Bajkowe Śluby |
Rozmawiam z wieloma Pannami Młodymi i muszę przyznać, że nie spotkałam jeszcze tak dobrze zorganizowanej, z planem na każdy dzień, jak Ty. Jak się tego nauczyć? Masz dla innych jakieś rady?
Nie do końca wiem jak na to pytanie odpowiedzieć.
;) Rzeczywiście podczas organizacji ślubu sama siebie zaskoczyłam tym jak dobrze
potrafię być zorganizowana. Miałam listy na każdy miesiąc (potem już nawet na
każdy dzień), plik w excelu z zapisaną każdą wydaną złotówką itd. Nie znam
chyba jednak sposobu na to, jak się tego nauczyć. Ja po prostu jestem
zadaniowcem (nie tylko w kwestii organizacji ślubu), potrzebuje liste i
konkretne punkty, które mogę z niej wykreślać. Muszę mieć zawsze wszystko
rozpisane i zanotowane w kalendarzu. Wiem, jak sama się ze mnie śmiałaś, gdy
dokładnie planowałam napisanie postów. ;) U mnie to tak działa, że jak coś
zapiszę to jest duże prawdopodobieństwo, że to po prostu zrobię. Więc zapisuje
sporo. ;)
Rady dla Panien Młodych? Dla mnie to zdecydowanie
właśnie przygotowanie listy rzeczy do załatwienia i skrupulatne dopisywanie do
niej wszystkiego co nam przyjdzie po drodze do głowy. Wtedy o niczym nie
zapomnicie.
Czy (i
jeśli tak, to dlaczego) poleciłabyś narzeczonym zrobienie sesji narzeczeńskiej?
Jasne, że tak! Zawsze byłam na tak, zanim tę
sesję jeszcze w ogóle zrobiliśmy. Przede wszystkim to jest rewelacyjna
pamiątka. Ja się ciągle śmieję, że piękniejszych zdjęć to już pewnie w życiu
mieć nie będziemy. No taka prawda. :P Poza tym zawsze jest to jakaś okazja do
zapoznania się z fotografem, który przecież najczęściej jest dla was kimś
zupełnie obcym, a ma wam towarzyszyć w tym ważnym dniu. Warto więc wykorzystać
taką okazję na poznanie się i w dzień ślubu być już przynajmniej w tej kwestii
spokojniejszym. Poza tym fotograf to jedno, ale jest jeszcze aparat. I na mnie
on za pierwszym razem zadziałał naprawdę przerażająco i paraliżująco. :P Jest
jeszcze kwestia tego jak podchodzicie do zdjęć. Ja zdjęcia uwielbiam i
najchętniej obwiesiłabym nimi wszystkie ściany w mieszkaniu. Wiem, że po
odebraniu gotowego materiału będę musiała się opanowywać. ;) Na razie mamy dopiero kilka zdjęć zarówno z
sesji narzeczeńskiej, jak i ze ślubu, a ja i tak je wszystkie oglądam kilka
razy dziennie. Mam świra na tym punkcie, przyznaje się. :P
Róbcie sesję narzeczeńskie, róbcie koniecznie!
Wiem, że narzeczeni są czasem mniej chętni i mój też taki był, ale zdecydowanie
warto spróbować ich przekonać.
