ulubione pytania wszystkich w Internecie: Coś się nie udało? :) Coś byś zmieniła? :)
Nie zmieniłabym nic, bo każda zmiana spowodowałaby, że ten dzień nie byłby już taki sam. A w moim osobistym odczuciu był najlepszy, jaki tylko mógł być. :) Ale owszem były rzeczy, które się nie udały. Nie udała się nasza oprawa muzyczna na mszy. Nie dogadali się ze sobą ludzie, nawaliło nagłośnienie itd. Spojrzeliśmy się na siebie porozumiewawczo z PM przed tym ołtarzem. Ja wyszeptałam do niego, że coś nam nie wyszło z tą muzyką. Ale wszystko z uśmiechem. :P No co już mogliśmy wtedy zrobić? Choć znając mojego męża to przez sekundę mi przeszło przez myśl czy za chwilę mi spod tego ołtarza nie ucieknie, żeby zrobić tam porządek. :D
Kolejna rzecz, która nie wyszła to mój odnaleziony o trzeciej w nocy tren. Moja suknia początkowo miała tren składający się z trzech warstw: satyna, koronka i na to tiul. Z satyny zrezygnowałam od razu, ale koronka i tiul miały zostać. Na ostatniej przymiarce okazało się, że tren jest jednak tylko z tiulu. Trochę mi było przykro, bo ta koronka efektownie wyglądała, ale już się nawet nie odezwałam. Teraz po czasie wiem, że chyba się po prostu w tym salonie nie dogadałyśmy i że trzeba było temat trenu drążyć. Finalnie gdzieś już nad ranem przy moich tańcach i podskokach nagle pociągnęła się za moją suknią długa warstwa koronki. Byłam przekonana, że po prostu się porwała! I tak się już wtedy tylko z tego śmiałam. :P Jednak po dokładnych oględzinach moich przyjaciółek okazało się, że się po prostu odpiął koronkowy tren. Nie wierzyłam! Myślałam, że chcą mnie tylko uspokoić, że suknia jest w całości. Zaprowadziły mnie do lustra i wszystko dokładnie pokazały. No nic, sfotografujemy tren na plenerze. Lepiej, że odkryłam go tak późno niż w ogóle! :D
Może też do rzeczy, które nie wyszły można by zaliczyć moje spuchnięte nogi, które przestały mieścić się w butach już koło północy. :P Nie miałam żadnych innych na przebranie, więc przetańczyłam do rana na boso, a po weselu moje nogi wyglądały jakbym wróciła z pracy w kopalni. ;)
Poza tymi drobnymi wpadkami, cała reszta wyszła nawet lepiej niż planowaliśmy. :)

Czy mieliście jakiś motyw, kolor przewodni?
Nie mieliśmy koloru przewodniego, bo ja sama nie jestem zwolennikiem dobierania wszystkich dodatków w jednym kolorze, szukania w popłochu muchy o odpowiednim odcieniu, narzekania na ściany czy serwetki na sali. ;) Po prostu łatwiej się planuje gdy nie jest się ograniczonym choćby właśnie kolorystycznie. Mieliśmy za to motyw przewodni. Miało być sielsko, kolorowo, polnie czy nawet wiejsko jak się czasem śmiałam. :P Marzył mi się bukiet z polnych kwiatów, słoiki zamiast wazonów, mały drewniany kościół, wianek we włosach... I wszystkie te marzenia się pięknie ziściły! Nie byłam może typową panną młodą i nie potrafię nawet odpowiedzieć na pytanie z jakich kwiatów składał się mój bukiet, ale naprawdę szczerze polecam tą odrobinę luzu przy planowaniu. Moje florystki wiedziały tylko, że ma być kolorowo, nie interesowało mnie jakie to dokładnie będą kolory. ;)
Swoją drogą pamiętam jak pan od fotobudki uparcie chciał podkolorować nasze ptaszki (na wydrukach zdjęć) właśnie na kolor przewodni. A my je chcieliśmy po prostu czarne. ;)

