poniedziałek, 31 października 2016

Dia de los Muertos, czyli motyw przewodni ślubu i wesela

Wyobraźcie sobie...

Ślub i/lub wesele z motywem "Dia de los Muertos", czyli (meksykańskiego) święta zmarłych.
Nie takiego jakie znamy z polskich kościołów i cmentarzy.
Święta, które trwa kilka dni i jest radosną fiestą. Świętem muzyki latynoskiej, tańców, radości.
Z miejscem pełnym ludzi, udekorowanym girlandami, balonami, chorągiewkami, świecami, świętymi obrazkami (pamiętacie te czasy, gdy ścianę za Parą Młodą zdobiły święte ikony? mnie się to dziś podoba), kwiatami. Aksamitkami, kaliami, mieczykami, chryzantemami.
W barwach czerwonych, pomarańczowych, fioletowych, czarnych, białych. Jasnych, wesołych, jaskrawych, żywych.
Z jedzeniem, słodyczami i gadżetami w kształcie trupich czaszek, piszczeli, kościotrupów z czekolad lub galaretki :) Pomarańczami i coca-colą.
Mumie, potwory, maski, duchy, trumny, wampiry, czarownice. W dekoracjach, na stołach, twarzach bliskich, wszędzie dookoła.
Wielki święto z iści bożonarodzeniowym nastrojem :)

Wyobraźcie sobie, że tak może wyglądać nie tylko święto zmarłych gdzieś na drugim końcu Ziemi, ale i czyjś dzień ślubu. Mnie taka wizja świata zachwyca i nawet ten nasz zimny koniec października w zetknięciu z takim wyobrażeniem nie wydaje się złym miesiącem na ślub :) Jest idealny.

Direction-Styling: Mr&MrsUnique
Photography: 
WeHeartPictures




























piątek, 28 października 2016

Concept Weddings, alternatywne targi ślubne w moim Wrocławiu :)

Lubię alternatywne targi ślubne, bo lubię pogapić się na ładne rzeczy. I pomimo swojej ogromnej miłości do odwiedzania nowych miejsc najbardziej lubię, gdy taki wypad nic mnie nie kosztuje, bo na miejsce mogę w 20 minut dojechać samochodem ;) Dlatego, już po raz drugi, bardzo cieszy mnie, że we Wrocławiu mamy Concept Weddings – już za kilka dni, 6 listopada :) :) :)


Concept Weddings to targi na których spotkacie wyjątkowych wystawców. Świadczących usługi na wysokim poziomie, z wyczuciem estetycznym, otwartych na alternatywne pomysły, ale także śledzących najnowsze trendy. Dodatkowo edycja zimowo-wiosenna ma pokazać, że śluby organizowane w tych mniej popularnych miesiącach również mogą być atrakcyjne :)

Czego możecie spodziewać się po tej edycji? 

Fajnych wystawców. Ciągle aktualizowaną listę wystawców znajdziecie na stronie wydarzenia targów. A ja prywatnie powiem Wam, że koniecznie, koniecznie (a nawet jak będziecie się opierać, to i tak zwrócicie uwagę, bo inaczej się nie da) odwiedźcie Ślub w dechę. Ja po ostatnich targach jestem nimi oczarowana, a do Wrocławia przyjadą specjalnie z (chyba nie zmyślam) woj. małopolskiego. Aż ma się ochotę u nich wydać miliony :)

Fajnych atrakcji dodatkowych. Będziecie mieli okazję obejrzeć inscenizowany ślub humanistyczny na tarasie (poprowadzony przez Ślub Humanistyczny), pokaz barmański w wykonaniu Candy Bar, pokaz malowania airbrushem, a także odwiedzić conceptową kawiarnię i przestrzeń gastronomiczną z foodtruckami.

Zainteresowani? O poprzedniej edycji możecie przeczytać oczywiście u mnie, o tu.
I do zobaczenia na targach, bo tym razem zamierzam spędzić tam duuużo czasu :)

Informacje praktyczne:
Data: 6.11.2016, godz. 11:00-18:00
Miejsce: CRZ Krzywy Komin, Wrocław
Wstęp wolny, kupcie sobie za to czekoladę ;)

czwartek, 27 października 2016

Wedding Show - trzecia edycja i trzy punkty widzenia :)