Ulubione
pytania wszystkich w Internecie: Coś się nie udało? :) Coś byś zmieniła? :)
Nie zmieniłabym nic, bo każda zmiana
spowodowałaby, że ten dzień nie byłby już taki sam. A w moim osobistym odczuciu
był najlepszy, jaki tylko mógł być. :) Ale owszem były rzeczy, które się nie
udały. Nie udała się nasza oprawa muzyczna na mszy. Nie dogadali się ze sobą
ludzie, nawaliło nagłośnienie itd. Spojrzeliśmy się na siebie porozumiewawczo z
PM przed tym ołtarzem. Ja wyszeptałam do niego, że coś nam nie wyszło z tą
muzyką. Ale wszystko z uśmiechem. :P No co już mogliśmy wtedy zrobić? Choć
znając mojego męża to przez sekundę mi przeszło przez myśl czy za chwilę mi
spod tego ołtarza nie ucieknie, żeby zrobić tam porządek. :D
Kolejna rzecz, która nie wyszła to mój
odnaleziony o trzeciej w nocy tren. Moja suknia początkowo miała tren
składający się z trzech warstw: satyna, koronka i na to tiul. Z satyny
zrezygnowałam od razu, ale koronka i tiul miały zostać. Na ostatniej przymiarce
okazało się, że tren jest jednak tylko z tiulu. Trochę mi było przykro, bo ta
koronka efektownie wyglądała, ale już się nawet nie odezwałam. Teraz po czasie
wiem, że chyba się po prostu w tym salonie nie dogadałyśmy i że trzeba było
temat trenu drążyć. Finalnie gdzieś już nad ranem przy moich tańcach i
podskokach nagle pociągnęła się za moją suknią długa warstwa koronki. Byłam
przekonana, że po prostu się porwała! I tak się już wtedy tylko z tego śmiałam.
:P Jednak po dokładnych oględzinach moich przyjaciółek okazało się, że się po
prostu odpiął koronkowy tren. Nie wierzyłam! Myślałam, że chcą mnie tylko uspokoić,
że suknia jest w całości. Zaprowadziły mnie do lustra i wszystko dokładnie
pokazały. No nic, sfotografujemy tren na plenerze. Lepiej, że odkryłam go tak
późno niż w ogóle! :D
Może też do rzeczy, które nie wyszły można by
zaliczyć moje spuchnięte nogi, które przestały mieścić się w butach już koło
północy. :P Nie miałam żadnych innych na przebranie, więc przetańczyłam do rana
na boso, a po weselu moje nogi wyglądały jakbym wróciła z pracy w kopalni. ;)
Poza tymi drobnymi wpadkami, cała reszta wyszła nawet
lepiej niż planowaliśmy. :)
Czy
mieliście jakiś motyw, kolor przewodni?
Nie mieliśmy koloru przewodniego, bo ja sama nie
jestem zwolennikiem dobierania wszystkich dodatków w jednym kolorze, szukania w
popłochu muchy o odpowiednim odcieniu, narzekania na ściany czy serwetki na
sali. ;) Po prostu łatwiej się planuje gdy nie jest się ograniczonym choćby
właśnie kolorystycznie. Mieliśmy za to motyw przewodni. Miało być sielsko,
kolorowo, polnie czy nawet wiejsko jak się czasem śmiałam. :P Marzył mi się bukiet
z polnych kwiatów, słoiki zamiast wazonów, mały drewniany kościół, wianek we
włosach... I wszystkie te marzenia się pięknie ziściły! Nie byłam może typową
panną młodą i nie potrafię nawet odpowiedzieć na pytanie z jakich kwiatów
składał się mój bukiet, ale naprawdę szczerze polecam tą odrobinę luzu przy
planowaniu. Moje florystki wiedziały tylko, że ma być kolorowo, nie
interesowało mnie jakie to dokładnie będą kolory. ;)
Swoją drogą pamiętam jak pan od fotobudki uparcie
chciał podkolorować nasze ptaszki (na wydrukach zdjęć) właśnie na kolor
przewodni. A my je chcieliśmy po prostu czarne. ;)
Czy
wykonywaliście jakieś rzeczy, dekoracje samodzielnie?