Czy wykonywaliście jakieś rzeczy, dekoracje samodzielnie?
Kilka rzeczy przygotowaliśmy sami. Samodzielnie przygotowywaliśmy podziękowania dla gości, osobno zamawiając fiolki, osobno kupując odpowiednią herbatę i na koniec doczepiając zamówione karteczki. PM sam przygotował drogowskaz kierujący na nasze wesele oraz piękne, drewniane tablice na sznurkach. Były na nich wypisane ważne dla nas daty i parę słów. Dodatkowo zaproszenia, które co prawda kupowaliśmy gotowe, ale projekt zmodyfikowaliśmy samodzielnie - choć znów bardziej zrobił to PM. Muszę w ogóle mojego męża pochwalić, bo się niesamowicie zaangażował właśnie w te szczegóły i różne elementy wizualne. I bardzo się starał by wszystko wyszło idealnie. Po części sami zrobiliśmy też pudełko na koperty. Kupiliśmy zwykłe drewniane pudełko, które pomalowaliśmy na biało i ozdobiliśmy naszymi imionami oraz datą. Kupiliśmy w tym celu małe literki i cyfry wykonane ze sklejki.  

Jak spędziłaś sobotnie przedpołudnie?
Mieszkaliśmy już z PM razem przed ślubem, ale noc z piątku na sobotę postanowiliśmy dla podsycenia emocji spędzić osobno. Ja spałam u mojej mamy, gdzie w tym czasie nocowała też siostra z mężem i dwójką dzieci. Mieszkanie nie jest za duże, miejsc noclegowych też nie ma za wiele, więc spałyśmy w piątek we trójkę: ja, mama i moja niespełna trzyletnia siostrzenica. I to też było super! W sobotę od rana czytałam w łóżku bajki, potem układałam klocki itd. Ani trochę nie czułam, że DZIŚ wychodzę za mąż! :D Był czas i na zabawę i na spokojne śniadanie czy kawę. Fryzjerkę miałam dopiero o 10.30, ale gdy ona przyjechała nadal nie czułam, że to już. 

Organizowaliście tradycyjne błogosławieństwo?
Początkowo nie chcieliśmy błogosławieństwa w ogóle. U mnie jakoś nie ma tego zwyczaju. Mamie PM jednak bardzo na tym zależało. Wyszłam z założenia, że to jest temat, w którym absolutnie nie wypada nam się na siłę upierać, że nie chcemy, jeśli bliskiej nam osobie na tym zależy. Błogosławieństwo więc się odbyło, ale ciężko mi określić czy w tradycyjnej formie. Byliśmy my i rodzice, bez żadnych dalszych osób jak to się czasem zdarza. Nie było też klękania, a całość zajęła może trzy minuty. 

Czy możecie jakieś nauki i poradnie rodzinną w Poznaniu polecić?
Nauki robiliśmy w poznańskiej farze i trwały one przez trzy soboty z rzędu. Było to dla nas jedyne możliwe rozwiązanie, bo przez tryb pracy nie było mowy o naukach odbywających się w tygodniu. Wśród tego wszystkiego co się słucha o naukach te były w moim odczuciu całkiem ok. ;)
Poradnie (na ul. Gieburowskiego) natomiast odbyliśmy na jednym spotkaniu, które trwało podwójną ilość czasu i obejmowało tak jakby dwa spotkania. Trzecie spotkanie było dla chętnych. 

