środa, 1 czerwca 2016

Jak śluby i wesela wspominają dzieci?

whiteedit
Dziś... miał być zupełnie inny wpis o dzieciach, ale ta jego część niespodziewanie się rozrosła i stanowiła zbyt duży procent całego tekstu. Z tego też powodu, z okazji Dnia Dziecka (Wszystkiego najlepszego Dzieciaki!), opowiem Wam o tym jak ja - jako dzieciak - traktowałam śluby i wesela i chętnie posłucham o Waszych małoletnich wspomnieniach z tych wydarzeń :)


Na wesela chodziłam od dziecka, na pierwszym jakie pamiętam miałam jakieś 6 lat. Po godzinie 22 ciocia z wujkiem zabierali mnie i brata do domu, usypiali i czekali na powrót rodziców. Nigdy nie usłyszałam, że wesele to nie miejsce dla dzieci i raczej nie bywałam na weselu w miejscach w których mogłabym to zobaczyć.

Jak spędzałam wesela? Nie tańczyłam, przesiadywałam na placu zabaw i jadłam wszystko co słodkie (takie spędzanie wesel zostało mi do dziś). Najczęściej w towarzystwie innych, znajomych dzieci. Tych nieznajomych unikałam.
Za to zawsze lubiłam Panny Młode (i, zwłaszcza mojej chrzestnej, prawdopodobnie lekko przeszkadzałam, bo była taka fajna, ładna, miła itp. i dobrze się z nią spędzało czas, wiec chciałam więcej i więcej)!
 
Raz, tym razem u chrzestnego, miałam zaszczyć nieść tren (kiedyś się je nosiło?) Panny Młodej. Jak się niosło? Fajnie, czułam się wyjątkowo ważna, solidnie gadałam do kolegi od obrączek przed ołtarzem, a do tego musiałam jechać jedną z bryczek Pary Młodej z babcią bo… no przecież byłam ważna ;)

Jak się ubierałam (albo: jak ubierała mnie mama)? Jak gwiazda! Niosąc tren musiałam mieć białą sukienkę z różowymi lamówkami i swoje obrzydliwe, wielkie czerwone okulary (mama do tej pory nie może zrozumieć dlaczego je miałam wtedy na sobie, ja też). Na kolejnym weselu, nie mając ważnych obowiązków, ale czując się ważnym gościem, przebierałam się… 3 razy! Kto da więcej? ;)

Jakieś "traumatyczne" przeżycie? "A mam". Jak przystało na solidną fanatyczkę młodych kobiet byłam… konkurencją dla przyszłych Panów Młodych. Wyobraźcie sobie takie małe dziecko, które w nocy chichota w duchu, że ono śpi w łóżku tej przyszłej Panny Młodej, a jej narzeczony na dywanie (tak dawno temu nie wypadało spać inaczej). A potem na poprawinach usłyszało: „Już nie będziesz z X spać.” ;) Przez kilkanaście lat nie lubiłam męża X, ale… trochę sobie na to tym tekstem zasłużył.
Nota bene sama wprowadzając PM do rodziny bardzo starałam się, aby nikt nigdy, nawet przez chwilę, nie musiał być o niego zazdrosnym. Podwójnie dbałam o brak takich uczuć u najbliższych dzieciaków. Pamiętajcie o tym w swoich relacjach, uwzględniając nie tylko dzieci, ale i Waszych przyjaciół, rodzeństwo, całą bliską rodzinę.

Ślub kojarzył mi się... ze stratą, z rezygnacją z siebie. Serio. Miałam 8 lat, gdy podczas ślubu cywilnego usłyszałam, że zawierający małżeństwo "od tej pory już nie będą mieli własnych marzeń, już nie będą nimi żyli, będą za to mieli te piękniejsze - bo wspólne". Przeraziło mnie to tak bardzo, że zapamiętałam sobie to na całe życie i z myślą, że to największa bzdura świata tworzyłam (prawie 20 lat później!) tego bloga.

Jako nastolatka, często "nieszczęśliwie zakochana", zostałam pierwszym krytykiem ślubów i wesel. Bo to brzydkie, tamto głupie, Panna Młoda w ciąży, nienawidzę tańczyć, wynudzę się jak trzy mopsy itd. itp. Pięknie to myślenie w sobie pielęgnowałam, bo wyleczyć się z niego przyszło mi dopiero przed swoim ślubem ;)

A Wy jak, z perspektywy dziecka, wspominacie śluby i wesela?

2 komentarze:

  1. Uwielbiałam wesela, bo to była niepowtarzalna okazja do bawienia się z całym moim licznym kuzynostwem :) Rodzice też nie musieli się nami zbytnio przejmować, bo zawsze ktoś był, żeby się nami zająć i mogli się pobawić "w gronie dorosłych" :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziś wspominamy z rozrzewnieniem, tym bardziej, że wielu osób, które współtworzyły tę zupełnie niepowtarzalną, rodzinną atmosferę nie ma już dzisiaj z nami. No i ten czar PRL... ;)

    OdpowiedzUsuń