czwartek, 14 kwietnia 2016

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Magdalena

Historia Magdaleny:

Buchowski Fotograf
Na co dzień mieszkamy we Francji, dlatego ślub był od początku organizowany na odległość, przy pomocy mojej mamy oraz mojej przyjaciółki Kamili, które są na miejscu. Gościniec Jaczno znajduje się na Suwalszczyźnie, w miejscu, do którego ciężko jest dojechać. Polna droga wiedzie przez około 5 kilometrów od końca drogi asfaltowej, aż do Gościńca. Ale mimo to, bardzo zależało nam, aby ślub i wesele odbyły się właśnie tam, gdyż to miejsce wyraża nas, tacy, jacy jesteśmy, co lubimy, czym się zachwycamy. Bardzo chcieliśmy, aby przyjęcie było intymne, rodzinne, cieple. Dlatego nie korzystaliśmy z żadnego wedding planera (na własne ryzyko). Woleliśmy popełnić błędy lub o czymś zapomnieć, ale chcieliśmy, aby to wydarzenie było jak najbardziej osobiste. Menu i winietki oraz papier, na którym ręcznie pisaliśmy plan dnia dla Francuzów, był autorskim projektem Benjamina. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy dostałam mój wianek (wcześniej miałam o nim niezbyt jasne pojęcie i nie wiedziałam do końca, jak będzie wyglądał, gdyż zależało to od dostępności kwiatów- znowu ryzyko, ale co tam :)), który wyglądem i kolorystką był praktycznie identyczny z kompozycja kwiatową na menu/papierze i winietkach! Czysty przypadek! To najlepszy dowód na to, że trzymanie się własnych koncepcji i wyobrażeń skutkuje niesamowitą harmonią….

Całe wydarzenie nie było zrobione według standardów ślubnych, jakie ja/my znamy i jakie istnieją w naszych rodzinach (w rodzinie męża ślubów w ogóle nie ma, dlatego było to dodatkowe zaskoczenie i nawet zdziwienie, że jednak decydujemy się na małżeństwo i do tego (sic!) ślub w Polsce!!). „Quelle idée d’aller se marier en Pologne” (Cóż za pomysł brać ślub w Polsce”) mówili nasi francuscy znajomi i rodzina. A moja rodzina ostrzegała mnie przed „nietypowym” (więc niepewnym) i to tego dziwnym i „zbyt wymyślnym” oraz trudnym logistycznie miejscem.

Ale piękno i wyjątkowość tego miejsca przeważyły nad wszystkimi niedogodnościami…Wiedzieliśmy, że musi się udać. I że nie będzie to standardowe wesele, ale za to bardzo nasze!

Ślub był bardzo wzruszający. Moja przyjaciółka, z zawodu wokalistka operowa, zgodziła się zaśpiewać nam podczas mszy. Oboje z Benjaminem byliśmy przejęci i bardzo wzruszeni tą chwilą. W końcu znamy się od 14 lat, razem jesteśmy od 8 lat. Chcieliśmy, aby przyjęcie odbywało się w bardzo przyjacielskim gronie, dlatego zaprosiliśmy osoby, które są naprawdę nam bliskie. Pierwszy taniec zaśpiewała moja koleżanka do piosenki Alanis Morissette „That I would be good”. Ba! Do tej piosenki tańczyłam z Benjaminem 14 lat temu, wtedy, kiedy się poznaliśmy. I ta sama osoba ją śpiewała… :)
Wszystko działo się bardzo szybko. Nie do końca wiedzieliśmy jak to wszystko będzie wygadało. Oraz żaden z naszych gości. Dużo improwizacji. Ale wszystko się udało. Mamy bardzo dużo miłych wspomnień. To był naprawdę nietypowy dzień :)

Zdjęcia: Indygo Tree































































Kilka słów od NPM:
Zakochiwać chyba powinno się tak jak ja w tym ślubie, powolutku, po kawałku, mogąc delektować się każdym fragmentem tego uczucia. Tym razem zaczęło się od sukni, którą Magda miała na sobie przed ślubem - to jedna z najpiękniejszych ślubnych (i nie) sukni jakie widziałam. To suknia, która pokazuje, że jedna ślubna kreacja to zawsze będzie za mało ;) Potem przyszedł czas na miejsce przygotowań i wesela, genialne cegły i kamienie, morze zieleni i kwiatów - miejsce taki idealne, że niektórym w głowach się nie mieści, że to może być Polska :) Na końcu przyszedł czas na Magdę - jej uśmiech, jej talię, nią całą!
To jeden z tych ślubów na który patrzy się i nie przestaje się uśmiechać (i ja się tak uśmiecham - od jakichś dwóch tygodni :D)! Do emocji, do ludzi, do kolorów.

3 komentarze: