czwartek, 7 kwietnia 2016

Typowe polskie wesele w górach ;)

Są na Ziemi FAJNE śluby. Jeśli są zimowe i w górach, to nie mogą nie być fajne. Są śluby i wesela z których zdjęcia i filmy ogląda się z myślą: "Jaka ich miłość jest cudowna, jak on na nią patrzy i jak ona wtedy się uśmiecha.".  Są śluby spontanicznie cudowne i z luzem o którym większość marzy. Są śluby tematyczne, z detalami, które tworzą niepowtarzalny klimat i sprawiają, że już przy drugim zdjęciu przenosimy się do ich świata. 
Ten ślub na w sobie to wszystko i chyba ten idealny miks tak bardzo mnie w nim zachwycił.

To, że ja się zachwycę taką realizacją, to normalne, prawda? Przeczuwałam, że i mój PM, fan "Gwiezdnych wojen", się zachwyci. Ale nie tak zwyczajnie... Tak, że w jego pracy wszyscy zajmą się oglądaniem zdjęć i prawdopodobnie każdy z tych poważnych inżynierów pożałuje, że kiedyś jemu brakło odwagi. I niech żałują ;)

To będzie wpis przypominający wpisy z Galerii NPM. Wiem, że mnie zabrałoby właściwych słów, że nawet jeśli przepytam Pannę Młodą - Olę i fotografa - Wojtka, to to i tak będzie za mało. Bo nikt tej historii nie opowie Wam lepiej niż sama Ola.

