piątek, 29 lipca 2016

Co zrobić z bukietem po ślubie?

Jesteście niepoprawnie sentymentalne? W takim razie mam coś dla Was - krótką listę pomysłów na to co zrobić z bukietem po ślubie, jeśli udało się Wam go nie zgubić podczas wesela :)

O jakim dalszym losie bukietów ślubnych już słyszałyście? Ja w Polsce spotkałam się z kilkoma scenariuszami. M.in. bukiet można:
- zanieść na cmentarz do bliskiej osoby,
- zostawić w nawie bocznej w kościele,
- rzucić w trakcie oczepin i nie odzyskać, 
- zasuszyć i po roku (na szczęście?) spalić :)

Pomysły, które dziś znajdziecie na blogu, będą najbardziej zbliżone do tego ostatniego. Pozwolą Wam zrobić z bukietu pamiątkę (w końcu tyle on kosztował ;)), która nie przyjmie formy ołtarzyka z bukietu i nie będzie przypominała szklanej trumny dla kwiatów ;)  

Pamiętajcie, że suszenie kwiatów nie jest proste (różne kwiaty różnie się suszy). Na szczęście w Polsce pojawiają się firmy, które zajmują się tym profesjonalnie np. przez liofilizacje. Jeśli jednak macie ochotę zabrać się za to same, w internecie roi się od informacji o tym jak się za to zabrać (polecam zrobić próbę na jakichś "mniej ważnych kwiatkach" ;)).

Kilka pomysłów na to co zrobić z bukietem po ślubie :)

Biżuteria
Naszyjnik z pierwszego zdjęcia to naszyjnik z żywych kwiatów platerowanych czystym złotem i srebrem. Tym sposobem można wykonać każdą (także kolczyki, bransoletki) biżuterie z kwiatów.


 
Bombka


Obraz, ramka



Słoik do dekoracji, świeczka, sól do kąpieli



Zasusz... na zakładkę, na konfetti na ślubie bliskiej osoby


Zasadź :)


wtorek, 26 lipca 2016

Jak wybrać piosenkę na pierwszy taniec?

Paper Antler / ruffledblog
Jednym z największych dylematów Par Młodych jest wybór piosenki na pierwszy taniec. Jeśli nie mają "swojej piosenki", jeśli szukają czegoś niezwykle romantycznego i melodyjnego, jeśli ma to być coś nieoklepanego, to... mają problem? A wcale nie muszą, bo problem z wyborem odpowiedniej piosenki tkwi w głowie, nie na listach weselnych hitów na pierwszy taniec.

Jak, mądrala ja, radzę Wam wybrać piosenkę na pierwszy taniec?

1.  Po co Wam ta piosenka i ten taniec?
Jest jedna, prosta, idealna odpowiedź. Oczywiście jak przystało na osobę, która tańczyć nie lubi, sama na to nie wpadłam, ale przeczytałam gdzieś tą myśl i w nią uwierzyłam. "Pierwszy taniec to niesamowicie magiczna chwila, gdzie tańcząc ze sobą odrywamy się na chwilkę od całego weselnego cyrku i dziękujemy sobie za sakrament, którego sobie udzieliliśmy. Ta piosenka ma być "nasza", a nie odpowiednia do tańca czy choćby ładna.".
Co oznacza "nasza"? Nasza/Wasza w tej chwili. Nie musi być wyjątkowa od 5 lat, wystarczy, że będzie wyjątkowa od tej chwili.
To też całkiem solidny dobry argument na to, że jeśli w wyuczonym tańcu nie czujecie się dobrze, to warto z niego zrezygnować i zwyczajnie się "przytulić" :)

2. O czym powinna opowiadać?
Jeśli zapytalibyście mojego męża czy tekst ma znaczenie, to on odpowiedziałby, że nie ;) Ja Wam powiem, że jednak trochę ma. Myślę jednak, że wcale nie musicie słuchać ani jego, ani mnie. Bo jeśli jest jeden jedyny utwór, który ma niewłaściwy tekst, ale Wy bawicie się do niego najlepiej na świecie - to bierzcie!
Potrzebujecie dobrego tekstu? Wg mnie wcale nie musi być on o miłości, niech będzie o czymś co jest dla Was obojga ważne. Większą uwagę zwróćcie na to czego nie chcecie w nim usłyszeć - o nieszczęśliwej miłości, uzależnieniach czy życiowych tragediach.

