piątek, 30 października 2015

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Edyta

Historia Edyty:

Z Tomkiem jesteśmy parą od ponad 6,5 roku. Decyzję o ślubie podjęliśmy wspólnie, choć Tomek poprosił mnie o rękę w dość niespodziewanym czasie i miejscu, gdyż było to w pochmurny i ponury dzień lutego na budowie moich rodziców. Po tym jak przyjęłam pierścionek sami nie wiedzieliśmy co dalej. Było niedzielne popołudnie, więc na jakiekolwiek kwiaty było już za późno. Po prostu pojechaliśmy do naszych Rodziców i poinformowaliśmy o tym, że chcemy się pobrać. Od razu ustaliliśmy datę ślubu, a w tydzień po zaręczynach mieliśmy zarezerwowaną już sale, DJ’a (co było dla nas kluczowe) oraz fotografa. Przygotowania ślubne zostały odłożone na następne 1,5 roku, gdyż ja byłam na ostatnim roku studiów, robiłam doświadcza do mojej pracy magisterskiej oraz przygotowywałam się do obrony.

Największy stres wywoływał u mnie wybór sukni. Byłam pewna, że w żadnej nie będę dobrze wyglądała, albo że nie będę potrafiła się zdecydować, albo że uprzejma pani w salonie namówi mnie do słusznego według niej modelu (ta obawa była wysoce uzasadniona, gdyż nie jestem zbyt asertywną osobą). Jednak wybór sukni okazał się o wiele prostszy i przyjemniejszy niż sobie to wyobrażałam. Po założeniu mojej sukni od razu wiedziałam, że to ta. Oczywiście mój wybór był daleki od tego, co sobie wcześniej wymyśliłam. 

Po obronie pracy magisterskiej czas do ślubu bardzo mi się dłużył. Doszłam nawet do wniosku, że 1,5 roku przygotowań to o wiele za długo. Moim zdaniem optymalny czas przygotowań to do roku czasu, aby przygotowania jeszcze cieszyły, a nie już męczyły. 

Ostatnie przygotowania do śluby szły gładko. Sporą część rzeczy załatwiliśmy na długo przed, a przy reszcie chętnie pomagała rodzina i przyjaciele.

Ślub miał odbyć się w mojej rodzinnej parafii, w uroczym drewnianym kościele na górce. Miały w nim być tylko polne kwiaty nazbierane przy pomocy moich kuzynek.

Aż do czwartku przed ślubem wszystko było pod kontrolą, a ja byłam oazą spokoju. Z Tomkiem dopinaliśmy ostatnie szczegóły, jak pakowanie podziękowań dla gości, a wieczorami oglądaliśmy wspólnie filmy. W czwartek wieczorem wybraliśmy się na przejażdżkę rowerami i zupełnie przez przypadek trafiliśmy pod kościół, a że było akurat po wieczornej mszy to spotkaliśmy jeszcze proboszcza, który miał dawać nam ślub oraz kilkoro znanych nam parafian. Ksiądz zaprosił nas do kościoła. Byliśmy przekonani, że chce uzgodnić z nami szczegóły ceremonii. Gdy weszliśmy do kościoła naszym oczom ukazał się tak przerażający widok, że musiałam usiąść żeby się nie przewrócić. W kościele trwał remont generalny, o którym nie mieliśmy pojęcia. Rozebrany ołtarz główny, zdjęta podłoga, rusztowania, stosy cegieł i 5cm warstwa kurzu. Z tym nie dało się nic zrobić. Proboszcz wzruszył ramionami i pocieszał nas, że w sobotę ekipa budowlana jest tylko do godziny 14, więc do 16 spokojnie jakoś się to ogarnie, ogólnie to nie widział problemu. Dodam tylko, że moja miejscowość to niewielka parafia, a następny ślub w tym kościele miał odbyć się w październiku. Same oceńcie tę sytuację. Do domu wróciłam w takim stanie, że rodzice byli przekonani, że odwołujemy ślub. Nie było innego wyjścia, jak na prawie dzień przed ślubem (to był czwartek już dosyć późnym wieczorem) szukać innego kościoła na ślub. Nie było to łatwe gdyż sąsiednie parafie w miastach miały zajęte terminy co do godziny, a poza tym inni księża, których prosiliśmy o pomoc nie widzieli problemu, podobnie jak mój proboszcz. W czwartek przed ślubem o godzinie 21 wciąż byliśmy bez kościoła. Światełko w tunelu zapaliło się gdy nasz znajomy przedstawił naszą sytuację swojemu koledze, który jest proboszczem we wsi kilkanaście km dalej. Musieliśmy tylko dostać pozwolenie od mojego proboszcza na ślub w innym kościele, co znowu okazało się przeszkodą nie do pokonania. Całe szczęście znajomy ksiądz Radek wziął sprawy w swoje ręce i w piątek po południu mogliśmy już ustalać szczegóły ceremonii. Dzień przed ślubem upłynął nam na informowaniu wszystkich gości o zmianie miejsca ślubu i logistycznym ogarnianiu kwestii transportu do kościoła i z kościoła na salę, co mieliśmy już dopięte na ostatni guzik w „poprzedniej” wersji wydarzeń. Wieczorem, wraz z kuzynkami, zapakowaliśmy kupione na szybko goździki (na zrywanie polnych kwiatów nie było już czasu) i pojechaliśmy przygotować kościół.  W tym również ksiądz Radek okazał się bardzo pomocny, gdyż w zaistniałej sytuacji nie pomyślałam nawet o takich błahostkach jak szpilki czy nożyczki i sam wcześniej już zorganizował posprzątanie kościoła. Po powrocie byliśmy wszyscy bardzo zmęczeni, dzięki temu noc przed ślubem spałam bardzo twardo i głęboko, nie śniło mi się nic.