Jak wyglądały Wasze podziękowania dla rodziców i gości?
Z podziękowaniami dla rodziców mieliśmy początkowo spory problem. Moi rodzice są po rozwodzie co już automatycznie niektóre formy podziękowań (typu wycieczka/wyjście dla rodziców) wyklucza. Nie przekonywały mnie też różne znane formy podziękowań, takie jak skrzynie dla rodziców z alkoholem/słodyczami/kawą itd. Wiedzieliśmy też, że nie chcemy żadnej piosenki ani tańców. Przez jakiś czas chodziło mi po głowie by w ogóle nie dziękować na weselu tylko przed/po nim, ale rodzicom chyba jednak sprawiło przyjemność to, że odbyło się to w trakcie wesela. Na krótko przed ślubem ustaliliśmy, że damy rodzicom po jednym zdjęciu z naszej sesji narzeczeńskiej wywołanym w większym formacie i oprawionym. Nie przygotowaliśmy sobie też żadnej gotowej mowy. W rezultacie PM powiedział kilka zdań podziękowania do mikrofonu, a ja nie chcąc pozostać gorsza spróbowałam po nim. I tu właśnie wyszła moja łatwość do wzruszania się. Musiałam przerwać w pół zdania, bo nie byłam w stanie mówić. ;)
Natomiast z podziękowaniami dla gości poszło nam sprawniej i juz dużo wcześniej mieliśmy na nie pomysł. Przygotowaliśmy małe szklane fiolki z herbatą oraz doczepioną na sznurku karteczką z podziękowaniem. 

Jaką i skąd miałaś suknie ślubną? Czy w dniu ślubu byłaś z niej w pełni zadowolona?
Moją suknię ślubną zakupiłam w salonie AmyLove w Poznaniu. Była ona koronkowa z dodatkiem tiulu oraz pięknie wyciętymi plecami. To te plecy spowodowały, że właśnie ją wybrałam. :)
W tym temacie chyba jednak nie byłam typową panną młodą, bo wybór sukni był dla mnie jednym z mniej przyjemnych etapów przygotowań. Nigdy jakoś nie marzyłam o wielkiej, białej sukni i o tym by przez jeden dzień być księżniczką. :P Większość sukni ślubnych po prostu jakoś do mnie nie trafia. Jeszcze długi czas przed ślubem byłam zakochana w projektach Anny Kary – lekkich i zwiewnych. I pewnie bym jakąś suknię od niej kupiła, gdyby nie niesympatyczna obsługa na jaką natrafiłam w salonie w Poznaniu. ;) Jak widać to ma duże znaczenie!
Moja sukienka bardzo mi się podobała i nie żałuje jej wyboru, ale jestem też przekonana, że gdybym miała szukać jej po raz drugi to zdecydowałabym się na inną. Pewnie bardziej sielską i lekką. ;) 

Jak zareagował PM, gdy Cię zobaczył?
To był zdecydowanie najlepszy moment całego tego dnia! Zacznijmy od tego, że jestem wielką zwolenniczką tych tzw. first looków i wiedziałam, że to musi być moment pełen emocji. Bardzo chciałam byśmy byli wtedy z PM sami (jedynie z fotografem gdzieś z boku). Miałam w planach by po prostu wszystkich z tego mieszkania na kilka minut delikatnie wyprosić. Jednak w całym tym przedślubnym zamieszaniu, gdy w mamy mieszkaniu było już naprawdę sporo ludzi chciałam machnąć ręką i z tego zrezygnować. I to chyba tylko dzięki uporowi mojej świadkowej pomysł jednak został zrealizowany i wszyscy z tego mieszkania zostali po prostu wyrzuceni. ;) PM gdy mnie zobaczył to się po prostu niesamowicie wzruszył i dla mnie to było najpiękniejsze i najcudowniejsze co tylko mógł zrobić. Na co dzień to ja jestem tą osobą, która często wzrusza się i płacze, jemu się raczej nie zdarza i nie spodziewałam się takiej reakcji. Ja nawet nie byłam przekonana czy jemu się spodoba moja suknia czy fryzura. :P
Zdecydowanie polecam wszystkim zorganizowanie tego momentu sam na sam, wystarczy dosłownie kilka minut. Gdy macie ogród zadanie jest ułatwione i nie trzeba ludzi wyrzucać z domu. :P