3. Droga eliminacji
Kompletnie nie macie pomysłu? Coś musicie mieć. Piosenki, które podobały się Wam kiedyś, które podobają się Wam dziś, które kojarzą Wam się z pierwszymi wspólnymi wakacjami, które są ponadczasowymi hitami, z ulubionego filmu, właśnie usłyszane w radio... Zróbcie listę ze wszystkimi fajnymi piosenkami z jakimi mieliście styczność, a potem je eliminujcie. Zerknijcie na tekst, sprawdźcie czy melodia Wam odpowiada, odrzućcie te, które z jakiegoś powodu Wam tu nie pasują. Jeśli lista nadal jest długa, to szukajcie nowych powodów do eliminacji piosenek. I przejdźcie do kolejnego punktu :)

4. Piosenka musi pasować do tańca
Nie macie pomysłu na piosenkę, ale wiecie co chcecie zatańczyć? Nie macie pomysłu na nic, ale idziecie na kurs pierwszego tańca? Idźcie, pokażcie instruktorowi swoje umiejętności i listę z kilkoma (tak do maks 10) Waszymi propozycjami utworów. Niech zdecyduje za Was albo pokaże Wam co możecie przy tych utworach zrobić, a co może być poza Waszym/piosenki zasięgiem :)
My z PM dokładnie tak zrobiliśmy :D I stanęło na I Say a Little Prayer :)

A Wy jakie macie sposoby na wybór piosenki na pierwszy taniec?

czwartek, 21 lipca 2016

Czego nie wolno Pannie Młodej w ciąży i/lub z dzieckiem?

Ziad Ghanem / ofattbart
Aż chciałoby się napisać: WTF? Bo grzeczniej się nie da! A jednak, NADAL, słuchając relacji dziewczyn mam wrażenie, że czasem żyjemy w jakimś strasznie starym świecie w którym Pannom Młodym z dziećmi, w brzuchu czy na powierzchni, mało wolno, a jeszcze więcej nie wypada. 

Najbardziej przykre jest to, że taką biedną dziewczynę najczęściej osaczają najbliżsi i najważniejsi dla niej ludzie: rodzice, dziadkowie, rodzeństwo, znajomi. Tak, nie tylko pokolenie starej daty, ale i rówieśnicy, którzy mentalnie żyją w zupełnie innym świecie. I tak trują tej biednej Młodej, wywołują u niej wyrzuty sumienia, że chce więcej niż może i niż to na co sobie zasłużyła. No bo przecież, jej już tyle nie wypada!

Bez wieczoru panieńskiego
No jak to tak? "Z brzuchem będzie pić drinki i oglądać striptizera?" ;)

Bez welonu, bez białej sukni
W postrzeganiu niektórych ludzi biała suknia i welon są swego rodzaju nagrodą... Za dziewictwo, za dobre prowadzenie się, ewentualnie za udane stwarzanie pozorów. I jeśli nie wiecie, to właśnie zdradzę Wam sekret: ecru powstało dla wszystkich fałszywych dziewic, ciężarnych i matek!

W urzędzie, w tej chwili!
Jesteś w ciąży? Z marszu marsz do urzędu! Bo przecież dziadkowie nie spojrzą w oczy sąsiadom, gdy Ty będziesz wychowywać bękarta. I ani się waż myśleć o kościele i "gorszyć święte obrazy". Może później, po porodzie, w ramach katolickiego obowiązku. Teraz tylko podpisz papiery, aby dziecko miało ojca.