Długi czas przed ślubem wyobrażałam sobie ten dzień. Zapewniałam się, że będzie to najpiękniejszy i najszczęśliwszy dzień w moim życiu i że uśmiech nie będzie schodził z mojej twarzy. I wiecie co? To zadziałało! Od rana byłam spokojna i szczęśliwa. Wydaje mi się, że sytuacja ze zmianą kościoła sprawiła, że bardzo się zdystansowałam. Nic nie mogło popsuć tego dnia.

Przygotowania minęły spokojnie w miłej atmosferze. Gdy już byłam gotowa przyjechał nasz przyjaciel, który swoim fiatem 125p wiózł nas do ślubu. Gdy tylko się pojawił, wszystkich wywiało przed dom oglądać fiata, a ja stałam sama wystrojona w suknię. Ten samochód zawsze robi takie wrażenie ;) Więc gdy byłam już gotowa, dom był pusty. Nawet kiedy Tomek przyjechał już ze swoimi rodzicami na błogosławieństwo, najpierw poszli oglądać fiata ;)

Błogosławieństwo było piękne i wzruszające, choć bez rzewnych łez. Błogosławił nam również mój dziadek. Podczas błogosławieństwa towarzyszył nam akordeonista, co było życzeniem mojego taty, a my nie widzieliśmy powodu, dla którego mielibyśmy się na to nie zgodzić.  Błogosławieństwo skończyło się szybciej niż planowaliśmy więc pan akordeonista grał przed domem, a my kilka razy wychodziliśmy „oficjalnie” z domu. 

Pod kościołem witaliśmy przybywających gości. Byli dosyć niesubordynowani, gdyż zamiast zajmować miejsca w kościele woleli witać się nawzajem i wymieniać przydługie uprzejmości. Gdy zgodnie z planem wyszedł po nas ksiądz Radek, naszych świadków wciąż z nami nie było, bo zapraszali gości sprzed kościoła do środka. 

Po tym wszystko wydarzyło się błyskawicznie. Pierwsze czytanie przeczytał mój brat, który był świadkiem i nie był to Hymn o miłości. Mszę uświetniały swoim śpiewem nasze przyjaciółki, a akompaniował im ich tata, z którym również bardzo się przyjaźnimy. Wisienką na torcie okazała się ośmioletnia urocza dziewczynka, która służyła do mszy. Wszyscy byliśmy nią oczarowani.
Podczas przysięgi byliśmy szczęśliwi i wzruszeni lecz spokojni. Ksiądz Radek bardzo ładnie poprowadził cały ślub. Wiem, że gdyby się to wszystko nie wydarzyło, nie byłoby tak pięknie.

Pod kościołem czekały na nas bramy, które były dla nas prawdziwą niespodzianką, gdyż nie znaliśmy tej miejscowości, ani parafian, którzy tam mieszkają.

Na sali tradycyjnie rodzice przywitali nas chlebem i solą. Nasz pierwszy taniec był totalnym spontanem do piosenki Nat King Cole’a „L.O.V.E” . Nawet planowaliśmy nauczyć się jakiegoś układu, ale trener ciągle nie miał dla nas czasu. 

Zabawę weselną prowadził DJ na którego zdecydowaliśmy się dużo wcześniej, na weselu naszych przyjaciół, kiedy jeszcze nie planowaliśmy swojego ślubu.

Ponadto zdecydowaliśmy się na barmanów, co spotkało się z entuzjazmem gości. Sprawdziły się również okrągłe stoły oraz pani animator dla dzieci. 