Na co dzień nosisz okulary, dlaczego w dniu ślubu zdecydowałaś się na soczewki kontaktowe? 
Ani przez jedną minutę nie przyszło mi do głowy by iść do ślubu w okularach. Jakoś mi się to nie zgrywało z całą wizją mojego wyglądu tego dnia. Nie wspominając już po prostu o wygodzie podczas tańców itd. Przez długi czas myślałam, że po prostu zdejmę okulary na ten dzień i tyle. Mam niewielką wadę i wydawało mi się, że przeżyje ten dzień bez nich. Ale tak na kilka miesięcy przed ślubem zaczęłam skupiać się na tym, jak jednak niewyraźnie widzę, wszystko co jest choćby kawałek dalej, bez okularów. I pomyślałam sobie, że przecież tego jednego, jedynego dnia chcę właśnie zobaczyć i zapamiętać jak najwięcej! Tak urodził się pomysł z soczewkami, których nigdy wcześniej nie nosiłam i nie wiedziałam czy to w ogóle jest dla mnie. Po badaniu i odpowiednim dobraniu soczewek okazało się to prostsze niż myślałam. Od samego początku nie miałam żadnego problemu z ich zakładaniem czy ściąganiem, a moje oczy też bardzo dobrze znosiły nawet długie godziny z nimi. Na pewno nie zdecydowałabym się na założenie soczewek pierwszy raz w dniu ślubu, bo nigdy nie wiemy jak nasze oczy zareagują. Ja je kilka razy testowałam nim nastał ten dzień. Jestem bardzo zadowolona, że nie zdecydowałam się pójść zupełnie bez niczego, bo wyraźny obraz w dniu własnego ślubu jest jednak bardzo ważny. :)
Na co dzień jednak bardo lubię moje okulary i soczewki noszę teraz zdecydowanie sporadycznie.

Czy pojawiły się u Ciebie łzy podczas przysięgi lub w innym momencie?
Łez podczas przysięgi nie było co zdziwiło mnie niesamowicie, bo mi naprawdę dużo nie potrzeba by się wzruszyć. Płaczę na filmach, płaczę na cudzych ślubach, nawet na reklamach zdarza mi się uronić łzę. :P Moje emocje dzień przed ślubem czy w sam dzień ślubu mocno mnie zaskoczyły. Nie było stresu, nie było płaczu, była duża pewność i z tego co mówią ludzie dookoła-dużo uśmiechu.
Były tylko dwa krótkie momenty, gdy rzeczywiście łezka mi się w oku zakręciła. Przy podziękowaniach rodzicom i przy przemowie mojej mamy. Powiedziała ona wznosząc toast kilka zdań o mnie, o PM, o nas i bardzo mnie to wtedy wzruszyło.

Czy stresowaliście się pierwszym tańcem? Jak sobie z nim poradziliście?
Pierwszy taniec to była moja zmora od samego początku. Najchętniej bym całkowicie z niego zrezygnowała, ewentualnie pobujała się przed dwie minuty przytulona do PM. Jemu jednak zależało na tym by nauczyć się czegoś więcej, a ja (z miłości) się zgodziłam. ;) Odbyliśmy pięć indywidualnych lekcji i nauczyliśmy się krótkiego, dwuminutowego układu. Ja stresowałam się strasznie już na samych lekcjach (choć miałam też z nich sporo frajdy) i byłam pewna, że na weselu po prostu będzie panika z mojej strony. A tu znów zaskoczenie. ;) Zatańczyliśmy pierwszy taniec oboje na totalnym luzie i z szerokimi uśmiechami. Co więcej, już po tym tańcu okazało się, że moich rodziców nie było w tym czasie na sali. Mama nie mogła przeboleć tego, że ją ten taniec ominął. Tym sposobem już po dobrych 2-3 godzinach poprosiła DJa o DRUGI pierwszy taniec. On oczywiście najpierw przyszedł z tym do nas, a ja znów na totalnym luzie machnęłam ręką i się zgodziłam.
Nie chciałam zatańczyć ani jednego pierwszego tańca, a zatańczyliśmy dwa i nie miałabym wtedy większego problemu by zrobić to jeszcze kolejny raz. :D