Bez wesela
Z brzuchem, z dzieckiem, ze zszarganą reputacją... chcesz się pokazać rodzinie? Chcesz urządzić imprezę na 100 osób, chcesz tańczyć całą noc, chcesz wydawać pieniądze, które powinnaś przeznaczyć na pieluchy? "Przecież to jakiś cyrk."

A przecież... biel to tylko kolor, ślub kościelny to najlepszy wybór dla katolika, a duże wesele to tylko jeden z rodzai przyjęcia. Ani jedno, ani drugie, ani trzecie nie jest nagrodą. Tak jak ich przeciwieństwa nie są karą i świadectwem "gorszego życia". To tylko wybory i decyzje do których ma się prawo - niezaleznie od tego czy ma się 20 czy 40 lat, dziecko w drodze czy w odległych planach, czy jest się ze swoimi wyborami akceptowaną przez rodzinę czy nie.
Są sytuacje w których trudniej podejmuje się decyzje, w którym ma się wrażenie, że lekko się nawaliło, że są przywileje do których nie ma się już prawa. Ale to bzdura w którą zabraniam Wam wierzyć i z którą polecam Wam wytrwale walczyć.

środa, 20 lipca 2016

Słowa, których możesz się wstydzić ;)

mikeandlex.deviantart
Zakładając fanpage'a planowałam śluby i wesela wyśmiewać od góry do dołu. Potem stwierdziłam, że wyśmiewanie jest taaaakie podstawkowe, więc lepiej pokazywać dobry przykład. Dziś, tym wpisem, będą trochę wyśmiewać i krytykować, ale podejdźcie do niego z dystansem ;) To moja opinia, a ja... uprzedzam, czasem kompletnie nie mam poczucia humoru ;)

Po słowie wstępnym przejdziemy do tematu wpisu: śmiesznych/dziwnych/niezrozumiałych/głupich tekstów, którymi otoczone są śluby i wesela. Tekstów, które pojawiają się na zaproszeniach, spinkach, butach, samochodach, w tekstach piosenek ("Rudy się żeni!"), fotobudkach i w każdym innym miejscu w którym da się je przyczepić. Teksty, które mają bawić, a mnie... często dziwią, czasem zniesmaczają.

Mam wrażenie, że bardzo trudno napisać o tym momencie życia coś mądrego, dobrego i jednocześnie z humorem. Jeśli nie jest romantycznie i ckliwie, głupawo i infantylnie, to jest... niczym z horroru ;) Aż ma się wrażenie, że czasem lepiej wszystko przemilczeć ;)

Słowa, których możesz się wstydzić:

Mała uwaga. We wpisie rezygnuję ze wszystkich tekstów... obojętnych. Jak wszechobecne "LOVE", "I love her", "On jest mój" itp. Skupię się tylko na tych, które są w moim odczuciu negatywnie/dziwnie-pozytywnie nacechowane.

Game over, Koniec wolności, Koniec zwiazku, Już po chłopie, Help me, Ratunku, Nie rób tego,
Koniec obiadków u mamusi, Zobaczysz, po ślubie wszystko się zmieni (w sensie: na gorsze)
To chyba mój numer 1 na tej liście. To najgorsza wróżba i jednocześnie najgorsze życzenie, jakie można usłyszeć. Bo koniec pewnego etapu, bo zmiany, które za nim idą (choćby na linii: ślub -> dziecko -> mniej czasu dla siebie indywidualnie), wcale nie oznaczają, że to czas na rezygnacje z siebie. Jeśli tak postrzegasz ślub, jeśli dla Ciebie to koniec i strata - (to jak w horrorach) RUN!

Droga do raju, Skazani na siebie
Ze skrajności w skrajność. Co złego jest w przesadnym szczęściu? Błędne, często bezrefleksyjne, odbieranie ślubu jako automatycznej zmiany na lepsze. Bo mąż jako mąż będzie lepszy, bo małżeństwo będzie się bardziej kochać, bo on mając żonę i dziecko będzie musiał... Tak naprawdę małżeństwo nic nie zmienia, ono jedynie podsyca to co obecnie macie, a potem... jak dziecko, wymaga ciągłej troski.