Fot. Marcin Kmieciński Photography / WeddingShow
Przed większością targów ślubnych u wielu narzeczonych pojawia się odwieczne pytanie: Czy warto na nie iść? Czy są warte swojej ceny? A może nie te, tylko inne?
Przy pisaniu relacji z każdego wydarzenia starałam się Wam na to pytanie odpowiedzieć. Tym razem o WeddingShow nie napiszę Wam ja, a głos oddam przygotowującym się do ślubu narzeczonym :)

Posłuchajcie Kasi, Weroniki i Karoliny :)

Kasia:
"Jeżeli chodzi o targi zwiedziłam niestety tylko wystawców. Za późno się zorientowałam - na warsztaty już nie było miejsc.
Oczywiście udało mi się podejrzeć chwilowo co się działo na sali głównej - akurat pokazywano, jak dostojnie wejść do Kościoła. Na pewno cenne rady, jednak ja chciałabym postawić na szczerość i spontaniczność w tym dniu. Nie będę się oszukiwać, że w nerwach dopilnuję, żeby mój Misio lewą dłoń trzymał odwróconą wierzchem z tyłu na plecach czy jakoś tak... :)
Zwiedziłam wszystkie stoiska - jednak mając już wybranego fotografa i kamerzystę, obeszłam je dosyć szybko szukając dodatkowych inspiracji. Na pewno podobały mi się ozdoby do włosów - wianuszki oraz magnesy jako zaproszenie :) Najwięcej skorzystałam przy doborze obrączek. Od zawsze podobał mi się tytan. Teraz mogłam przymierzyć i się zakochałam w tym odcieniu.
Suknie ślubne były obłędne - rozmowa z ekspedientkami trochę mnie ośmieliła, ponieważ odbiegam od standardowego 38 w przymierzalni ;) Panie służyły cenną radą jak się przygotować i podtrzymały na duchu, że z moją figurą nie jest tak źle jak mi się wydaje :) Oczywiści zapisałam się już na przymiarki!
Ogólne wrażenia? Pozytywne. Mnóstwo inspiracji i żałuję, że nie mogłam wziąć udziału w warsztatach...
Jednak jeżeli chodzi o wystawców - spodziewałam się, że będzie ich o wiele więcej. Bardzo szybko obeszłam wszystkie stoiska i czułam niedosyt, szukając po zakamarkach - a może jednak coś gdzieś tu jeszcze znajdę?" 

Weronika: 
"Jeśli chodzi o targi to przede wszystkim braliśmy udział razem z narzeczonym w warsztatach. Uważam, że to świetna sprawa, wielu rzeczy się dowiedzieliśmy: wiemy jakie dokumenty będą nam potrzebne w kościele i urzędzie do zawarcia małżeństwa, jak stworzyć scenariusz tego dnia i po co, czego unikać w makijażu ślubnym, a czego się nie bać, jak dobrać fryzurę, na którą stronę zaczesać włosy;), wybraliśmy kolory przewodnie, dowiedzieliśmy się o trendach na kolejny rok, jak ustalić budżet ślubny. Tak więc uważam, że targi dały nam dużo wiedzy. Stoiska wystawców, które nas do siebie przyciągały to obrączki oraz zaproszenia. I mogliśmy spokojnie o wszystko dopytać, zapisać modele rzeczy które nam się podobały, aby później nie mieć problemu w salonach firmowych z odnalezieniem ich. Na panele i pokazy mieliśmy już niewiele czasu ze względu na ilość warsztatów w których braliśmy udział. Udało nam się jednak zobaczyć część pokazów sukien ślubnych, być na 'koncercie' oraz podejrzeć Jakubiaka przy gotowaniu :). Brakowało nam wystawców samochodów (liczyliśmy, że coś uda nam się wybrać na targach) oraz kogoś kto miałby w swojej ofercie prezenciki dla gości czy np. wieszaki na ubrania dla pary młodej, szlafroki - różnego rodzaju gadżety. To były pierwsze targi na jakich byłam i uważam że każda przyszła Panna Młoda powinna w takim miejscu być, a przede wszystkim skorzystać z wiedzy ekspertów na warsztatach."