Jak poradziłaś sobie ze stresem, o ile w ogóle był?
Stresu naprawdę nie było i do tej pory w to nie wierzę! W wieczór przed ślubem, gdy byliśmy na sali, zachwyciłam się jak będzie pięknie, ale nadał nie czułam, że to już. Rozstawialiśmy winietki, podziękowania dla gości, a ja nie potrafiłam sobie wyobrazić, że jutro będziemy się tam bawić na naszym weselu.
Jedyny moment kiedy poczułam jakikolwiek stres to było wtedy, gdy w sobotę przyjechali fotografowie (fryzjerka i makijażystka wcześniej nie zrobiły na mnie wrażenia, mimo że przecież nikt na co dzień tak wokół mnie nie biega :D). Ale ten stres i szybsze bicie serca potrwało kilka minut i przeszło. Potem wszystko było na spokojnie. A gdy przyjechał Pan Młody to już w ogóle niczego się nie bałam. ;) I mówię to ja – najbardziej zestresowana osoba na świecie! :P
Gdy usiedliśmy przed ołtarzem to wiem, że trzęsły mi się ręce, bo widziałam jak lata mi bukiet. :D Ale ja nie potrafię utrzymać nietrzęsących się rąk w żadnej sytuacj,i więc tutaj akurat nie mogło być inaczej.

Jakieatrakcje były przewidziane dla gości? Jak na nie zareagowali?
Chcieliśmy się zdecydować tylko na jedną taką typową atrakcję weselną typu fotobudka/barman/sztuczne ognie itd. Nie chcieliśmy robić kilku rzeczy po części ze względu na koszty, ale w dużej mierze też dlatego, że według mnie co za dużo to nie zdrowo. Nieraz powtarzam, że wesele to nie festyn, żeby prześcigać się z atrakcjami, a mam wrażenie, że trochę to w tę stronę czasem idzie. Była więc fotobudka, która cieszyła się rzeczywiście super wzięciem, ale nie spowodowała jednocześnie, żeby na parkiecie było pusto. Były też już późnym wieczorem zimne ognie zapalone na dworze oraz o północy kilka oczepinowych konkursów.
Mam bardziej tradycyjne podejście do atrakcji weselnych i dla mnie nadal największą atrakcją jest muzyka i tańce. Z naszymi przyjaciółmi zostaliśmy na parkiecie do rana. :)

Czy księdza gości połączona z fotobudką okazała się dobrym pomysłem?
Jak najbardziej. To, że będziemy mieć fotobudkę ustaliliśmy już na samym początku organizacji naszego wesela. Udało nam się ją dodatkowo załatwić w całkiem korzystnej cenie. Skoro fotobudka, to bardzo szybko przyszedł nam do głowy pomysł, by te zdjęcia wykorzystać właśnie w księdze gości. Stworzyliśmy w tym celu instrukcje, którą postawiliśmy przy księdze. Goście robili masę zdjęć, wklejali nam do środka i pisali nam życzenia. Nie byłam pewna czy to się uda i czy w rezultacie nie zostanie nam więcej pustych kartek niż pełnych. Udało się bardzo i mamy prawie całą księgę wypełnioną. :) Polecam, to bardzo fajna pamiątka!

