Dziś nawet trochę siebie rozumiem, ale... już tak nie myślę, dziś reaguję ironicznym uśmiechem pod nosem na każde stwierdzenie "Ale my się przecież kochamy, ślub nie jest nam do niczego potrzebny, to tylko formalność" ;)
I to całkowicie dzięki Wam :)
Free The Bird Photography / nouba |
Ślub to formalność, fakt.
Ciężko dyskutować z tym argumentem, bo największe zmiany jakie niesie ze sobą wstąpienie w związek małżeński to zmiany formalne. Obecnie są to znacznie mniejsze zmiany niż kiedyś (gdy kobieta zmieniała nazwisko, adres i od razu kilka ról społecznych), ale nadal są. Status żony to zupełnie inna jakość, z perspektywy społecznej, niż status narzeczonej. Jeśli para mieszkała ze sobą przed ślubem i nie planuje mieszkaniowych zmian, to możliwe jest, że nie odczuje żadnej większej zmiany w codziennym życiu. To co się zmieni będzie bardziej prywatne: w myśleniu o sobie ("ja żona"), w patrzeniu na drugą osobę ("mój mąż", "mój najważniejszy ktoś"), w poczuciu jeszcze większej odpowiedzialności za związek. I to nie ślub, a lekka zmiana podejścia czy inne spojrzenie, mogą coś zmienić.
Poza podpisaniem dokumentów dla USC, ślub jest wydarzeniem, które dotyczy tylko dwójki osób. To oni sami udzielają sobie ślubu, to ich chęci i obietnice są niezbędne do zawarcia małżeństwa.
Ślub to nie tylko formalność, ślub to święto miłości!
Miłości, intymności, radości, pozytywnych emocji, bliskich ludzi... I nie ma tu znaczenia jak ten ślub wygląda, czy zapraszacie na niego 200 osób czy nie zapraszacie nikogo, czy robicie to w kościele, obskurnym USC czy gdzieś wysoko w górach - bez świadka, urzędnika, celebranta, fotografa, kogokolwiek. Nieważne czy obok Was będzie tańczył i śmiał się tłum bliskich ludzi, czy przytuleni pod kocem będziecie patrzeć na świat we dwoje. Jeśli wychodzicie z założenia, że do tego miejsca i tego momentu sprowadziło Was to najważniejsze - uczucie, to wszystko jest tak jak w Waszej bajce powinno być, na właściwym miejscu.
Wiem, że bardzo często stres potrafi zdominować te uczucia, że presja otoczenia i internetu (przepraszam w swoim imieniu) potrafi przyćmić podstawy, że czasem ciężko się z tego co modne i popularne uwolnić. I wcale nie trzeba, wystarczy z tylu głowy mieć myśl o tym czym ten ślub jest. I tym się cieszyć, ekscytować, podniecać.
Sceptycy zapytają o to co i mojemu wewnętrznemu sceptohejterowi przyszło do głowy: "A to nie można tej miłości celebrować każdego dnia? Bez poklasku, bez piedestału, tak normalnie. Bez robienia z tego drugich Walentynek.". Ano można. Nawet trzeba. Tylko... dlaczego jeśli się tego chce i potrzebuje, nie podzielić się tym z najbliższymi i nie wykrzyczeć tego całemu światu? Dlaczego nie mieć jeszcze jednego dnia, powtarzanego co roku, o którym myśli się jeszcze cieplej? To przecież nikomu nie odbierze uroku celebrowania miłości każdego, także tego, dnia.
Dziewczyny, pomocy! Biorę ślub w przyszłym roku. Chciałabym mieć fajny wieczór panieński, jednak muszę go sobie sama zorganizować. Zero pomysłów. Kompletnie się na tym nie znam.
OdpowiedzUsuńDwa pytania:
Usuń1) Co lubisz robić?
2) Na co od dawna masz ochotę, ale... nie miałaś czasu/motywacji/boisz się? ;)