On nie jest bogaty, ona nie jest w ciąży
Nawet, częściowo, rozumiem co w tym ludzie widzą zabawnego. W końcu spora część osób przygotowujących się do ślubu słyszała od natrętnej rodziny pytania o ciążę, status majątkowy i aż chciałoby się im odpowiedzieć (wielkimi literami na transparencie, co nie?). Tylko... czy Ten bez kasy jest lepszy od Tego z kasą i Tego bez narzeczonej w ciąży? Czy ona nie-w-ciąży jest lepsza od tej w ciąży (bo nie wpadła) i lepsza od tej, która wychodzi za bogatszego (bo nie materialistka)? No nie bardzo!

Pełna szczerych chęci i ochoty ANNA X
oraz Bogu ducha winien DARIUSZ Y

Ona chce, a on musi. Ona ma go na smyczy, a on ma kulę u nogi. Tylko po co on, Bogu ducha winien, się oświadczał? ;)

Czarno to widzę (z przodu auta)
Niedługo rozwód (z tyłu)
Ja tylko zapytam: SERIO? RUN!

wtorek, 19 lipca 2016

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Aleksandra

Historia Aleksandry:

Wszystko zaczęło się pewnego wrześniowego poranka, gdy Mój Kamil postanowił ogłuszyć mnie pierścionkiem :D. Jak każda NORMALNA kobieta oczekiwałam romantycznych oświadczyn pełnych magicznej atmosfery z nutą niespodzianki... nie da się ukryć, efekt zaskoczenia mu wyszedł. Kamil postanowił wrócić ze Szwecji na jeden weekend (akurat ten, w którym wypadały moje urodziny). Ja niczego nieświadoma... Godzina 6 rano, ktoś dobija się do drzwi, z miną ''wkurzonego indora'' poszłam otworzyć... Wszystko trwało parę sekund – On bierze mnie na ręce, zanosi do sypialni i... jak mną na łóżko nie rzuci! -.- z tekstem: ''Nadal chcesz być moją żoną?''. Ja oczywiście: ''No tak!''... Zaczynamy się migdalić, gdy nagle blondynce zderzają się tic tac'i w mózgu i wypala: ''Czy Ty mi się właśnie oświadczyłeś?''. Na to On z fochem:
''Yyy to nie zrozumiałaś?!'' (Kamil ). Potem pojechaliśmy wybrać pierścionek. Dał mi do wyboru 3, a następnie wygonił mnie ze sklepu... Wybrał najładniejszy i INNY, ma czarne serduszko i do połowy brylanciki, jest z białego złota :D

Dlaczego zaczęłam od zaręczyn? Bo później było tylko gorzej... Przygotowania były długie, pełne nerwów i spięć z Jego rodzicami (dzięki teściowej schudłam 11 kg). Ale były też miłe momenty np. szukanie sukni czy wspólne robienie dekoracji z Mamą i siostrą. Od początku Kamil dał mi wolną rękę zaznaczając, że będzie mnie wspierał i w razie potrzeby, żebym wyznaczyła mu jakieś bojowe zadanie. Pomysły na wesele zmieniały się nam codziennie po kilka razy: od lat 50 po boho. Wtedy odkryłam tego bloga :D i inne ślubne strony i fora :D Byłam taka zielona w sprawach ślubu, że nawet nie wiedziałam na co komu kolor przewodni albo próbne fryzury. W końcu uzgodniliśmy: Rustykalny Vintage xD z kolorem dominującym miętowym :)