Karolina:
"Targi ślubne, czyli zbiór wystawców w jednym miejscu. Mogłoby się wydawać, że "problem" organizacji ślubów rozwiązuje się sam. Nic bardziej mylnego. Moje pierwsze targi odbyły się w Tłuszczu w Hotelu Batory tam właśnie znaleźliśmy fotografa, którego zdjęcia zrobiły na nas ogromne wrażenie. Niestety z resztą wystawców nie było już tak kolorowo. Kolejne targi to hotel Marriott w Warszawie na których wystawa biżuterii zainteresowała mnie najbardziej, a narzeczonego kolekcja garniturów firmy Pawo. Na jednych i drugich targach były pokazy sukien ślubnych oraz garniturów, a także wiele konkursów. Zespół i kamerzystę znaleźliśmy we własnym zakresie. Kolejne targi przed nami na PGE Narodowym w Warszawie. Wciąż poszukujemy florystyki oraz auta. Mamy nadzieję, że nasze poszukiwania przyniosą rezultaty."

wtorek, 25 października 2016

Od A do Z, czyli wyreżyseruj swój ślub

Anne Edgar
Nie masz pomysłu na życie? Zaplanuj wesele! W najlepszym wypadku masz z głowy 2 lata życia, a jak się postarasz, to nawet 3-4. Tyle czasu na planowanie, że masz okazję do zorganizowania ślubu godnego czyjejś tablicy na pinterescie. Albo lepiej, zmienianie pomysłu 5 razy w miesiącu, o ile nie padniesz wcześniej ze zmęczenia, a co - na to też masz czas!

Zaproś trzysta osób, a zarzucą Ci rozrzutność i wywróżą rozwód (jeszcze nie słyszałaś o tej zależności? im więcej wydasz, tym szybciej się rozwiedziesz, to oczywiste). Nie zaproś nikogo? Phi, hipsterka.

Makijaż i fryzura. Obowiązkowo. Nawet jeśli pierwszy i ostatni raz w życiu. Bo goście lubią, bo kamera i aparat jeszcze bardziej, a jak masz raz w życiu udawać księżniczkę, to nie ma zmiłuj. Twarz jak z okładki musi być, nieważne, że nie Twoja!

Powinnaś się gdzieś przed tą całą imprezą ubrać. Tylko gdzie? Przecież ktoś w tym momencie będzie robił Ci zdjęcia, ktoś Cię odwiedzi, więc wydawałoby, aby to pomieszczanie przyzwoicie się prezentowało. Możesz posprzątać, możesz powynosić te stare pudełka po butach, możesz... Ale to nadal nic nie da, to nadal nie zmieni koloru ścian w pomieszczeniu i mebli modnych 10 lat temu (trochę głupio jest je wymieniać z powodu ślubu, co nie?). Niestety, Twój dom jest brzydki. TWÓJ DOM jest brzydki... Więc może ubrać się w hotelu obok? Czemu nie, w końcu cały dzień polega na udawaniu piękniejszej i bogatszej niż to jest w rzeczywistości ;)

Idziesz o kościoła... Ale czy TY wiesz jak?! Po której stronie iść, po której usiąść, jak PM ma Cię trzymać pod rękę i obchodzić, w jakim tempie się ruszać i mówić, jak nie zasłaniać obrączki, wyprostować plecy i pokazać zęby. W drodze powrotnej to samo! Goście mają podziwiać Cię wychodzącą z kościoła i mają obsypać Cię konfetti, najlepiej naraz, więc Ty pomiędzy jednym i drugim, aby dać im możliwość przemieszczenia się, gdzieś się ulotnij (czyt. w jakimś kącie się schowaj).

Najgorsze przed Tobą. Tańcz, nawet jeśli nie umiesz i palisz się ze wstydu na myśl o wlepionych w Ciebie spojrzeniach. Około 3 minuty, bo tyle ani gości nie zanudzi, ani ekipie foto-video nie uniemożliwi złapanie dobrych ujęć. Najlepiej... i tu miej dylemat, bo masz do wyboru perfekcyjnie wyuczony taniec, albo neutralność, czyli tulenie i całowanie przez 2/3 utworu (przez resztę możesz spokojnie oddychać, swoje wypozowałaś).
Pamiętaj! Spontaniczność - tak, ale pod kontrolą, aby do zdjęć i muzyki na filmie pasowała.

Brzydkie są te zawalone jedzeniem stoły? Ano brzydkie, nie ma się co  tym kłócić. Wywal więc z nich wszelkie jedzenie i napoje (zostaw tylko te w szklanych karafkach), ozdób kwiatami i papeterią (najlepiej z menu-mapką - tędy do słodkiego stołu, tamtędy do barmanów, do koszyczka ratunkowego w WC niech trafią sami). Krzesła i gości zostaw, a niech sobie od czasu do czasu po zejściu z parkietu posiedzą!