Kilka rzeczy przygotowaliśmy sami. Samodzielnie
przygotowywaliśmy podziękowania dla gości, osobno zamawiając fiolki, osobno
kupując odpowiednią herbatę i na koniec doczepiając zamówione karteczki. PM sam
przygotował drogowskaz kierujący na nasze wesele oraz piękne, drewniane tablice
na sznurkach. Były na nich wypisane ważne dla nas daty i parę słów. Dodatkowo
zaproszenia, które co prawda kupowaliśmy gotowe, ale projekt zmodyfikowaliśmy
samodzielnie - choć znów bardziej zrobił to PM. Muszę w ogóle mojego męża
pochwalić, bo się niesamowicie zaangażował właśnie w te szczegóły i różne
elementy wizualne. I bardzo się starał by wszystko wyszło idealnie. Po części
sami zrobiliśmy też pudełko na koperty. Kupiliśmy zwykłe drewniane pudełko,
które pomalowaliśmy na biało i ozdobiliśmy naszymi imionami oraz datą.
Kupiliśmy w tym celu małe literki i cyfry wykonane ze sklejki.
Jak
spędziłaś sobotnie przedpołudnie?
Mieszkaliśmy już z PM razem przed ślubem, ale noc
z piątku na sobotę postanowiliśmy dla podsycenia emocji spędzić osobno. Ja
spałam u mojej mamy, gdzie w tym czasie nocowała też siostra z mężem i dwójką
dzieci. Mieszkanie nie jest za duże, miejsc noclegowych też nie ma za wiele,
więc spałyśmy w piątek we trójkę: ja, mama i moja niespełna trzyletnia
siostrzenica. I to też było super! W sobotę od rana czytałam w łóżku bajki,
potem układałam klocki itd. Ani trochę nie czułam, że DZIŚ wychodzę za mąż! :D
Był czas i na zabawę i na spokojne śniadanie czy kawę. Fryzjerkę miałam dopiero
o 10.30, ale gdy ona przyjechała nadal nie czułam, że to już.
Organizowaliście
tradycyjne błogosławieństwo?
Początkowo nie chcieliśmy błogosławieństwa w
ogóle. U mnie jakoś nie ma tego zwyczaju. Mamie PM jednak bardzo na tym
zależało. Wyszłam z założenia, że to jest temat, w którym absolutnie nie wypada
nam się na siłę upierać, że nie chcemy, jeśli bliskiej nam osobie na tym zależy.
Błogosławieństwo więc się odbyło, ale ciężko mi określić czy w tradycyjnej
formie. Byliśmy my i rodzice, bez żadnych dalszych osób jak to się czasem
zdarza. Nie było też klękania, a całość zajęła może trzy minuty.
Czy możecie
jakieś nauki i poradnie rodzinną w Poznaniu polecić?
Nauki robiliśmy w poznańskiej farze i trwały one
przez trzy soboty z rzędu. Było to dla nas jedyne możliwe rozwiązanie, bo przez
tryb pracy nie było mowy o naukach odbywających się w tygodniu. Wśród tego
wszystkiego co się słucha o naukach te były w moim odczuciu całkiem ok. ;)
Poradnie (na ul. Gieburowskiego) natomiast
odbyliśmy na jednym spotkaniu, które trwało podwójną ilość czasu i obejmowało
tak jakby dwa spotkania. Trzecie spotkanie było dla chętnych.
Jak
wyglądały Wasze podziękowania dla rodziców i gości?
Z podziękowaniami dla rodziców mieliśmy
początkowo spory problem. Moi rodzice są po rozwodzie co już automatycznie
niektóre formy podziękowań (typu wycieczka/wyjście dla rodziców) wyklucza. Nie
przekonywały mnie też różne znane formy podziękowań, takie jak skrzynie dla
rodziców z alkoholem/słodyczami/kawą itd. Wiedzieliśmy też, że nie chcemy
żadnej piosenki ani tańców. Przez jakiś czas chodziło mi po głowie by w ogóle
nie dziękować na weselu tylko przed/po nim, ale rodzicom chyba jednak sprawiło
przyjemność to, że odbyło się to w trakcie wesela. Na krótko przed ślubem
ustaliliśmy, że damy rodzicom po jednym zdjęciu z naszej sesji narzeczeńskiej
wywołanym w większym formacie i oprawionym. Nie przygotowaliśmy sobie też
żadnej gotowej mowy. W rezultacie PM powiedział kilka zdań podziękowania do
mikrofonu, a ja nie chcąc pozostać gorsza spróbowałam po nim. I tu właśnie
wyszła moja łatwość do wzruszania się. Musiałam przerwać w pół zdania, bo nie
byłam w stanie mówić. ;)
Natomiast z podziękowaniami dla gości poszło nam
sprawniej i juz dużo wcześniej mieliśmy na nie pomysł. Przygotowaliśmy małe
szklane fiolki z herbatą oraz doczepioną na sznurku karteczką z podziękowaniem.