Gdy wydawało się, że już będzie z górki, nagle zaczął wiać wiatr w oczy, a los rzucał kłody pod nogi... Ze znalezieniem lokalu nie było łatwo. Ja uparłam się na Nałęczów (stamtąd pochodzę). Pierwsze miejsce odpowiadało wszystkim naszym wymaganiom, zarówno estetycznym, jak i cenowym, niestety Babcia – tajny agent do zadań specjalnych- zasięgnęła języka i dowiedziała się, że lokal ma bardzo złą opinię i kiepskie jedzenie... Szukaliśmy dalej... gdy znajomy podrzucił mi Zajazd Jan - dość młody lokal stylizowany na góralską chatę, z cudownym synem właściciela Jarkiem - i to okazał się strzał w 10 ! Potem wzięliśmy udział w konkursie ''Fotobudka za złotówkę'', który wygraliśmy :D Od początku mieliśmy określony budżet i nie mogliśmy pozwolić sobie na tyle atrakcji, ile byśmy chcieli, dlatego szukałam innych sposobów na zorganizowanie gościom zabawy. Dobra, bo zbaczam z tematu :P

W piątek (dzień przed weselem) pojechaliśmy dekorować salę i co ważne uczyć się tańca :D. Niestety dwóch ''tancerzy'' zrobiło nas w bambuko i zostaliśmy z połową niedokończonego układu... Ja w przypływie złości i rozpaczy stwierdziłam, że wyjdziemy i zatańczymy kaczuszki... Na szczęście czuwała nad nami Ania (starsza druhna) i wieczór przed weselem uczyliśmy się choreografii z YT + ''Kamil wymyśl coś sam''.

Dzień Ślubu był bardzo słoneczny i ciepły. Nietypowe było miejsce, z którego wychodziliśmy, ponieważ to nie były nasze rodzinne domy, lecz pensjonat Łubinowe Wzgórze, w którym wynajmowaliśmy 5 pokoi i chatę nad wąwozem dla naszych najbliższych. Kolejną rzeczą nietypową/niepoprawną była nasza świta 3 druhny i 3 drużbów. Na Łubinowym mieliśmy także szybką sesję i tam również błogosławieństwo. Ci którzy mnie znają, wiedzą, że ze mną nigdy nie jest ''łatwo i prosto'', a co dopiero normalnie :D Pierwsze problemy zaczęły się przed samym wyjazdem do kościoła, kiedy to się okazało, że nasz zabytkowy samochód nie może podjechać pod pensjonat, bo wzniesie, na którym Łubinowe się znajduje jest pod dużym kątem nachylenia i nie ma takiej siły, żeby Aston wjechał o własnych siłach :D Na szczęście jakimś cudem się udało.
Fotograf (zresztą znajomy) nie mógł ze mną wytrzymać, gdyż przez słońce cały czas marszczyłam czoło, więc Przemek (fotograf) dawał mi dyskretne znaki (nawet w kościele), żebym tego nie robiła – wyobraźcie sobie fotografa, który stoi przy ołtarzu i puka się w czoło :D (to był ten dyskretny znak) lub hasło: ''teraz radość'' – no i nie dało się nie uśmiechnąć. W drodze do kościoła wpadłam w panikę, ale Starsza trzymała rękę na pulsie i wyjęła z torebki setę malinówki, więc kolejka ''na odwagę''.

Do ołtarza prowadził mnie Tata, a przed nami szły 3 moje małe kuzynki, najstarsza trzymała poduszkę z obrączkami uszytą przez moją Mamę (przez niektórych było to odebrane jako szopka). Kolejną gafą jaką popełniłam było zbyt szybkie oddanie swojego bukietu Starszej. Wiedziałam, że w którymś momencie mam jej go oddać, więc zrobiłam to na początku mszy, bo po co mam mieć zajęte ręce. Jednym z lepszych momentów ślubu była komunia... Nie jestem miłośniczką wina, a wytrawnego to już w ogóle, moja mina po przechyleniu kielicha została złapana przez fotografa. No i nadszedł moment przysięgi... Zaczyna On. Spokojnie, powoli i wyraźnie, patrzy na mnie tymi brązowymi ślepiami, uśmiecha się... a ja co? A ja w płacz... i zaraz wybucham śmiechem (bo rozśmieszył mnie ten płacz). Nadchodzi moja kolej: ''Ja Aleksandra... (tu długa chwila ciszy) potrzebuję minutkę'', znowu w płacz i śmiech jednocześnie... W końcu  ksiądz nie wytrzymał, i cały kościół w śmiech.