W zaproszeniach poprosiliśmy gości o płyty z muzyką zamiast kwiatów. W tym elemencie goście spisali się na medal. Dostaliśmy bardzo dużo dobrej muzyki i nie powtórzyła nam się ani jedna płyta. W kilku nawet dostaliśmy dedykacje od samych artystów. Troszkę gorzej sprawdziła się księga gości w formie ankiety. Jeżeli chcecie się zdecydować na coś takiego, to proponuję dopilnować, aby goście wypełnili ją jak najszybciej, najlepiej na samym początku wesela. Im później ankieta będzie wypełniona tym mniej będzie chciało się Wam to czytać ;)

Zabawa trwała do białego rana, przy wyjściu żegnaliśmy naszych gości wręczając im podziękowania w postaci malutkich sukulentów. Nie zdecydowaliśmy się na profesjonalną fotobudkę, zamiast tego przygotowaliśmy akcesoria oraz dużą ramę. Rodzicom podziękowaliśmy w formie teledysku nagranego przed ślubem, a kwiaty wręczyliśmy im do piosenki „You’re Simply the Best”.

Cięgle z Tomkiem ciepło i żywo wspominamy ten dzień i ciągle nie potrafimy znaleźć rzeczy, które byśmy zmienili. Sytuacja z kościołem pokazała, ze nie sposób przewidzieć wszystkiego i nawet jeżeli coś podobnego się wydarzy, nie będzie to miało wpływu na to, jak piękny i radosny będzie ten dzień. W dniu ślubu nie sposób opanować emocji, lecz najważniejsze aby były one pozytywne. Nie zapominajcie o swoich Rodzicach i, choć panuje zupełnie inna moda, bierzcie pod uwagę też to, jak oni widzą ten dzień. To też jest wyjątkowy, a zarazem stresujący dzień dla Nich. Warto zadbać o to, aby i Oni czuli się tego dnia wyjątkowo. 

Ten dzień minie o wiele za szybko, starajcie się zapamiętać i zachować w sercu jak najwięcej.















































Kilka słów od NPM
Zmęczenie pozwala łatwiej zasnąć, a nieprzewidziane awarie sprawiają, że łatwiej jest zwrócić uwagę na to co najcenniejsze. I wbrew pozorom remonty kościołów to nie jest nic niecodziennego – one bardzo często się zdarzają! Jestem pod wrażeniem tego jak błyskawicznie Edyta i Tomek poradzili sobie z sytuacją kryzysową. W duecie i z e wsparciem najbliższych wyszło im to rewelacyjnie :)
Fiat 125p? Przykro mi to pisać, ale ja też pobiegłabym oglądać auto zapominając o Pannie Młodej ;) Nat King Cole? Od kiedy dostałam na emaila od Edyty relację, nie przestaję go słuchać.
Podobają mi się drobiazgi, które uwielbiam: wstążki (i w kościele i za Parą Młodą), sukulenty (i w prezencie dla gości i w bukiecie – pastele wyglądają tu przeuroczo!), tort (bo jakby inaczej!), genialny wianek (lub wianczysko ;)) z sesji plenerowej!, skrzynka na prezenty (zdecydowanie lepsza niż pudełko na koperty i myślę, że spokojnie może być dwufunkcyjna), zamiast kwiatów (wystarczy gościom wskazać drogę, a oni dodadzą do tego swoją kreatywność).
Jeśli uważnie czytacie wpisy dziewczyn, to wiecie kiedy sprawdza się, a kiedy nie, ankieta z wesela. Warto na takie drobiazgi zwracać uwagę i uczyć się na cudzych doświadczeniach :)
Cieszę się, że Edyta dodała to czego ja często nie dodaję – zwróciła uwagę na potrzeby rodziców. Bo nie można im odmówić ważności tego dnia dla nich :)

czwartek, 29 października 2015

36 pytań do bliskości

Heather Cook Elliott
Słyszeliście kiedyś o eksperymencie, który na Uniwersytecie Stanowym w Nowym Jorku przeprowadził Arthur Aron? Badacz zastanawiał się czy kompletnie obce osoby mogą się w sobie zakochać, jeśli znajdą się w sytuacji w której granice intymności będą szybko przełamywane. W jednym pokoju zamykano parę obcych, choć dobranych na zasadzie podobieństwa, osób, która miała za zadanie zadawanie sobie opracowanych przez badacza pytań. Jesteście ciekawi efektów? I tego po co Wam o tym piszę?

Jak dokładnie wyglądał eksperyment?

Eksperyment Arona dotyczył budowania bliskości i intymności i wychodził z słusznego założenia, że rozwój relacji opiera się na postępującym procesie odsłaniania się przed drugą osobą.
Para, zamknięta w jednym pokoju i siedząca naprzeciwko siebie, przez 90 minut miała zadawać sobie pytania opracowane przez zespół badacza. Zostały one podzielone na trzy części, poruszające coraz bardziej intymne tematy i zmniejszające dystans między parą. Na koniec para musiała przez cztery minuty, w milczeniu, patrzeć sobie w oczy. I tyle :)
Dokładniej z eksperymentem możecie zapoznać się tu, a tu znajdziecie listę oryginalnych pytań.