Jaką i skąd
miałaś suknie ślubną? Czy w dniu ślubu byłaś z niej w pełni zadowolona?
Moją suknię ślubną zakupiłam w salonie AmyLove w
Poznaniu. Była ona koronkowa z dodatkiem tiulu oraz pięknie wyciętymi plecami.
To te plecy spowodowały, że właśnie ją wybrałam. :)
W tym temacie chyba jednak nie byłam typową panną
młodą, bo wybór sukni był dla mnie jednym z mniej przyjemnych etapów
przygotowań. Nigdy jakoś nie marzyłam o wielkiej, białej sukni i o tym by przez
jeden dzień być księżniczką. :P Większość sukni ślubnych po prostu jakoś do
mnie nie trafia. Jeszcze długi czas przed ślubem byłam zakochana w projektach
Anny Kary – lekkich i zwiewnych. I pewnie bym jakąś suknię od niej kupiła, gdyby
nie niesympatyczna obsługa na jaką natrafiłam w salonie w Poznaniu. ;) Jak
widać to ma duże znaczenie!
Moja sukienka bardzo mi się podobała i nie żałuje
jej wyboru, ale jestem też przekonana, że gdybym miała szukać jej po raz drugi
to zdecydowałabym się na inną. Pewnie bardziej sielską i lekką. ;)
Jak
zareagował PM, gdy Cię zobaczył?
To był zdecydowanie najlepszy moment całego tego
dnia! Zacznijmy od tego, że jestem wielką zwolenniczką tych tzw. first looków i
wiedziałam, że to musi być moment pełen emocji. Bardzo chciałam byśmy byli
wtedy z PM sami (jedynie z fotografem gdzieś z boku). Miałam w planach by po
prostu wszystkich z tego mieszkania na kilka minut delikatnie wyprosić. Jednak
w całym tym przedślubnym zamieszaniu, gdy w mamy mieszkaniu było już naprawdę
sporo ludzi chciałam machnąć ręką i z tego zrezygnować. I to chyba tylko dzięki
uporowi mojej świadkowej pomysł jednak został zrealizowany i wszyscy z tego
mieszkania zostali po prostu wyrzuceni. ;) PM gdy mnie zobaczył to się po
prostu niesamowicie wzruszył i dla mnie to było najpiękniejsze i
najcudowniejsze co tylko mógł zrobić. Na co dzień to ja jestem tą osobą, która
często wzrusza się i płacze, jemu się raczej nie zdarza i nie spodziewałam się
takiej reakcji. Ja nawet nie byłam przekonana czy jemu się spodoba moja suknia
czy fryzura. :P
Zdecydowanie polecam wszystkim zorganizowanie
tego momentu sam na sam, wystarczy dosłownie kilka minut. Gdy macie ogród
zadanie jest ułatwione i nie trzeba ludzi wyrzucać z domu. :P
Na co dzień
nosisz okulary, dlaczego w dniu ślubu zdecydowałaś się na soczewki
kontaktowe?
Ani przez jedną minutę nie przyszło mi do głowy
by iść do ślubu w okularach. Jakoś mi się to nie zgrywało z całą wizją mojego
wyglądu tego dnia. Nie wspominając już po prostu o wygodzie podczas tańców itd.