Wychodząc z kościoła moja Mama czekała z niespodzianką... Wiedziałam, że będą czymś w nas rzucać, psychicznie byłam nastawiona na tuby itd. Gdy zza murów wyłoniły się dwa Anioły na szczudłach sypiące na nas z góry piórkami i pieniążkami... no ja oczywiście się popłakałam. Co było nietypowego? Może to, że nie chcieliśmy kasy czy lotto, nie zbieraliśmy też na szczytne cele... chcieliśmy od naszych gości dostać ''coś co umili wspólne chwile'' - dostaliśmy gry planszowe (erotyczne też się zdarzyły :D).
 

Nie znam wierszyków i zabobonów weselnych, więc gdy moja Mama podeszła do nas z chlebem, solą i kieliszkami ''Co wybierasz?'', na to ja: ''Pana Młodego, chleba i soli dorobimy się powoli''. Stres nas nie opuszczał, bo przed nami jeszcze był pierwszy taniec... Szło nam całkiem nieźle dopóki Kamil nie zapomniał mnie podnieść... Tańczyliśmy na luzie, bez spiny. To nic, że zapomnieliśmy kroków, a Jarek odpowiedzialny z tubę z płatkami róż nie mógł jej odpalić i udało mu się to dopiero pod koniec układu. Jedzenie było pyszne, ale słyszałam tylko z opowiadań, bo zjadłam bardzo niewiele... nie było na to czasu.

Zespół zasługuje na osobny akapit. Zdaję sobie sprawę, że Każda będzie chwaliła ''Swój Wielki Dzień'', ale Kasia, Jarek i Przemek dawali czadu! Rozkręcili całe wesele, nikt nie siedział! Grali głównie rock&roll'a, swinga, twista (lata 50, 60) kilka piosenek disco-polo, trochę też lat 80, każdy znalazł coś dla siebie. Rozruszali także stoły. A największym prezentem jaki od nich otrzymaliśmy była możliwość zaśpiewania przez Starszą I have nothing (moja ulubiona piosenka w wykonaniu Ani). Nietypowym był mój taniec z Tatą przy jego ukochanej piosence Metallica – ''Nothing Else Metters'' ( wyobraźcie sobie reakcje wszystkich młodych gości, którzy znają na pamięć ten kawałek i chór 20 chłopa, który to śpiewa i my pośrodku sali z Tatą bujający się w rytm).

Podziękowań dla rodziców jako takich nie było. Przy piosence z czołówki ''Przyjaciół'' ''I'll be there for you'' wręczyliśmy im fotoksiążki z naszą historią i doniczki wiklinowe wiszące z łakociami oraz alkoholem. A następnie tańczyliśmy w kółeczku (czego bardzo chciałam uniknąć, bo po to był taniec z Tatą, żeby nie tańczyć z rodzicami... ale cóż, teściowa zaczęła). Za to były podziękowania dla gości w formie słoiczka z miodem. I tu kolejna nietypowa sprawa – na Naszym Weselu NIE BYŁO ciasta. Ani na stole, ani dla gości do domu... Był za to Candy Bar. O dziwo nawet starsze ciocie były tym rozwiązaniem zachwycone.

Nietypowy był bilard na sali do tańczenia – wymysł mojego (już) Męża- zarówno On, jak i goście byli szczęśliwi. Wesele nie obyło się bez ofiar, jedna z moich koleżanek złamała najmniejszy palec u ręki.
 