Efekty i dlaczego Wam o tym piszę?

Biorący udział w eksperymencie czuli się bliżej związani z drugą osobą, a to pociągało za sobą poczucie zakochania. Z pewnością udało się jednej parze, która poznała się podczas eksperymentu i wzięła ślub :) Jeśli część z Was ogląda The Big Bang Theory, to pewnie pamiętacie, że w 8 sezonie metodę Arona testowali na sobie Penny i Sheldon (tu nie zadziałało ;)).

Poniżej zamieszkam Wam listę pytań na które odpowiadali badani. Zapewne na sporą część z nich znacie odpowiedzi partnera, ale może znajdziecie tu też takie, których nigdy nie poruszaliście, albo nie macie pewności, że odpowiedź partnera z czasem nie uległa zmianie (a ludzie przecież się zmieniają). Proponuję Wam wykorzystanie tych pytań do... zabawy, albo raczej wspólnego spędzenia czasu. We dwoje, w romantycznej atmosferze bez różnego rodzaju rozpraszaczy. To może być fajny pomysł na spędzenie wspólnego wieczoru, jeszcze lepsze poznanie się, dodatkowa (mniej typowa) lista tematów do poruszenia przed ślubem. Bo nawet jeśli sytuacja zostaje sztucznie stworzona i będziecie siedzieć nad kartką, to uczucia i rodząca się bliskość będą prawdziwe.
Macie ochotę je wypróbować? To do dzieła!

Część 1

1. Gdybyś mógł zaprosić dowolną osobę, na obiad, kto by to był?
2. Czy chciałbyś być sławny? Jeśli tak, to z czego?
3. Czy kiedykolwiek ćwiczysz co chcesz powiedzieć, zanim do kogoś dzwonisz? Czemu to robisz?
4. Jak wyglądałby Twój "idealny" dzień?
5. Kiedy ostatnio śpiewałeś w samotności? Kiedy ostatnio śpiewałeś dla kogoś?
6. Gdybyś mógł żyć 90 lat i przez ostatnie 60 lat mógł zachować jedynie ciało albo umysł trzydziestolatka, to które byś wybrał i dlaczego?
7. Czy masz jakieś sekretne przeczucie na temat swojej śmierci?
8. Wymień trzy rzeczy, które przypuszczasz, że masz wspólne ze swoim partnerem?
9. Za co czujesz się najbardziej w życiu wdzięczny?
10. Gdybyś mógł zmienić jedną rzecz w sposobie, w jaki byłeś wychowywany, co by to było?
11. Opowiedz swojemu partnerowi jak najwięcej szczegółów o swoim życiu w cztery minuty.
12. Gdybyś mógł/mogła obudzić się jutro rano z jakąś nową cechą lub umiejętnością, co by to było?

Część 2

13. Gdyby kryształowa kula mogła pokazać ci prawdę o Tobie, Twoim życiu, przyszłości lub o czymkolwiek innym, czego byś chciał się dowiedzieć?
14. Czy marzysz o zrobieniu czegoś od dawna? Dlaczego do tej pory tego nie zrobiłeś/zrobiłaś?
15. Co jest Twoim największym życiowym osiągnięciem?
16. Co najbardziej cenisz w przyjaźni?
17. Jakie jest Twoje najpiękniejsze wspomnienie?
18. Jakie jest twoje najstraszniejsze wspomnienie?
19. Gdybyś się dowiedziała/dowiedział, że umrzesz w ciągu roku, co byś zmieniła/zmienił w swoim życiu? Dlaczego?
20. Co dla ciebie oznacza przyjaźń?
21. Jaką rolę w twoim życiu odgrywają miłość i czułość?
22. Podziel się pozytywnym spostrzeżeniem na temat swojego partnera. Róbcie tak na przemian po pięć razy każdy.
23. Jak bardzo zżyta i kochająca jest Twoja rodzina? Czy czujesz, że Twoje dzieciństwo było bardziej szczęśliwe niż dzieciństwo innych osób?
24. Jak oceniasz swoją relację z matką?