Jest wesele, więc tańcz i pij. Z wujkiem Tadkiem się nie napijesz? Tańcz zapominając o jedzeniu, abyś potem w internecie mogła pisać "fakt, nie miałam czasu nic zjeść, całe wesele chodziłam głodna". Tańcz nie korzystając z toalety, bo przecież w takiej sukni nie dasz rady. Tańcz ciągnąc za sobą tłumy gości, bo przecież stoły lepiej wyglądają bez "nie ubranych pod kolor" gości, a pusty parkiet to największy koszmar Panny Młodej.

Przedstawienie twa, więc trzeba grać. Tańczyć, całować, być wszędzie na czas (a niektórzy naiwnie pytają po co Panu Młodemu zegarek ;) no po to!). Tort pokroić o 20, rodzicom podziękować o 22, oczepiny zacząć o 24... Bo gdy przypadkiem zniknie taka para na godzinę, aby się sobą i dniem nacieszyć, to przecież rozwali całą prace: kelnerowi, który nie wyniesie tortu na czas, fotografowi, który nie zrobi im zdjęć na parkiecie, konsultantce, której cały plan się posypie... Parodia? E tam, życie. I niektórzy chyba zapominają, kto w tym dniu jest dla kogo ;) Wy nie zapomnijcie.

Oczepiny. Co te panny takie dzikie? Wszystkie zwiewają przed rzucanym welonem, a Ty wchodząc w nowa role w życiu zapominasz, że pół roku temu sama zwiewałaś. Bo przecież jak złapią, to je rodzina weźmie na języki: że stare i samotne, że niezdecydowane, że wybredne, że co jak co, ale na pewno coś nimi nie tak.

Ścigaj się. Ze sobą, z innymi, z połową internetu.

Wszystko o czym tu i w każdym inny miejscu przeczytacie jest potrzebne, jest mniej lub bardziej ważne, jest warte czasu i wiedzy (i śmiechu!), ale... wszystko ma swoje granice i normy normalności, których nie powinno się przekraczać. Dla własnego dobra.
Dla niewtajemniczonych: tekst jest lekko ironiczny. Śmieję się Was i śmieje się z siebie. Ha!

piątek, 21 października 2016

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Dagmara

Historia Dagmary:

To nie była miłość zbudowana na przyjaźni, to był raczej grom z jasnego nieba, a przyjaźń i cała reszta przyszła dopiero z czasem. 

Gdy miałam 16 lat pojechałam na szkolną wycieczkę do Grecji i do głowy by mi nie przyszło, że poznam tam swojego przyszłego męża. A jednak. ;) I co by nie mówić o "miłości od pierwszego wejrzenia" to nasza właśnie nią była. Potrzebowaliśmy kilku dni by oficjalnie uznać, że jesteśmy razem. Ale pełno jest przecież takich nastoletnich, wakacyjnych miłości, na tej wycieczce też nie byliśmy jedyną nową parą ;). I co można wiedzieć o drugim człowieku po kilku dniach? Nic ;) Można się jedynie zauroczyć. I ja do dziś nie mam pojęcia, jak to się stało, że to zauroczenie przetrwało, gdzieś po drodze zamieniając się w miłość.

Zaręczyliśmy się po ponad pięciu latach związku, a ślub wzięliśmy po niespełna ośmiu. Łatwo więc zauważyć, że mieliśmy bardzo dużo czasu na zorganizowanie tego dnia. Co śmieszniejsze, już w dzień zaręczyn ustaliliśmy dokładną datę ślubu (z prawie trzyletnim wyprzedzeniem) i ją zrealizowaliśmy. Skoro byliśmy ze sobą od 21 lipca, zaręczyliśmy się 21 września to ślub nie mógł się odbyć innego dnia. To, że to będzie 2016 rok ustaliliśmy dość prędko, kierując się naszymi studiami/pracą/potrzebą odłożenia pieniędzy. Wzięliśmy więc do ręki kalendarz w telefonie i szybko sprawdziliśmy w jakim miesiącu wiosenno-letnim w 2016, 21 wypada w sobotę. Padło na maj. ;) Wybrany, jak widać zupełnie przypadkowo, a dziś już jestem tym miesiącem totalnie zauroczona. Wiosna w rozkwicie, pełno kolorów, piękne słońce, całe lato jeszcze przed itd. Nie wyobrażam sobie piękniejszego miesiąca na ślub.