Przez długi czas myślałam, że po prostu zdejmę okulary na ten dzień i tyle. Mam
niewielką wadę i wydawało mi się, że przeżyje ten dzień bez nich. Ale tak na
kilka miesięcy przed ślubem zaczęłam skupiać się na tym, jak jednak niewyraźnie
widzę, wszystko co jest choćby kawałek dalej, bez okularów. I pomyślałam sobie,
że przecież tego jednego, jedynego dnia chcę właśnie zobaczyć i zapamiętać jak
najwięcej! Tak urodził się pomysł z soczewkami, których nigdy wcześniej nie
nosiłam i nie wiedziałam czy to w ogóle jest dla mnie. Po badaniu i odpowiednim
dobraniu soczewek okazało się to prostsze niż myślałam. Od samego początku nie
miałam żadnego problemu z ich zakładaniem czy ściąganiem, a moje oczy też
bardzo dobrze znosiły nawet długie godziny z nimi. Na pewno nie zdecydowałabym
się na założenie soczewek pierwszy raz w dniu ślubu, bo nigdy nie wiemy jak
nasze oczy zareagują. Ja je kilka razy testowałam nim nastał ten dzień. Jestem
bardzo zadowolona, że nie zdecydowałam się pójść zupełnie bez niczego, bo
wyraźny obraz w dniu własnego ślubu jest jednak bardzo ważny. :)
Na co dzień jednak bardo lubię moje okulary i
soczewki noszę teraz zdecydowanie sporadycznie.
Czy
pojawiły się u Ciebie łzy podczas przysięgi lub w innym momencie?
Łez podczas przysięgi nie było co zdziwiło mnie
niesamowicie, bo mi naprawdę dużo nie potrzeba by się wzruszyć. Płaczę na
filmach, płaczę na cudzych ślubach, nawet na reklamach zdarza mi się uronić
łzę. :P Moje emocje dzień przed ślubem czy w sam dzień ślubu mocno mnie
zaskoczyły. Nie było stresu, nie było płaczu, była duża pewność i z tego co mówią ludzie dookoła-dużo uśmiechu.
Były tylko dwa krótkie momenty, gdy rzeczywiście
łezka mi się w oku zakręciła. Przy podziękowaniach rodzicom i przy przemowie
mojej mamy. Powiedziała ona wznosząc toast kilka zdań o mnie, o PM, o nas i
bardzo mnie to wtedy wzruszyło.
Czy
stresowaliście się pierwszym tańcem? Jak sobie z nim poradziliście?
Pierwszy taniec to była moja zmora od samego
początku. Najchętniej bym całkowicie z niego zrezygnowała, ewentualnie pobujała
się przed dwie minuty przytulona do PM. Jemu jednak zależało na tym by nauczyć
się czegoś więcej, a ja (z miłości) się zgodziłam. ;) Odbyliśmy pięć
indywidualnych lekcji i nauczyliśmy się krótkiego, dwuminutowego układu. Ja
stresowałam się strasznie już na samych lekcjach (choć miałam też z nich sporo
frajdy) i byłam pewna, że na weselu po prostu będzie panika z mojej strony. A
tu znów zaskoczenie. ;) Zatańczyliśmy pierwszy taniec oboje na totalnym luzie i
z szerokimi uśmiechami. Co więcej, już po tym tańcu okazało się, że moich
rodziców nie było w tym czasie na sali. Mama nie mogła przeboleć tego, że ją
ten taniec ominął. Tym sposobem już po dobrych 2-3 godzinach poprosiła DJa o
DRUGI pierwszy taniec. On oczywiście najpierw przyszedł z tym do nas, a ja znów
na totalnym luzie machnęłam ręką i się zgodziłam.
Nie chciałam zatańczyć ani jednego pierwszego
tańca, a zatańczyliśmy dwa i nie miałabym wtedy większego problemu by zrobić to
jeszcze kolejny raz. :D
Jak
poradziłaś sobie ze stresem, o ile w ogóle był?