Oczepiny: welonem nie rzucałam, bo nie miałam... Zamiast tego kręciłam się jak wskazówka zegara z bukietem w dłoni (który też był nietypowy, bo z sukulentów i gipsówki, ważył 2 kg) ''na kogo wypadnie na tego bęc'' (za pierwszym razem padło na fotografa :D). Kamil rzucał muszką. Mieliśmy dwie zabawy: test zgodności oraz 2 drużyny, a zadaniem było wypić kielicha w kasku, zakręcić się 10 razy dookoła pałeczki, dobiec i uderzyć w bębenek, oczywiście na czas. Zbieraliśmy też na wózek.
 

Nietypowy był również tort. Podany o 22, co zdziwiło niektórych gości. Oraz jego forma: miętowy z kawałkami czekolady Naked Cake z owocami sezonowymi... Coś pysznego!
Wesele było wspaniałe, goście chwalą sobie do dzisiaj, zwłaszcza atmosferę na sali i klimat dekoracji. Poprawin nie robiliśmy... W sumie to był grill dla najbliższych, na którym Starszy polał wszystkim przez przypadek wodę (wziął butelkę Młodych), żeby było zabawniej jeszcze nam śpiewali ''Gorzka wódka'', każdy przechylił, każdy się skrzywił... Na to jeden najbardziej wstawiony krzyczy: ''Toście wódkę posłodzili, aż się w wodę zamieniła!''.

Moja Rada: Pewnie oryginalna nie będę, ale chłońcie ten dzień jak najbardziej się da, bo mija bardzo szybko! I nie przejmujcie się opiniami innych, róbcie tak jak Wam podpowiada serce. I serio nie ma co się stresować tak, jak w moim przypadku relacjami z teściami, bo w końcu nie będę żyć z nimi tylko z Kamilem. I nie da się wszystkim dogodzić... Zawsze się znajdzie jakaś ''serdeczna'' osoba, której nie będzie nic pasowało. Nie jesteśmy słoikiem Nutelli, żeby wszystkich uszczęśliwić!! TO WY JESTEŚCIE NAJWAŻNIEJSZE i dajcie sobie więcej luzu i swobody ;) Pierwszy taniec nie musi być wyuczony do perfekcji ;) Świat się nie zawali  jak coś pójdzie nie tak. Chociaż życzę Wam, żeby marzenia o tym Najważniejszym Dniu w całości się spełniły :)

Suknia: Gala Keira z Salonu Demi w Lublinie

Garnitur: Prochnik
Biżuteria: robiona ręcznie przez Annę Żelechowską, Ani Mruu
Wianek: ZastyglaNatura
Bukiety: Passja-Flora Pracownia Florystyczna
Zespół: Zespół Kalifornia
Sala: Zajazd Jan
Pokoje: Łubinowe Wzgórze 

Atrakcje: Anioły na szczudłach
Obrączki: SAVICKI 

Samochód do ślubu: Aston Martin pożyczony od Pana Tadeusza Kęski ;)
Dekoracje by Mama Renia and siostra Kinia, no i jak zawsze skromna JA :D


Fotograf: Przemysław Arkadiusz, Semimatt

































Więcej zdjęć znajdziecie tu.

Kilka słów od NPM:
Olę poznałam na naszej ŚWGW, jako najbardziej pozytywną i zakręconą Pannę Młodą, a przy okazji świetnego grupowego rozładowywacza negatywnej energii :) Bo nikt tak jak ona nie podchodził do wszystkiego z radością wymieszaną z luzem i zdrowym dystansem - takim, którego każdy mógłby jej zazdrościć. I tego też spodziewam się po jej ślubie. Przy lekturze pierwszej relacji Oli chciało mi się płakać ze śmiechu... cofnij, "z radości" :) Takiej, która notorycznie towarzyszy mi przy czytaniu niektórych fragmentów (ta przysięga ❤).
Powinnam Wam napisać jak bardzo zachwyca mnie talia Oli, jak genialny był jej bukiet (i pomysł na zasadzenie jego sukulentów po ślubie!), jak świetną reklamą dla tańca z tatą jest jej taniec, ale... chciałabym, aby najbardziej do wszystkich dotarły jej rady i poczucie, że spontaniczność i luz tworzą najlepsze wspomnienia :)