Organizacją ślubu zajęliśmy się od początku zupełnie sami. Mieliśmy bardzo konkretnie określoną swoją wizję i nie chcieliśmy, by ktokolwiek nam ją zaburzył. Nawet nasi rodzice o wielu rzeczach dowiedzieli się dopiero tego dnia. :) Miało być kolorowo i sielsko. Polne kwiaty, drewniany kościół, koronkowa suknia, wianek we włosach – dużo takich ślubów ostatnio, prawda? ;)

Ja w ogóle nigdy nie marzyłam o takim typowym weselu, o welonie, wielkiej sukni i o byciu przez jeden dzień księżniczką. Moja rodzina jest niewielka, nie ma też w niej takiej tradycji wesel i były mi to tematy dosyć obce. Rodzina męża natomiast jest zdecydowanie liczniejsza niż moja i kochająca tego typu imprezy. Że robimy wesele zostało więc postanowione. ;) Ale od początku wiedzieliśmy, że chcemy by świętowali z nami sami naprawdę najbliżsi nam ludzie, a nie ci których wypada zaprosić. Listę gości ułożyliśmy zupełnie sami i nikt nie znalazł się na niej przypadkowo. W rezultacie bawiło się z nami 80 kilka osób – rodzina oraz nasi przyjaciele, bez których nie wyobrażaliśmy sobie tego dnia.

Wszystkich ślubnych wyborów dokonywaliśmy dosyć łatwo. Obejrzeliśmy tylko dwie sale i choć po pierwszej byłam zdecydowana, to po odwiedzeniu drugiej wyszliśmy z niej z wstępną rezerwacją. Rozesłaliśmy maile do kilku fotografów, ale tylko z jednymi się spotkaliśmy (zresztą ja bym się na innych nie zgodziła, ale Kubę musiałam trochę przekonywać ;)). Podobnie rzecz wyglądała z pozostałymi usługodawcami. I przy każdym tym wyborze decyzje podejmowaliśmy tylko we dwójkę. Rodzice zobaczyli salę, gdy już mieliśmy wpłaconą zaliczkę itd. Tak jest naprawdę dużo prościej. Czasem w dwie osoby ciężko dojść do kompromisu, a gdy tych osób jest jeszcze więcej to decyzja może być prawie niemożliwa. A przecież dodatkowo, nasi rodzice mogą mieć zupełnie inny gust i inne wyobrażenia niż my. ;) 

Dzień ślubu 

Ja – najbardziej nerwowa, emocjonalna i płaczliwa osoba na świecie. Byłam więc przekonana (i założyłabym się o wszystkie pieniądze), że w dzień ślubu popłaczę się co najmniej kilka razy, będę strasznie nerwowa itd. Ale im bliżej było tego dnia, tym bardziej coś mi w tych moich reakcjach zaczynało nie pasować. :P Jakaś panika przedślubna na chwilę przed? Ależ skąd! Im było bliżej tym łapałam coraz większy luz, a na twarzy pojawiał mi się coraz większy uśmiech. I choć wszystko szło raczej po naszej myśli, to jestem przekonana, że nawet gdyby tak nie było, machnęłabym na to z uśmiechem ręką. Wyluzowałam po prostu zupełnie. Dzień ślubu zaczęłam już jakoś koło 6.30 rano czytając bajki i układając z moją siostrzenicą klocki. Że ja dziś wychodzę za mąż?! Ani trochę to do mnie nie docierało. ;)

W ogóle co do ostatniej nocy przed ślubem – spędziliśmy ją osobno. I wcale nie po to by coś udawać i zachowywać pozory (mieszkaliśmy ze sobą już długo przed ślubem). Chcieliśmy po prostu zapewnić sobie większe emocje tego dnia. ;) Tym sposobem ostatnią przedślubną noc spędziłam w jednym łóżku z mamą i niespełna trzyletnią siostrzenicą.