"Witam. Na imię mi Aleksandra i jestem najlepszym przykładem niepoprawnej panny młodej. Zresztą cały ślub był niepoprawny... ale po kolei ;)
Mieszkam w Paryżu od 12 lat i tu skrzyżowało się moje przeznaczenie z Franckiem, który od dziecka jest fanem "Gwiezdnych wojen". W naszym mieszkaniu nie ma mebla, czy też ściany, bez czegoś reprezentującego gwiezdną sagę. Ja te filmy zawsze lubiłam, ale bez żadnych ekscesów, aż do nocy, w której poszliśmy do kina na gwiezdny maraton… i następnego ranka wyszłam z kina już jako inny człowiek ;) Tłum poprzebieranych wariatów, świetlne miecze, cała sala śpiewająca melodie rozpoczynającą każdy film... tego nie da się opisać… to coś niesamowitego. Jako że oboje jesteśmy pozytywnie zakręceni, oraz to nasz obojga drugi ślub, stwierdziliśmy, że tym razem musi być wyjątkowy. Nie chcieliśmy zwykłej ceremonii, sztywnej atmosfery, krawatom mówimy stanowcze "nie" ;) Chcieliśmy przede wszystkim, aby była to świetna zabawa i było co wspominać. Nagle, któregoś dnia, oświeciło nas, że przecież można zrobić ślub w tematyce "Gwiezdnych wojen"!! :D I tak to się zaczęło…
Franck marzył o orszaku Stormtrooperów prowadzących nas do kościoła, a ja upierałam się, że Gwiezdne wojny swoją drogą, ale ja suknię ślubną chce mieć ;), mogę jedynie dodać płaszcz rycerza Jedi w odpowiednim kolorze. Któregoś dnia, przez przypadek, na facebooku zobaczyłam zdjęcie znajomego ze Stormtrooperem, weszłam na jego profil i napisałam do niego z prośbą o pomoc w wykonaniu naszych ślubnych strojów. Okazało się, że należy do organizacji kostiumowo-charytatywnej fanów "Gwiezdnych wojen"! I tak oto odkryliśmy 501 legion!!!
Jest to organizacja międzynarodowa, a każdy kraj ma swój garnizon. Obowiązkiem przystępującego jest ukończenie 18 lat oraz posiadanie kostiumu z filmu, ale nie byle jakiego - musi to być jak najbardziej wierna replika filmowych postaci. Każdy kostium ma kryteria, które muszą być spełnione. Tak też Franck wcielił się w Sandtroopera, a ja w Jawe ;) I wtedy nie było już odwrotu, gwiezdny ślub musiał być ;)
Jak tylko ustaliliśmy datę, porozsyłaliśmy zaproszenia nawiązujące do tematyki, na których było wyraźnie zaznaczone, że odpowiednie stroje, co prawda nie są obowiązkowe, ale baaardzo mile widziane.
Ja natomiast zabrałam się za sukienkę. Moim marzeniem zawsze było robienie własnych ubrań, a że od czegoś trzeba zacząć, to czemu nie od sukni ślubnej? A co? Wiele nie myśląc kupiłam maszynę do szycia.
Bratowa, gdy tylko usłyszała, że będą "Gwiezdne wojny" od razu powiedziała: "Chce być Jabbą" (jak ktoś nie zna filmu, Jabba wygląda tak) . Postanowiłam więc uszyć jej kostium. Dzięki czemu miałam na czym uczyć się szyć :P
Miejscówkę znalazłam też przez przypadek i to też zabawna historia. Wiedziałam tylko, że chcę w górach, w pięknej drewnianej, góralskiej chacie. Gościniec Góralski Dwór w Kościelisku był pierwszym miejscem do którego zadzwoniłam i pani po wysłuchaniu pomysłu na ślub stwierdziła "To super pomysł, szkoda tylko, że nie są państwo fanami "Władcy pierścieni", bo mamy salkę urządzaną na styl chaty hobbita" ... o_O I już dalej nie szukałam, hahaha.
Największym kłopotem był dla mnie ksiądz... Dzwonie… "Jak ja mu to powiem, na pewno się nie zgodzi”... A tymczasem proboszcz odpowiedział tak: "Proszę pani, to jest ważna ceremonia, zgromadzimy się, żeby się modlić. Jeśli zachowacie szacunek i powagę Mszy Św. i kościoła i nie zrobicie z tego jakiegoś cyrku, to mnie nie obchodzi jak będziecie ubrani.". I znowu o_O
Teraz przejdę już do samej organizacji... Masakra, nigdy więcej, hihi.
Francuzów trzeba z lotniska transportować, ci przylatują w piątek, ci w sobotę, ci wracają w niedziele, ci w poniedziałek-tetris, ci będą jeść obiad, ci nie -kolejny tetris, o rozlokowaniu pokoi i gości przy stole już nie wspomnę. Zamawianie alkoholu było koszmarem, bo przecież francuzi to wódki nie, a wino musi być odpowiednie do jedzenia, no i ile butelek... To nie dla mnie, ale dałam radę dzięki pomocy i doświadczeniu ekipy z Góralskiego Dworu. Podpowiadali, doradzali, dali namiary na transport (Darek jest mistrzem, wszystko załatwi, o każdej porze), DJ'a, cukiernie, kwiaciarnie...
Dekoracje: Wszystko załatwiane przez telefon, niestety nie mogłam sobie pozwolić na przyjazdy ot tak.
Gościniec widziałam tylko na zdjęciach. Wiadomo, że zdjęcia nie oddają najlepiej rzeczywistości. 
Przyjechaliśmy w czwartek. Już z zewnątrz robił wrażenie, ale jak weszłam do środka, to łzy napłynęły mi do oczu... Bajka... Nie trzeba było żadnych dekoracji, bo tylko by przeszkadzały, coś przepięknego.
Jednak trzeba było miejscu nadać jakiś akcent Star Warsowy... Franck zajął się przywieszaniem do belek pod sufitem modeli statków kosmicznych (a tych ci u nas dostatek ;)) oraz zdjęć z planu filmowego i kadrów z filmu. W dekoracjach stołów nawiązałam do planety Endor z VI części, czyli wielkiego lasu z olbrzymimi paprociami. Na stolach stały paprocie i miało być pełno mchu (ale za późno się za to wzięłam, więc obeszło się bez mchu). Klimat sali i tak robił swoje. Gdybyśmy zwykłą sale tak ozdabiali, myślę że te nasze stateczki wyglądałyby marnie.
Mój bukiet: Niestety polecona kwiaciarnia była zawalona robotą. Stwierdziłam, że wezmę kilka gałązek paproci, obwiąże wstążką i będzie ;), ale mama przed wyjazdem w czwartek stwierdziła, że będzie zamieszanie, więc złoży nam życzenia już teraz i wraz z prezentem wręczyła mi bukiet zrobiony z... żelek :D Wystarczyła jedna wymiana spojrzeń z Franckiem, żeby stwierdzić "No, to mam bukiet". Przyozdobiłam go paprociami i muszę stwierdzić, że zrobił furorę. Tylko podczas wesela jakoś dziwnie ubywało mu kwiatków, aż się bałam, że nie będzie czym rzucać ;)
Suknia: Lubię proste i skromne rzeczy, więc suknia nie była trudna. Tylko ważna uwaga dla tych, które też chcą szyć same lub nawet przy mierzeniu u krawcowej... Miesiąc przed ślubem, po obiedzie u teściowej, postanowiłam pokazać się w sukni, prawie już gotowej, przyszłej szwagierce, bo niestety nie mogła być na ślubie. Zakładam suknie, zapinam....i dupa. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie pomyślałam, że przecież będę jeść podczas wesela, i to dobrze jeść. Po powrocie do domu przystąpiłam do przeszywania zamka, hahahaha. A jak dałam rade ze swoja suknia, strój Francka nie był już problemem ;)
Muzyka: Łukasz, nasz DJ, pełen profesjonalizm. Sami przygotowaliśmy playlisty złożone z naszych ulubionych kawałków. Miał też całą masę swoich, każda muzyczna zachcianka każdego gościa nie sprawiała mu problemu, było "mówisz i masz". Były też piosenki na specjalne momenty, wszystko było perfekt!!!!
Kuchnia: Tutaj chylę także czoła. Marcin, mistrzostwo świata. Jedzenie było ładne, rozpływające się w ustach, pysium, wszystko delikatne, żeby nie leżało na żołądku. Ja dla samej karty chciałam tam tydzień dłużej zostać ;)
Fotografia: Fabryka Kreatywna + Łukasz Ostrowski… Tu nie muszę się wypowiadać, zdjęcia mówią same dla siebie :)

