wtorek, 1 kwietnia 2014

"Gdy na dziewczynę zawołają: żono! Już ją żywcem pogrzebano!", czyli "dobre rady" dla przyszłych żon

Wedding of Sergey Ivanov
Dziś Prima Aprilis, wszyscy w sieci zastanawiają się jaki najzabawniejszy i najbardziej absurdalny żart wrzucić na swoją stronę i fanpage'a. A ja... Jestem beznadziejna w opowiadaniu dowcipów, we wkręcaniu ludzi i tylko mnie ta "niewidzialna presja zabawnego dnia" irytuje ;) Nie znajdziecie dziś u mnie żartów, ale poruszę (od drugiej strony) temat tego co przyszła mężatka może od dobrych koleżanek, cioć i innych zamężnych kobiet usłyszeć. 

1. Małżeństwo to jedność. Nie można nic robić samodzielnie. 
Byłam w szoku, gdy takie słowa usłyszałam od jednej z osób z rodziny. Kolejne zdania brzmiały: "Bez męża nie wpuszczę Cię do swojego domu z wizytą. Ja bez męża nigdzie się sama nie ruszam.". Zdaję sobie sprawę, że było w tym jakieś 70% żartu, ale pozostała część to prawda. Przerażająca prawda, bo my z moim PM równie mocno cenimy czas który spędzamy razem, jak i ten w którym możemy poświęcić się tylko własnemu ego i własnym przyjemnościom. 

2. Nie można podróżować, biegać po koncertach, chodzić po kinach. Trzeba się zająć rodziną. 
Po pierwsze: ponownie pojawia się temat "zrośnięcia" i bycia nierozdzielnym. Po drugie: kwestia tego, że z niektórych rzeczy trzeba zrezygnować, zwłaszcza, gdy pojawią się dzieci. No to ja, niedoświadczona przyszła żona i matka, twierdzę, że moje roczne dziecko pojedzie ze mną zimą na skoki narciarskie (latem pojedzie i mniejsze) i jeśli któraś z babć nie raczy się z nami wybrać i zostać z nim w góralskiej chacie, to będzie ono ze mną stało na skoczni (może jedynie mu kupię VIPowski bilet) ;) 

3. Bierzesz ślub, musisz mieć dzieci i wziąć kredyt na mieszkanie. 
Do kredytów mam specyficzny stosunek. Do dzieci zaraz po ślubie również. I uważam, że nic nie musimy. Bo ślub nas do tego nie zmusza. 

4. Rodzina Twojego męża, to Twoja rodzina. 
Dawno, dawno temu stwierdziliśmy z moim PM, że nie wyobrażamy sobie ani sztucznego bawienia się w rodzinę z rodziną (wszystko w granicach rozsądku i międzyludzkiej sympatii, nic na siłę), ani mówienia "mamo-tato" do obcych w rzeczywistości ludzi. Z myślenia o nowych członkach rodziny jako stałych i pewnych elementach rodziny wyrosłam jakieś 15 lat temu, w momencie w którym nowe ciocie przestawały być fajne i interesujące, a były jedynie nowymi, obcymi osobami. 

5. Możecie marzyć wspólnie. Tylko wspólnie. 
To punkt, który najbardziej mnie przeraża. Pamiętam jak na płycie z wesela mojej chrzestnej usłyszałam słowa pani urzędnik w USC, która mówiła Parze Młodej, że od tej pory już nie będą mieli własnych marzeń, już nie będą nimi żyli, będą za to mieli te piękniejsze - bo wspólne. Serio, ja po takim tekście uciekłabym z kościoła (to akurat żart, ale przeraziłyby mnie takie słowa) ;) Nie pojmuję jak małżeństwo może komuś odbierać jego indywidualne marzenia? Przecież te wspólne i te osobiste mogą istnieć obok siebie, mogą się uzupełniać, wspierać w realizacji, nie muszą się wykluczać i zmuszać nas do rezygnacji z czegoś co dla nas jest równie ważne. A od doskonałych rozwiązań są przecież kompromisy i alternatywne scenariusze.

Usłyszałyście kiedyś o byciu żoną coś co mocno Was zirytowało i z czym kompletnie się nie zgadzacie?