Po bajkach, śniadaniu, prysznicu itd. przyszła pora na makijaż oraz fryzurę. Obie rzeczy miałam wykonywane w mieszkaniu więc ominął mnie problem dojeżdżania gdzieś tego dnia (polecam takie rozwiązanie). Myślałam, że chociaż podczas tych przygotowań dotrze do mnie co się dzieje, że to dziś, że za kilka godzin wychodzę za mąż! Taa… pełen luz, dzień jak co dzień (co z tego, że nikt mnie nigdy w życiu wcześniej nie malował i nie czesał :P). Przyjazd odświętnie ubranej świadkowej, przyjazd florystki z moim ślubnym bukietem i całą resztą (Byłam przezachwycona moim bukietem! Półwiankiem zresztą też. Florystki robiły to trochę w ciemno, bo ja tylko powiedziałam, że ma być polnie, sielsko, kolorowo itd. Ale nawet nie ustaliliśmy konkretnych kolorów ani nic, a wyszło bajecznie!), podenerwowana mama - to wszystko nadal nie robiło na mnie wrażenia. ;) Lekkie zdenerwowanie poczułam dopiero gdy przyjechali nasi fotografowie, ale też szybko minęło. Jednak w całej tej atmosferze luzu okazało się, że mamy lekkie opóźnienie i mogę nie zdążyć się ubrać do przyjazdu narzeczonego. Napisałam mu więc sms żeby się nie spieszyli (jechał ze świadkiem). Odpisał mi: "Ok, to jedziemy do Maca." Moja myśl w głowie? "Niech tylko się ubrudzi­­ to zabije!". :P Pan Młody przyjechał na szczęście w nienaruszonym stanie. ;) Bardzo chciałam zorganizować nam first look sam na sam. Ale tego dnia było już takie zamieszanie, że myślałam, że machnę na to ręką. Chyba tylko dzięki świadkowej tego nie zrobiłam i Bogu dzięki, bo to był najcudowniejszy moment. Poprosiliśmy więc wszystkich (przed wejściem Kuby), żeby opuścili mieszkanie. A tak szczerze to ich wygoniliśmy (z moją mamą bywa ciężko :P). Zostałam sama w mieszkaniu z fotografami gdzieś z boku. Wszedł Kuba. I wiecie… zawsze to ja płacze, a Kuba nie pokazuje tak emocji. A była taka reakcja z jego strony, jakiej się w życiu nie spodziewałam (fotograf nas poratował podając papier :P). I pomyśleć, że ja w dzień ślubu widząc to zamieszanie, chciałam już olać ten nasz first look i zostawić wszystkich w mieszkaniu.

Potem już wszystko potoczyło się jakimś własnym torem. Było błogosławieństwo, ale trwało dosłownie trzy minuty, a następnie wszyscy pojechali do kościoła. My chcieliśmy koniecznie przyjechać na ostatnią chwilę, żeby większość gości była już w kościele. Gdy zostaliśmy w mieszkaniu sami, zrobiliśmy jeszcze na szybko pierwszą i ostatnią próbę pierwszego tańca w sukni ślubnej. :)

Ceremonia przebiegła całkiem spokojnie choć ja się bardzo o siebie obawiałam. Bałam się, że się rozkleję i nie będę w stanie powiedzieć przysięgi. Ale ten dzień już od samego rana mnie zaskakiwał moimi reakcjami, więc zaskoczył mnie ponownie. Był uśmiech, radosne oczy (widzę na filmie i zdjęciach) i pewnym głosem powiedziana przysięga. Była też moja mała siostrzenica wołająca z pierwszej ławki "Daga!" i to też będę zawsze pamiętać, bo było urocze. Nawaliła za to zupełnie nasza oprawa muzyczna, ale jakoś się tym nie przejęłam. ;) Na koniec ceremonii Świadkowie prosili wszystkich gości o wychodzenie, po to byśmy my mogli wyjść jako ostatni. (Naszym Świadkom to się w ogóle należy medal! Bardzo, bardzo nam pomogli tego dnia.) Po wyjściu z kościoła goście obsypali nas płatkami kwiatów – sztucznymi, bo załatwianymi na ostatnią chwilę (no mimo tej świetnej organizacji, o czymś musieliśmy zapomnieć :P), ale dały radę. ;)

Nie będę już ze szczegółami opisywać wesela, bo chyba już i tak nikt nie dotrwał z czytaniem do tego miejsca. :D (A ja naprawdę starałam się to opisać krócej, ale wyszło jak zwykle ;)).  Powiem tylko, że było cuuuuuudownie! Mi zaparło dech w piersiach jak zobaczyłam nasze dekoracje, stoły, słodki stół – wszystko wyglądało bajecznie (Głupio się tak zachwycać własnym weselem, nie? :P).

Było dużo momentów, które mnie wzruszały i cieszyły. Były krótkie toasty moich rodziców, które wywołały łzy w moich oczach. Były moje koleżanki z pracy, które przyjechały koło 23.00 (pracowały tego dnia do 22.00) z innego miasta, tylko po to by złożyć nam życzenia i dać prezent oraz kartkę podpisaną przez pełno osób. Mnie takie gesty rozbrajają zupełnie, nie ma cudowniejszych momentów niż te, jak ktoś bezinteresownie robi coś tylko po to by sprawić Tobie przyjemność.