Kto pomagał Wam w organizacji/koordynacji/ogarnianiu podczas wesela?
Podczas wesela bardzo, bardzo pomogli nam świadkowie. Wybraliśmy do tej roli naszych najlepszych przyjaciół i był to zdecydowanie najlepszy wybór. Byli z nami już od przygotowań w domach i zostali do samego końca wesela. Byli niezastąpieni od samego początku. Pomagali w koordynowaniu ludzi: zapraszali wszystkich do wejścia do kościoła byśmy mogli wejść ostatni i tak samo po mszy zadbali o to by wszyscy czekali na nas na zewnątrz. Pomogli przy życzeniach odbierając wszystkie prezenty. My nie musieliśmy o tym w ogóle myśleć. Odebrali klucze od naszego pokoju, wszystkie nasze rzeczy porozkładali, pochowali itd. Dzięki tym dwóm osobom my z PM naprawdę nie musieliśmy się zajmować takimi kwestiami właśnie organizacyjnymi podczas wesela. Byli nieocenieni także w dalszej części wesela – to tylko dzięki nim tak fajnie wyszła akcja z zimnymi ogniami.
W trakcie wesela bardzo nam pomogła również siostra PM, która zajęła się wszelkimi płatnościami, których trzeba było dokonać tego dnia.

Z czego, biorąc pod uwagę wszystkie efekty przygotowań, jesteś najbardziej zadowolona?
Mogę odpowiedzieć ze wszystkiego? :D Bo chyba nie potrafię odpowiedzieć inaczej. Wszystkie te elementy złożyły się na tak cudowną całość, że nie odjęłabym niczego z tego dnia. Miałam najpiękniejszy bukiet na świecie, pięknie udekorowaną salę, makijaż jakiego nie miałam wcześniej nigdy w życiu, cudownych gości, najlepszych świadków, świetnie poprowadzone wesele, a z tego wszystkiego będą jeszcze przepiękne zdjęcia. Głupio się tak zachwycać własnym ślubem i weselem, nie? :D
Ja już mówiłam, że nic bym nie zmieniła, a zachwycałam się każdym elementem po kolej i ciężko mi wybrać numer jeden.

Co było dla Ciebie najtrudniejsze w całym tym dniu?
Najtrudniejsze? Chyba nie mam czegoś takiego. Trudno to się tańczyło i chodziło w za długiej sukni na boso co najwyżej. :D
Ten dzień był prostszy i dużo mniej stresujący niż mi się wcześniej wydawało, że będzie.

Gdzie zdecydowaliście się zrobić sesję poślubną?
Sesję poślubną robimy jutro! :) I znów strasznie, strasznie się cieszę na kolejne śliczne zdjęcia. :D
Mi jakiś czas temu zupełnie przypadkowo wpadły w oko Kolorowe Jeziorka w Rudawach Janowickich – gdzieś mi po prostu mignęło jedno zdjęcie z tego miejsca. Pokazałam PM komentując, że ładne byłyby tam zdjęcia. A on już sam opowiedział o tym naszym fotografom i tym sposobem zostało postanowione. ;) Z Poznania mamy więc trochę kilometrów i moja mama, gdy się dowiedziała o tym pomyślę powiedziała: „Dziecko drogie! Ale czemu wy jedziecie tak daleko pod ten Karpacz? Czy w okolicy Poznania nie ma ładnych miejsc na zdjęcia?” :D Oczywiście, że są! Przykładem jest choćby nasza sesja narzeczeńska wykonana pod Poznaniem. Ale gdzieś dalej piękna miejsca też są, więc dlaczego by nie pojechać?

I na koniec... Twoje najzabawniejsze wspomnienie z tego dnia :)
Było kilka sytuacji, które wywołały u mnie tego dnia śmiech i jednocześnie są teraz miłymi wspomnieniami. Był odnaleziony nad ranem tren, były dwa pierwsze tańce, był też wielki robal na mojej sukni (naprawdę gigantyczny!), a mój mąż zamiast go natychmiast ściągnąć, najpierw poprosił naszą fotograf o zrobienie mu zdjęcia! :P Były żarty z drogich skarpetek mojego męża i wyciągnięty na oczepinach paragon z McDonalda z tego dnia. Tak, mój przyszły mąż jadąc po mnie wjechał ze świadkiem do McDonalda! Na pół godziny przed ceremonią było też nasze wspólne (moje i PM) pójście do toalety, ponieważ nie radziłam sobie sama z suknią. W perspektywie nas przed ołtarzem za kilka chwil było to naprawdę zabawne. ;)
I właśnie te różne śmieszne historie tworzą ten niepowtarzalny dzień. Nie najpiękniejszy, ale na pewno jeden z piękniejszych. Czekamy na kolejne! :)