Część 3

25. Niech każde z Was wypowie trzy stwierdzenia o "Was". Na przykład "Oboje siedzimy tu i czujemy, że..."
26. Dokończ to zdanie" "Chciałabym mieć kogoś, z kim mogłabym/mógłbym dzielić..."
27. Gdybyś miał zaprzyjaźnić się bliżej ze swoim partnerem, co powinien jeszcze ważnego o tobie wiedzieć?
28. Powiedz partnerowi/partnerce coś, co ci się w nim/niej podoba. Bądź bardzo szczery - mów rzeczy, których się zwykle nie mówi świeżo poznanej osobie.
29. Podziel się ze swoim partnerem jakąś zawstydzającą chwilą z twojego życia.
30. Kiedy ostatnio rozpłakałeś się przy kimś? A kiedy w samotności?
31. Powiedz swojemu partnerowi coś co Ci się w nim już podoba.
32. Czy jest jakiś temat, o którym nigdy nie należy żartować?
33. Jeśli byś w tej chwili umarł bez możliwości wcześniejszego kontaktu z kimkolwiek kogo dobrze znasz, czego najbardziej żałowałbyś, że nie powiedziałeś komuś? Czemu do tej pory tego nie zrobiłeś?
34. Pali się twój dom, w którym są wszystkie twoje rzeczy. Uratowałeś/uratowałaś już swoich bliskich i zwierzęta. Został czas, by wbiec ostatni raz do domu i coś uratować. Co wybierzesz i dlaczego?
35. Ze wszystkich członków Twojej rodziny czyja śmierć byłaby najtrudniejsza? Dlaczego?
36. Podziel się z partnerem osobistym problemem i zapytaj, jak on by sobie z nim poradził. Poproś też, by partner powiedział jaki stosunek masz do tego problemu.


Część 4
Pamiętajcie o czterominutowym patrzeniu sobie, w ciszy, w oczy :)

środa, 28 października 2015

O podziękowaniu... Parze Młodej :)

Justin of Milton Photography via 100 Layer Cake
Tradycja mówi, że Para Młoda, która rozpoczyna oficjalnie nowy, wspólny etap w życiu powinna jakimś pięknym gestem zakończyć czy podsumować to co było wcześniej. Tym gestem są podziękowania, najczęściej najbliższej rodzinie - rodzicom, dziadkom, czasem świadkom. Właściwe i piękne, prawda? Tylko... ostatnio spotkałam się z kilkoma rzeczami, które sprawiły, że pojawiła się w mojej głowie myśl "No kurcze, dlaczego to wszystkim Para Młoda dziękuje, a tej dwójce nie dziękuje nikt? Nikt, a zapewne każdy miałby za co...".

W Polsce mało popularny, zwłaszcza w niektórych kręgach, jest zwyczaj wznoszenia oficjalnych toastów. Ludzie boją się, wstydzą, są przekonani, że nic sensownego nie powiedzą, a jedynie się skompromitują. Toasty byłyby nie tylko okazją do złożenia życzeń, podzielenia się wspomnieniami i obecnymi uczuciami, ale także formą podziękowania z której mogłyby skorzystać najbliższe osoby.
Nieobecne toasty to tylko jedna z opcji, bo podziękować można na wiele sposobów (o tym będzie kiedyś), a dziś bardziej skupię się na tym kto mógłby poczuć się zainteresowany (bo zobowiązany to za duże słowo) takimi podziękowaniami :)

Rodzice
Rodzice, mający małe dzieci, ciągle się nimi zachwycają. Nie tylko tym jakie słodkie, mądre i grzeczne/energiczne są, ale tym ile od takich maluchów mogą się nauczyć: cierpliwości, uważniejszego patrzenia na świat i dostrzegania drobiazgów, pomysłowości, doceniania czasu. Zauważam, że z czasem rodzice przestają mówić o tym czego od dzieci mogą się nauczyć. A mogą wiele, podobnie jak od każdej innej osoby. Sztuką jest tylko to dostrzec :)
Kiedyś usłyszałam piosenkę z filmu poniżej (polecam nie tylko posłuchać, ale i przeczytać tekst) i pomyślałam o tym, że jest genialnym podziękowaniem mamy dla córki. Podziękowaniem, a także wyrazem ogromnej, chyba najpiękniejszej, miłości.



Świadkowie
Panny Młode prześcigają się w pomysłach na to jak poprosić najbliższą sobie kobietę o bycie świadkową i jak, już po ślubie, jej podziękować. Jeśli już planują wyróżnić świadkową czy druhny, to nie zapominają także o męskiej stronie ekipy i doceniani są wszyscy. Chcą być doskonałymi Pannami Młodymi, dbającymi o swoje drużyny i czasem zapominają o tym, że powinno być inaczej: to świadkowa ma być dla Panny Młodej, nie odwrotnie.
Nigdy nie miałam przyjemności być świadkową, z chęcią jednak znalazłabym się w tej roli. Bo wg mnie bycie "prawą ręką" kobiety wychodzącej za maż, to wyróżnienie i przywilej. To coś co sprawia, że powinno się spuchnąć z dumy, a nie analizować ilość wydatków i męczących obowiązków.
Sporadycznie, ale coraz częściej, spotykam się z weselami na których to świadkowie dziękują Parze Młodej za to, że to właśnie oni zostali wybrani. I przyznam, że takimi podziękowaniami ostatnio wyjątkowo się zachwycam :)