Podsumowując – To był piękny majowy dzień. Dzień, do którego często wracamy i będziemy wracać. Była piękna ceremonia, był pełen kościół bliskich nam ludzi, było cudowne wesele i wielka, wielka radość. To są takie emocje i takie uczucia, jakich nigdy wcześniej w życiu nie doświadczyłam. Radość z poślubienia tej najważniejszej osoby, radość z obecności bliskich Wam ludzi, którzy cieszą się razem z Wami – tego wszystkiego nie da się opisać. Ślub ma znaczenie i warto te chwilę przeżyć. Zresztą, po ślubie też jest ekstra. :) 

Co było niepoprawne? 

- Dwa pierwsze tańce! Ogółem całe wesele byliśmy w jakimś niedoczasie czasowym, bo jednak bardzo dużo się działo. I gdy już trzeba było zatańczyć pierwszy taniec, okazało się że moi rodzice zniknęli. Zajmowali się też wnuczkami, więc wiadomo. Dlatego pierwszy taniec się odbył, ale po dobrych 2-3 godzinach moja mama poszła do dj z prośbą o drugi pierwszy taniec :D Dj oczywiście najpierw przyszedł do nas z pytaniem co my na to, ale już mieliśmy taki luz, że ja się zgodziłam od razu. :D Znowu się wszyscy zebrali, znowu kręcili i robili zdjęcia – śmiesznie :)
- Nie wiem czy to było niepoprawne, ale jedynymi osobami, które decydowały, jak będzie ten dzień wyglądał byliśmy my dwoje. Nasi rodzice o wielu rzeczach dowiedzieli się dopiero na weselu. Bardzo chcieliśmy przeżyć to po swojemu. :) (I nikt się o nic nie obraził!)
- Nie miałam żadnej typowo ślubnej biżuterii tylko drobne kolczyki i bransoletkę na sznurku. Nie miałam welonu, miałam szare buty, a pończochy zdjęłam zaraz po wejściu na wesele. Sporą część wesela przetańczyłam na boso w za długiej sukni, bo spuchły mi nogi. I zupełnie się tym nie przejmowałam. Suknia po weselu była czarna, a moje nogi wyglądały jakbym wróciła z pracy z kopalni. ;)
- Podziękowania dla rodziców – nie było "Cudownych rodziców mam", nie było wspólnych tańców itd. Wręczyliśmy rodzicom zdjęcia z naszej sesji narzeczeńskiej, a Kuba powiedział kilka słów podziękowania. Ja też próbowałam, ale to był ten jeden z dwóch momentów tego dnia, kiedy ze wzruszenia nie dałam rady.
Ten ślub nie był wcale taki niepoprawny, on był w zasadzie bardzo poprawny, ale w tym wszystkim też taki bardzo "nasz" i o to nam głównie chodziło.

 Rady dla przyszłych Panien Młodych 

- Liczycie się Wy dwoje i pamiętajcie o tym na każdym etapie przygotowań – znajdzie się wiele osób, które będą miały swoją wizję waszego dnia (rodzina, przyjaciele, czy nawet przypadkowe osoby). I nie chodzi o to by się z nimi awanturować, robić na przekór itd. Wysłuchać, a następnie spokojnie wytłumaczyć, że to Wasz dzień. Ja jak mantrę powtarzałam, że to nasz ślub i kończyłam tym każdą próbę wtrącenia się. ;)
- Weźcie na zmianę inne buty, choćby baletki przy których suknia będzie za długa. Zawsze to lepsze niż tańczenie na boso. ;)
- Działajcie według harmonogramu, twórzcie listy, zapisujcie wszystko co tylko przyjdzie Wam do głowy – tym sposobem może nie zginiecie w tym przedślubnym szaleństwie.
- Zaplanujcie datę odpowiednio wcześnie – jasne, ślub można zorganizować w trzy miesiące, ale gdy zależy Wam na bardzo konkretnym miejscu czy usługodawcy to czas zawsze będzie waszym sprzymierzeńcem.
- Wyluzujcie przed ślubem – ja im było bliżej tego dnia, tym większy luz i dystans łapałam. Nawet jeśli coś nie do końca pójdzie po waszej myśli, albo zapomnicie o jakimś drobiazgu to ten dzień i tak będzie najpiękniejszy na świecie.
- W tym całym ślubnym zamieszaniu nie zapomnijcie o sobie i o tym dlaczego to robicie
- Nie przesadzajcie – wasze wesele będzie udane nawet jeśli nie będzie na nim animatora, pokazu sztucznych ogni i najlepszej kapeli w kraju.
- Rozdajcie zaproszenia z odpowiednim wyprzedzeniem czasowym, nie zostawiajcie tego na ostatnią chwilę – ludziom łatwiej będzie zaplanować wolny czas, gdy dowiedzą się o uroczystości odpowiednio wcześnie.
- W miarę możliwości postarajcie się załatwić sobie makijażystkę i fryzjerkę z dojazdem do domu. Tego dnia i tak będzie Wam brakowało czasu i nie warto tracić go na dojazdy.
- KONIECZNIE zorganizujcie first look sam na sam – chciałam tego dnia machnąć na to ręką, a teraz wiem, że to był najlepszy moment z całego dnia. To są uczucia i emocje, których nie da się opisać. Nie rezygnujcie z tego!
- Mądrze wybierzcie świadków. Ich zorganizowanie i pomoc może wiele ułatwić tego dnia. Wyznaczcie też osobę do uregulowania niezbędnych płatności tego dnia (dj, samochód, fotobudka itd.). Nie warto byście sami zaprzątali sobie tym głowę.
- Cieszcie się z całych sił tym dniem, cieszcie się sobą oraz ludźmi którzy są tam dla Was, chłońcie ten czas i te emocje. Będziecie do nich jeszcze długo wracać. :) 