Jeśli ciągle Wam mało, to... kiedyś doczekacie się wpisu Dagi do GNPM, a dziś... odsyłam Was na JEJ blog - Nasze ślubne opowieści :)

6 komentarzy:

  1. Jej, milion razy widziałam już to zdjęcie u bajkowych, ale dopiero teraz zorientowałam się,że Dagmara ze zdjęcia to TA Dagmara! Wow, wow i jeszcze raz wow!Jesteście przepiękni, dużo szczęścia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dokładnie tak samo!! Też widziałem to zdjęcia kilka razy ale nie wiedziałem, że to o tą Dagmarę chodzi. Fotka przekozak i najodniejsza chyba w tym sezonie ślubnym ;)

      Usuń
    2. Dziękujemy :). Mamy szczęście robić takie grupowe od 3 sezonów. Super tani i efektowny element wesela.

      Usuń
  2. Czytam ten wywiad i czuję się jakbym czytała o sobie. :) Od samego początku, gdy zaczęły pojawiać się na blogu wpisy Dagmary trochę się z nią utożsamiałam. Choćby dlatego, że różnił nas tylko tydzień w datach ślubu. Mogłam porównywać moje postępy "prac". :) A dzisiaj czytam ten post i dokładnie wiem jak się czuła tego dnia, ponieważ ja miałam tak samo. Uśmiech, luz, i wszystko po mojej myśli. Serdeczne gratulacje dla Nowożeńców!

    OdpowiedzUsuń
  3. W Amy Love w Poznaniu byłam 2 razy (ostatecznie wybrałam inny salon), moja przyjaciółka tydzień temu odbierała tam swoją suknię i powiem tak. Obsługa jest bardzo miła na pierwszej wizycie, potem już każda kolejna coraz gorzej, a ostatnia to masakra. Okazuje się kolejno, że za wszystko trzeba płacić dodatkowo: halka dodatkowo, tren, który był dopinany i stanowił część sukni, pasek, bolerko 550zł a hitem było jak Pani spytała czy doliczyć 20zł za pokrowiec. W dodatku, gdy na drugiej przymiarce okazało się, że suknia została lekko przydepnięta i zagnieciona to spytałam, czy suknia będzie jeszcze wyprana i przeprasowana (w innym salonie w Poznaniu, w którym wybrałam moją suknię, prana była nawet po ostatecznej przymiarce bo Pani jeszcze dotykała ją palcami) to Pani z obrazą powiedziała "już była prana i prasowana, a w hotelu mają żelazka parowe więc sobie wyprasujemy". Jednym słowem nie polecam. Obsługa na marnym poziomie jak na to ile się płaci.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspanialy wywiad! Mi pozostal jeszcze miesiac I nerwy zaczynaja brac gore :) bardzo zabawna sytuacja z ta suknia ;) a czy Dagmara moglaby napisac troche wiecej o zimnych ogniach? Razem z narzeczonym chcielibysmy je miec na slubie, wszystko bylo juz przygotowane (po co one i dlaczego), ale teraz glowny element wesela, dla ktorego byly one organizowane wypadl z naszego planu I tak zostalismy z zimnymi ogniami I nie wiemy jak je zapowiedziec gosciom. Myslimy zeby byly przed tortem. Czy Dagmara moglaby wiecej napisac w jaki sposob zostaly zapowiedziane?

    OdpowiedzUsuń