Rodzeństwo & przyjaciele
Podziękowania o których piszę nie muszą opierać się na słowie "dziękuję", mogą być wyróżnieniem Pary Młodej w inny sposób: życzeniami, niespodzianką, wspomnieniami.
Przyjaciele i rodzeństwo to chyba grupa, która jak mało kto ma pole do popisu: oni wiedzą i mogą najwięcej :)



Bliska rodzina i ktokolwiek kto czuje, że ma za co
Na początku wymieniłam kilka osób, które, tak subiektywnie, mogą poczuć, że to coś dla nich, że mają za co dziękować i chcą docenić Parę Młodą. Jednak to osobiste relacje wpływają na to, że ktoś z tej grupy nie będzie dziękował, a trafi do niej inna osoba: ukochana ciocia czy babcia, która wychowywała Pannę Młodą (i tu będzie liczyć się chęć osób, które babci taki pomysł mogą podsunąć i pomóc w jego realizacji).

Chciałabym, tak na podsumowanie dodać, dwie rzeczy: 1) Intencja i chęci o podstawa. 2) Zawsze można to zrobić po swojemu, niekoniecznie publicznie, a nawet nie na weselu :)

Jeśli jesteście kimś, kto ma za co Parze Młodej podziękować - przemyślcie to. Może warto? Ja jestem pewna, że będzie im wyjątkowo miło, gdy usłyszą jak niezwykli i ważni są dla Was, bo zrobiliście dla nich coś co wymagało włożenia sporego kawałka serca :)

poniedziałek, 26 października 2015

O Wedding Show - niby relacja, a jednak coś więcej ;)

Podobno Wedding Show PowiedzmyTak to najlepsze targi ślubne w Polsce. Tak mówią Panny Młode, tak mówi branża ślubna... Pojechałam do Warszawy przetestować tę informację, sprawdzić czy nawet ja mogę zobaczyć czy usłyszeć coś o czym jeszcze do tej pory nie pomyślałam. I udało się, bo mam kilka nowych pomysłów na wpisy, troszkę relacji dla Was (no bo wypada) i nawet w tym wpisie - odrobinę wiedzy, którą warto mieć :)


Co dostaniemy po rozebraniu targów na czynniki pierwsze?

Panele eksperckie + Show

Uczestniczyłam w dwóch wydarzeniach na sali balowej: w panelu dotyczącym ślubów plenerowych (z podstawową wiedzą) i show "Ślub plenerowy".
Już po wejściu na salę musiałam stwierdzić, że dekoracje robią wielkie wrażenie. Nie są w moim stylu, ale i tak wywołują efekt wow, nie można im odmówić piękna i stworzenia świetnego klimatu. Przy realizacji show w wykonaniu Perfect Day i Rock&Flowers miałam jednak wrażenie, że wszystkiego tu jest tak dużo (trawa, kolumny, kwiaty, drzewa, bombki, "żyrandole z kryształami", świece,  itd.), że aż za dużo. Troszkę szkoda, że na całych targach nie dało się odczuć tego, że coraz więcej ludzi idzie w stronę ślubów rustykalnych. Gdybym swoją wiedzę opierała jedynie na targach, to kompletnie nie przyszłoby mi do głowy, że komuś może marzyć się wesele w stodole (i tu takie moje marzenie... może ktoś zorganizuje rustykalne targi ślubne, hm?) :)
Wracając do show i moich wrażeń po jego obejrzeniu. Przedstawienie zostało świetnie poprowadzone, prowadząca krok po kroku opisywała konkretne elementy przygotowań w trakcie których wszystko, na żywo, działo się na scenie. Wnoszono dekoracje, pojawił się kwartet smyczkowy, mistrz ceremonii, w finale: Para Młoda. Można było obejrzeć przebieg takiego, w tym przypadku humanistycznego, ślubu, a po nim złożyć Parze Młodej życzenia i poczęstować się tortem :) Po tej części padło kilka informacji praktycznych: o ustawieniu (ja nadal jestem fanka tego, aby kobieta stała po tej stronie co zawsze, a nie tak jak wypada), o rozpoczynaniu marszu (partner obchodzi partnerkę po ceremonii, zaczynają z z prawej nogi), o trzymaniu bukietu (łokieć/rękę z bukietem warto oprzeć na biodrze, to cenna rada, bo inaczej bukiet zawsze wędruje do góry), ułożeniu ręki Pana Młodego (wybaczcie, nie usłyszałam :/). Wszystko prezentowało się tak pięknie, że nawet i mnie, fance lekkich ślubów, baaardzo się podobało. Ale i tak mam kilka uwag i luźnych myśli: 1) ślub humanistyczny wymaga sporej odwagi, choćby do wypowiedzenia samodzielnie napisanej, bardzo osobistej przysięgi; jest też... bardziej ckliwy/poruszający (niepotrzebne sobie skreślcie) niż standardowe ceremonie, 2) celebrant/urzędnik/ksiądz musi bardzo uważać na to co mówi, słowa typu "życie potem nie jest tak proste, piękne" są najgorszym co można powiedzieć, jeśli nie doda się ani przed tym, ani po tym niczego pozytywnego, 3) Para Młoda może sama sobie składać życzenia, jako pierwsi i... to jest bardzo fajne!, 4) dekoracje - tak sobie myślę, że ja nadal od błysku/blasku/przepychu wolę dwa patyki (czyt. wpis o dekoracjach na śluby plenerowe i zdjęcie nr 5).