8 komentarzy:

  1. Ostatnio przy wypełnianiu kościelnych dokumentów był punkt, w którym trzeba zaznaczyć, że zgadzamy się z nauką kościoła, która mówi, że kobieta musi poświęcić swoją karierę zawodową na rzecz wychowania dzieci i zajmowania się domem. A drugi punkt mówi o tym, że to mężczyzna jest zobowiązany do utrzymania rodziny. No i to mnie zdenerwowało. Bo to jak będzie wyglądało nasze życie w małżeństwie, rodzinie zależy tylko od nas a przymus by on zarabiał a ona siedziała w domu jest bardzo nie po mojemu ;P
    D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, że to napisałaś. Myślę dokładnie tak samo... też słyszałam dużo komentarzy, że będę musiała zrezygnować z marzeń (m.in. o podróżach), że już nie będę mogła sama decydować o swoim życiu, nie wspominając o rzekomym końcu miłości i początku problemów i straszenie typu "zobaczysz za parę lat... my przed ślubem też byliśmy tacy zakochani" i właśnie o tym, że wszyscy uważają, że jak ślub to od razu w pakiecie z kredytem na 30 lat na mieszkanie i samochód, i z trójką dzieci. Od razu.
    W pewnym momencie odniosłam wrażenie jakby starali się mnie zniechęcić do ślubu :P No ale cóż, mam zamiar udowodnić wszystkim, że po ślubie zaczyna się najpiękniejszy okres związku i że wręcz będzie mi łatwiej zrealizować rzeczy, o których marzę, bo mąż mnie będzie w tym wspierał i że właśnie zacznę decydować o tym jak będę żyć. I że dzieci też nie od razu tylko w swoim czasie. I z tym z rodziną męża też się zgadzam - najlepiej mieć jak najlepsze stosunki, wiadomo, ale i tak teściowie nigdy nie będą moimi rodzicami mimo wszystko.
    Także popieram Cię całkowicie - jestem za niezależnością !!!!!!!!! Do tej pory też zresztą mamy już z narzeczonym kilkuletnią tradycję, że nie rezygnujemy z tego, czego chcemy (też były komentarze: "i wyjeżdzasz na tak długo? i go zostawiasz? a co on na to? ja to też bym chciała, ale nie zostawiłabym mojego X.") i po ślubie myślę, że to się po prostu nie zmieni :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Całkowicie się zgadzam z Tobą NPM i z tym co Ty napisałaś Olu! Podpisuję się pod Waszymi słowami obiema rękoma, a nawet i nogami jeśli tylko mogę ;)

      Usuń
  3. Ja usłyszałam od rodziców i teściów różne naciski na kwestię dzieci typu "dwójka to wystarczy" albo "jestem za stary, żeby czekać tyle na wnuki"... Ręce opadają :/ Wkurza mnie to bardzo, bo nie chcę od razu po ślubie mieć dzieci, tylko za jakieś 3-4 lata, a poza tym chcę mieć przynajmniej 3 dzieci... Nie wiem, co jest trudnego w zrozumieniu, że my zdecydujemy o tym kiedy i ile.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja na szczęście jeszcze nic nie słyszałam co będę musiała po slubie nikt mi tego nakazać nie moze, zresztą mogą sobie mówić. Psy szczekaja a karawan jedzie dalej. Poza tym my z moim K. Mamy wspolne konto i kazdy ma osobiste tak samo z marzeniami. Mamy wspolne i te osobiste. Co do dziecka to planujemy w noc poślubną ale nikt na nas nie naciska. Tylko moje sprawy zdrowotne, wiem ze skomplikuja mi ta zachcianke. Sle to dprawa indywidualna. Co do robienia na siebie to sobie tego nie wyobrażam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajny tekst i faktycznie rzeczy które przytaczasz są przerażające :p A czy mogłabyś powiedzieć jak w takim razie zwracasz się do teściów? Mi też nie uśmiecha się mówić po ślubie do rodziców męża mamo-tato, ale nie wiem jak inaczej, bo jednak Pan/Pani to tak dziwnie po ślubie.

    OdpowiedzUsuń