Stresu naprawdę nie było i do tej pory w to nie
wierzę! W wieczór przed ślubem, gdy byliśmy na sali, zachwyciłam się jak będzie
pięknie, ale nadał nie czułam, że to już. Rozstawialiśmy winietki,
podziękowania dla gości, a ja nie potrafiłam sobie wyobrazić, że jutro będziemy
się tam bawić na naszym weselu.
Jedyny moment kiedy poczułam jakikolwiek stres to
było wtedy, gdy w sobotę przyjechali fotografowie (fryzjerka i makijażystka
wcześniej nie zrobiły na mnie wrażenia, mimo że przecież nikt na co dzień tak
wokół mnie nie biega :D). Ale ten stres i szybsze bicie serca potrwało kilka
minut i przeszło. Potem wszystko było na spokojnie. A gdy przyjechał Pan Młody
to już w ogóle niczego się nie bałam. ;) I mówię to ja – najbardziej
zestresowana osoba na świecie! :P
Gdy usiedliśmy przed ołtarzem to wiem, że trzęsły
mi się ręce, bo widziałam jak lata mi bukiet. :D Ale ja nie potrafię utrzymać
nietrzęsących się rąk w żadnej sytuacj,i więc tutaj akurat nie mogło być
inaczej.
Jakieatrakcje były przewidziane dla gości? Jak na nie zareagowali?
Chcieliśmy się zdecydować tylko na jedną taką
typową atrakcję weselną typu fotobudka/barman/sztuczne ognie itd. Nie
chcieliśmy robić kilku rzeczy po części ze względu na koszty, ale w dużej
mierze też dlatego, że według mnie co za dużo to nie zdrowo. Nieraz powtarzam,
że wesele to nie festyn, żeby prześcigać się z atrakcjami, a mam wrażenie, że trochę
to w tę stronę czasem idzie. Była więc fotobudka, która cieszyła się
rzeczywiście super wzięciem, ale nie spowodowała jednocześnie, żeby na parkiecie
było pusto. Były też już późnym wieczorem zimne ognie zapalone na dworze oraz o
północy kilka oczepinowych konkursów.
Mam bardziej tradycyjne podejście do atrakcji
weselnych i dla mnie nadal największą atrakcją jest muzyka i tańce. Z naszymi
przyjaciółmi zostaliśmy na parkiecie do rana. :)
Czy księdza
gości połączona z fotobudką okazała się dobrym pomysłem?
Jak najbardziej. To, że będziemy mieć fotobudkę
ustaliliśmy już na samym początku organizacji naszego wesela. Udało nam się ją
dodatkowo załatwić w całkiem korzystnej cenie. Skoro fotobudka, to bardzo
szybko przyszedł nam do głowy pomysł, by te zdjęcia wykorzystać właśnie w
księdze gości. Stworzyliśmy w tym celu instrukcje, którą postawiliśmy przy
księdze. Goście robili masę zdjęć, wklejali nam do środka i pisali nam
życzenia. Nie byłam pewna czy to się uda i czy w rezultacie nie zostanie nam
więcej pustych kartek niż pełnych. Udało się bardzo i mamy prawie całą księgę
wypełnioną. :) Polecam, to bardzo fajna pamiątka!
Kto pomagał
Wam w organizacji/koordynacji/ogarnianiu podczas wesela?