Warsztaty

Pielęgnuj ogień - jak zadbać o namiętność w małżeństwie - Karo Akabal. Podobno to warsztaty, które cieszyły się najmniejszą popularnością. Nie zaskoczyło mnie to, ale jednocześnie byłam wyjątkowo dumna z moich czytelników - bo mój tekst o seksie przeczytało jakieś trzy razy więcej osób niż standardowe teksty. To ważny temat, szczerze mówiąc ważniejszy niż całe ślubne przygotowania, które mają znaczenie tylko przez jeden dzień, a nie przez całe życie. To wiedza o którą powinno się dbać i z której powinno się korzystać, gdy tylko trafia się okazja. Wg mnie warsztaty Karo Akabal były najlepszymi warsztatami na Wedding Show i ci, którzy je ominęli niech żałują.
Myślę, że nie jest to wiedza na osobny tekst, więc tu w skrócie zdradzę Wam o czym była mowa na warsztatach. Tematem były cztery rodzaje dotyku, które muszą być obecne w miłosnej relacji: 1) zdrowotny/leczniczy (masaż, dmuchanie na ranę - tak, jak dziecku :), otulenie kocem), 2) czuły (muśniecie policzka, głowa parta o ramię, objęcie przy spacerze), 3) zmysłowy (erotyczny, ale z intencją którą jest przyjemność, nie seks/podniecenie, np. smyranie, smarowanie kremem, taka "gra wstępna", ale bez podniecenia i seksu), 4) z intencją seksualną. Fajne nie? Zwłaszcza wiadomość, że zawsze warto sprawdzić czy oboje jesteśmy na etapie nr 4, bo dotyki 1-3 wcale do seksu nie muszą prowadzić.
Karo Akabal wspomniała również o nocy poślubnej. I tu nic Wam nie powiem teraz, bo to temat na osobny, rewelacyjny (już zacieram ręce na myśl o nim), tekst :)
Motyw przewodni ślubu - Rock&Flowers. Przez chwilę obserwowałam te warsztaty. Miałam wrażenie, że narzeczeni, którzy tu przyszli oczekiwali fachowej wiedzy. Porad, wskazówek, sugestii, a nie sterty materiałów na środku stołu. Znad stołów unosiło się "ale ja nie wiem czego chcę", "nic mi się nie podoba", a niestety nie każdy miał odwagę poprosić o pomoc prowadzące. Szkoda, bo warsztaty miały fajny potencjał, który nie został wykorzystany.
Stylizacja ślubna - Karolina Trembacz. Przyznam, że od tych warsztatów oczekiwałam czegoś więcej. To temat z którym ja mam zawsze ogromny problem, bo widzę tu pełno zasad i jeszcze więcej wyjątków ;) Byłam więc bardzo ciekawa fachowej wiedzy. Co ciekawego usłyszałam? Mężczyzna, jeśli już zdejmuje marynarkę (fajnie, że nie jest to kategorycznie zabraniane), niech podwinie sobie rękawy koszuli i doda "luzu" stylizacji. Świadkowa nie powinnam mieć sukienki jaśniejszej lub w tym samym kolorze co Panna Młoda, nie powinna ubierać się na czarno (ja się z tym nie zgadzam, ale tu już sprawa do dyskusji między Panna Młoda, a świadkową), o długości przed kolano (nie krótszej) i najlepiej, aby obie (ona i Panna Młoda) czesały i malowały się u tych samych osób (wtedy już one zadbają o to, aby świadkowa nie błyszczała bardziej ;)). Mój bunt wzbudziło tylko jedno stwierdzenie: suknia musi być wygodna do tańca, bo jeśli Para Młoda nie tańczy, to goście też się nie bawią. Fakt, wygodna suknia to skarb, ale z tym tańczeniem gości - bzdura totalna!
Stwórz swój candy bar - Galeria Słodkości. Najbardziej na targach cenie sobie możliwość zjedzenia czegoś słodkiego, serio ;) Na żadnych innych tak się nie najadłam, a to ogromny komplement i spora zasługa Galerii Słodkości :D A odnośnie warsztatów - świetnie przeprowadzone w przesympatycznej atmosferze. Tak to powinno wyglądać :)