Goście: To dzięki nim wszystko wyszło tak pięknie... To co się działo po przyjeździe do kościoła przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Prawie wszyscy goście byli przebrani (oczywiście w kościele kaski i maski z głów), do ołtarza szłam prowadzona przez senatora Organe (przybrany ojciec księżniczki Lei), pod szpalerem świetlnych mieczy, przy ołtarzu czekał na mnie mój rycerz Jedi. Ksiądz spisał się na medal, przygotował dla Francka wersje po francusku, żeby wiedział o co go pyta i co odpowiada (żeby nie było potem, że nie wiedział co mówił, hahaha).
Po ceremonii, przed kościołem, czekali na nas przyjaciele z polskiego garnizonu 501go legionu!!!!
Po przyjechaniu z kościoła daliśmy czas bratowej "wskoczyć" w kostium Jabby, gdyż ten kostium do kościoła się nie nadawał (hahaha) i tu nie skończyły się niespodzianki. Za Jabbą wyszedł dwumetrowy Chewbacca drący mordę jak to na Chewbacce przystało. Okazało się, że brat miał drugi kostium - niespodziankę, a z sali dobiegał głos mistrza Yody nawołujący do wejścia. Na stole DJskim siedział z laską w ręce nasz DJ Yoda, ah pisze to i ciarki mnie przechodzą.
Cała ta zabawa nie byłaby udana, gdyby nie goście. Zaskoczyli nas zaangażowaniem dla, według nich, szalonego projektu.
No cóż, spełniliśmy tylko nasze marzenie. I życzę z tego miejsca każdemu, aby nie bał się spełniać marzeń, nie tylko tych weselnych ;) "

Zdjęcia: Fabryka Kreatywna, Łukasz Ostrowski












































































5 komentarzy:

  1. to jest dopiero nietypowy ślub, choć klimat kompletnie nie mój to film jest piękny, miłość jest na pierwszym planie, a scenografia grała rolę drugoplanową :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Woooow!!! Niesamowity klimat i kostiumy na wysokim poziomie, aż miło się patrzy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj nie nie nie, jak dla mnie (bardzo wszystkich przepraszam, ale mam prawo mieć własne zdanie) to dziecinada i przypuszczam, może niesłusznie, że w przyszłości Państwo Młodzi będą żałować tego cyrku, który zrobili z własnego ślubu. Tematy przewodnie są bardzo fajne, ale we wszystkim trzeba znać umiar. Pozdrawiam i życzę miłości, Aga:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wrażenie, że to nie jest para z tych, które mogłyby żałować :)

      Usuń