Podczas wesela bardzo, bardzo pomogli nam
świadkowie. Wybraliśmy do tej roli naszych najlepszych przyjaciół i był to
zdecydowanie najlepszy wybór. Byli z nami już od przygotowań w domach i zostali
do samego końca wesela. Byli niezastąpieni od samego początku. Pomagali w
koordynowaniu ludzi: zapraszali wszystkich do wejścia do kościoła byśmy mogli
wejść ostatni i tak samo po mszy zadbali o to by wszyscy czekali na nas na
zewnątrz. Pomogli przy życzeniach odbierając wszystkie prezenty. My nie
musieliśmy o tym w ogóle myśleć. Odebrali klucze od naszego pokoju, wszystkie
nasze rzeczy porozkładali, pochowali itd. Dzięki tym dwóm osobom my z PM
naprawdę nie musieliśmy się zajmować takimi kwestiami właśnie organizacyjnymi
podczas wesela. Byli nieocenieni także w dalszej części wesela – to tylko
dzięki nim tak fajnie wyszła akcja z zimnymi ogniami.
W trakcie wesela bardzo nam pomogła również
siostra PM, która zajęła się wszelkimi płatnościami, których trzeba było
dokonać tego dnia.
Z czego,
biorąc pod uwagę wszystkie efekty przygotowań, jesteś najbardziej zadowolona?
Mogę odpowiedzieć ze wszystkiego? :D Bo chyba nie
potrafię odpowiedzieć inaczej. Wszystkie te elementy złożyły się na tak cudowną
całość, że nie odjęłabym niczego z tego dnia. Miałam najpiękniejszy bukiet na
świecie, pięknie udekorowaną salę, makijaż jakiego nie miałam wcześniej nigdy w
życiu, cudownych gości, najlepszych świadków, świetnie poprowadzone wesele, a z
tego wszystkiego będą jeszcze przepiękne zdjęcia. Głupio się tak zachwycać
własnym ślubem i weselem, nie? :D
Ja już mówiłam, że nic bym nie zmieniła, a
zachwycałam się każdym elementem po kolej i ciężko mi wybrać numer jeden.
Co było dla
Ciebie najtrudniejsze w całym tym dniu?
Najtrudniejsze? Chyba nie mam czegoś takiego.
Trudno to się tańczyło i chodziło w za długiej sukni na boso co najwyżej. :D
Ten dzień był prostszy i dużo mniej stresujący
niż mi się wcześniej wydawało, że będzie.
Gdzie
zdecydowaliście się zrobić sesję poślubną?
Sesję poślubną robimy jutro! :) I znów strasznie,
strasznie się cieszę na kolejne śliczne zdjęcia. :D
Mi jakiś czas temu zupełnie przypadkowo wpadły w
oko Kolorowe Jeziorka w Rudawach Janowickich – gdzieś mi po prostu mignęło
jedno zdjęcie z tego miejsca. Pokazałam PM komentując, że ładne byłyby tam
zdjęcia. A on już sam opowiedział o tym naszym fotografom i tym sposobem
zostało postanowione. ;) Z Poznania mamy więc trochę kilometrów i moja mama, gdy
się dowiedziała o tym pomyślę powiedziała: „Dziecko drogie! Ale czemu wy
jedziecie tak daleko pod ten Karpacz? Czy w okolicy Poznania nie ma ładnych
miejsc na zdjęcia?” :D Oczywiście, że są! Przykładem jest choćby nasza sesja
narzeczeńska wykonana pod Poznaniem. Ale gdzieś dalej piękna miejsca też są, więc dlaczego by nie pojechać?
I na
koniec... Twoje najzabawniejsze wspomnienie z tego dnia :)
Było kilka sytuacji, które wywołały u mnie tego
dnia śmiech i jednocześnie są teraz miłymi wspomnieniami. Był odnaleziony nad
ranem tren, były dwa pierwsze tańce, był też wielki robal na mojej sukni
(naprawdę gigantyczny!), a mój mąż zamiast go natychmiast ściągnąć, najpierw
poprosił naszą fotograf o zrobienie mu zdjęcia! :P Były żarty z drogich
skarpetek mojego męża i wyciągnięty na oczepinach paragon z McDonalda z tego
dnia. Tak, mój przyszły mąż jadąc po mnie wjechał ze świadkiem do McDonalda! Na
pół godziny przed ceremonią było też nasze wspólne (moje i PM) pójście do
toalety, ponieważ nie radziłam sobie sama z suknią. W perspektywie nas przed
ołtarzem za kilka chwil było to naprawdę zabawne. ;)
I właśnie te różne śmieszne historie tworzą ten
niepowtarzalny dzień. Nie najpiękniejszy, ale na pewno jeden z piękniejszych.