Nie mogłabym też nie wspomnieć o naszych usługodawcach. Mieliśmy ogromne szczęście. Nie dość, że trafiliśmy na świetnych fachowców to jeszcze zwyczajnie cudownych ludzi. Bez nich ten dzień nie byłby taki sam.

Zdjęcia: Bajkowe Śluby 
DJ:  Mateusz Dworczak 
Kwiaty oraz napis LOVE: INNA Studio 
Miejsce: Siedem Drzew 
Papeteria: W cudzysłowie 
Suknia: Amy Love Bridal 
Makijaż: Face of Art Katarzyna Kałek-Dekert 
Fryzura: Anna Szurkowska
Fotobudka: 321 pstryk 
Samochód: Stylowa BRYKA 
Tort i słodki stół: Moje Słodkości Cafe




















































































Kilka słów od NPM:
Nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się, że pisząc to siedzę schowana za ekranem monitora, bo... przynajmniej nie mam okazji do publicznego rozpłakała się przy próbie wypowiedzenia pierwszego zdania ;)
Tak prywatnie... dla mnie to ślub roku :) Najulubieńszy! Najbardziej wyczekiwany, najbardziej mnie rozklejający, najbardziej obgadany (do teraz w niemal setkach emaili), taki, że mogłabym obudzona w środku nocy opowiedzieć Wam te historie i te emocje. I ja nawet nie chcę patrzeć w tym opisie na ten ślub obiektywnie, bo ilość ochów i achów by Was wykończyła :)
Czego od Dagmary nauczyłam się ja i czego możecie nauczyć się Wy? 
Nic, żadne poprowadzenie przez tatę do ołtarza, nie zastąpi Wam first looka, który ma ogromne szanse na stanie się Waszym ulubionym momentem tego dnia.  
Dobra organizacja to podstawa. Dobra organizacja to podstawa. Dobra organizacja to podstawa. O ile potrzebujecie spokojnej głowy ;)
Uśmiech od ucha do ucha na myśl o ślubie i pozytywne nastawienie... działa magicznie. Wszyscy Cię uwielbiają, wszyscy Ci pomogą, wszyscy się Tobą zachwycą :)
Dziękuję Daga :) Ogromną przyjemnością było Cię tu mieć :) I zapraszam do Wrocławia :P
Na koniec: nie mogę nie wspomnieć, bo się uduszę ;) Bo wspominałam po kątach czyt. na grupach na fb, a ciągle mam wrażenie, że to za mało. Wybory Dagmary dotyczące usługodawców uważałam za świetne, możecie zerknąć na jej listę i wszystkich wziąć niemal w ciemno. W tym ten najważniejszy: wybór fotografów. Bajkowe Śluby to moja TOP5 w Polsce, z trzech prostych powodów: ogromnie podobają mi się ich zdjęcia (to też chyba fotografowie, których pełnych reportaży miałam okazję zobaczyć najwięcej), nikogo innego WY nie chwalicie mi w emailach tak bardzo i... to zdecydowany numer 1 na mojej liście pt. "niesamowite, na nich nikt nie narzeka".
Pamiętacie, że Dagmarę możecie czytać teraz na jej blogu: Nasze ślubne opowieści? Musicie pamiętać :)