Stoiska

Suknie ślubne. Szłam na targi z chęcią zobaczenia na żywo sukni od Laurelle i Atelier Juliette. Przy obu markach muszę stwierdzić, że na żywo wypadają jeszcze lepiej niż na zdjęciach, czego nie można powiedzieć o większości (tych jednak tańszych) sukni ślubnych. Bardzo żałuję, że nie zostały one przeniesione na piętro wyżej i nie miały zorganizowanego, podobnie jak Viola Piekut, swojego małego atelier. Chętnie za rok zobaczyłabym te suknie na większej przestrzeni i z lepszą możliwością ich podziwiania :)
Biura podróży. Nie mogło mnie tam zabraknąć, z pytaniami o Meksyk ;) Itaka ma fajne oferty (które znam na pamięć, bo PM lekko boi się samodzielnej wyprawy i przeglądamy oferty z biur podróży), a pani z Planet Escape zrobiła na mnie tym co i jak opowiadała rewelacyjne wrażenie (aż planuje dzisiejszy wieczór spędzić na czytaniu ich strony).
Inni. Już chyba tradycyjnie odwiedziłam magnetCards (uwielbiam i polecam) - po paru godzinach, gdy dziewczyny opuścił tłum zainteresowanych ofertą, można było do ich stoiska się dopchać, porozmawiać z Sabiną i obejrzeć (choć to udało mi się wcześniej) ich nowość - podkładki pod kubki (jak już wymyśle jaki chcę wzór, to kupie je do nowego mieszkania) ;) I do Janki Pianki, z którą nie miałam okazji porozmawiać na spotkaniu blogerów, więc tym razem skorzystałam z wolnej chwili, aby utwierdzić się w tym, że robi świetne rzeczy i jest rewelacyjną osobą :) Byłam u innych, ale to już totalnie anonimowo, bez dyndającej plakietki z napisem media (schowałam ją po 5 minutach, bo... niefajnie gdy ktoś wgapia ci się w brzuch i stara pilnować w tym co mówi) i muszę przyznać, że taka forma rozmów jest moją ulubioną: chwalić coś (najbardziej chyba wychwaliłam suknie) i kompletnie się nie przyznawać kim się jest ;)
Zwróciłam uwagę jeszcze na dwie rzeczy: świetne kolorowanki od Kartalia i książkę "Ślub doskonały" Katarzyny Gajek z Aspire, która po przejrzeniu zawartości i spisu treści wydała mi się ciekawą lekturą dla Panien Młodych.


Czy warto iść na Wedding Show, a tym bardziej przyjechać z daleka?

Wg mnie warto. Dlaczego?
Ja się nudzę, wszędzie. Na weselach i na targach ślubnych. Tym razem starałam się (i mogłam, bo umożliwiła mi to ilość atrakcji) zorganizować swój czas tak, aby nie mieć czasu na nudę. I przyznam że wręcz brakło mi godzin na realizacje wszystkiego co mogłabym sobie wymarzyć ;)
Stwierdzenie "bo na targach  zobaczysz na żywo to, co widzisz tylko w internecie" ma tu racje bytu. Bo zobaczysz to co najpopularniejsze, to co widzisz na facebooku i ślubnych portalach, od zaproszeń, przez suknie ślubne (o nich wyżej), po biżuterię (Novia Blanca, White Jasmine). To duża oszczędność czasu :)
Cena. Wejściówki kosztują 25-30 zł. Dużo, jeśli chce się iść jedynie pozwiedzać stoiska, których nie ma wiele. Idealnie, jeśli planuje się z wiedzy ekspertów (w panelach, warsztatach, specjalnie przygotowanych strefach) skorzystać.






Po zakończeniu szkoleń bardzo często prowadzący pytają z czym się to szkolenie kończy i z czym wychodzi? Z czym wyszłam ja po Wedding Show? Z ochotą, aby tu wrócić za rok (zdecydowanie to jedne z najlepszych targów w Polsce), kilkoma pomysłami na teksty i dwoma myślami: tym, że Panny Młode stylizuje się na "jakby naturalnie", a "wesela przypominają korporacyjne eventy". Fajne? Straszne? Odpowiedź zostawiam Wam :)