Czekamy na kolejne! :)
Jeśli ciągle Wam mało, to... kiedyś doczekacie się wpisu Dagi do GNPM, a dziś... odsyłam Was na JEJ blog - Nasze ślubne opowieści :)
Jeśli ciągle Wam mało, to... kiedyś doczekacie się wpisu Dagi do GNPM, a dziś... odsyłam Was na JEJ blog - Nasze ślubne opowieści :)
Jej, milion razy widziałam już to zdjęcie u bajkowych, ale dopiero teraz zorientowałam się,że Dagmara ze zdjęcia to TA Dagmara! Wow, wow i jeszcze raz wow!Jesteście przepiękni, dużo szczęścia!
OdpowiedzUsuńMam dokładnie tak samo!! Też widziałem to zdjęcia kilka razy ale nie wiedziałem, że to o tą Dagmarę chodzi. Fotka przekozak i najodniejsza chyba w tym sezonie ślubnym ;)
UsuńDziękujemy :). Mamy szczęście robić takie grupowe od 3 sezonów. Super tani i efektowny element wesela.
UsuńCzytam ten wywiad i czuję się jakbym czytała o sobie. :) Od samego początku, gdy zaczęły pojawiać się na blogu wpisy Dagmary trochę się z nią utożsamiałam. Choćby dlatego, że różnił nas tylko tydzień w datach ślubu. Mogłam porównywać moje postępy "prac". :) A dzisiaj czytam ten post i dokładnie wiem jak się czuła tego dnia, ponieważ ja miałam tak samo. Uśmiech, luz, i wszystko po mojej myśli. Serdeczne gratulacje dla Nowożeńców!
OdpowiedzUsuńW Amy Love w Poznaniu byłam 2 razy (ostatecznie wybrałam inny salon), moja przyjaciółka tydzień temu odbierała tam swoją suknię i powiem tak. Obsługa jest bardzo miła na pierwszej wizycie, potem już każda kolejna coraz gorzej, a ostatnia to masakra. Okazuje się kolejno, że za wszystko trzeba płacić dodatkowo: halka dodatkowo, tren, który był dopinany i stanowił część sukni, pasek, bolerko 550zł a hitem było jak Pani spytała czy doliczyć 20zł za pokrowiec. W dodatku, gdy na drugiej przymiarce okazało się, że suknia została lekko przydepnięta i zagnieciona to spytałam, czy suknia będzie jeszcze wyprana i przeprasowana (w innym salonie w Poznaniu, w którym wybrałam moją suknię, prana była nawet po ostatecznej przymiarce bo Pani jeszcze dotykała ją palcami) to Pani z obrazą powiedziała "już była prana i prasowana, a w hotelu mają żelazka parowe więc sobie wyprasujemy". Jednym słowem nie polecam. Obsługa na marnym poziomie jak na to ile się płaci.
OdpowiedzUsuńWspanialy wywiad! Mi pozostal jeszcze miesiac I nerwy zaczynaja brac gore :) bardzo zabawna sytuacja z ta suknia ;) a czy Dagmara moglaby napisac troche wiecej o zimnych ogniach? Razem z narzeczonym chcielibysmy je miec na slubie, wszystko bylo juz przygotowane (po co one i dlaczego), ale teraz glowny element wesela, dla ktorego byly one organizowane wypadl z naszego planu I tak zostalismy z zimnymi ogniami I nie wiemy jak je zapowiedziec gosciom. Myslimy zeby byly przed tortem. Czy Dagmara moglaby wiecej napisac w jaki sposob zostaly zapowiedziane?
OdpowiedzUsuń