piątek, 10 lutego 2017

4 miesiące do ślubu, czyli lekki stresik [Jagoda]

Cat Mayer Studio / junebugweddings
Nie mogę się doczekać czerwca, a jednocześnie się go strasznie boję. Wydaje mi się, że wszystko takie niezorganizowane, że te inspiracje wygrzebane gdzieś na forach, blogach i pinterestach, które w myślach zaznaczyłam jako "must-have" muszą pójść w odstawkę, bo fizycznie nie znajdziemy czasu, żeby się tym zająć. Nadal nie wiem, jak będzie wyglądała moja fryzura i makijaż, a planowane schudnięcie… Cóż, obawiam się, że pozostanie mi twierdzenie, że mówiąc "do wesela zamierzam zrzucić tak z pięć kilo" chodziło mi nie o nasze, ale o wesele mojego dwunastoletniego braciszka ;)

Ale potem się pocieszam, że niektórzy potrafią ogarnąć udany ślub z weselem w pół roku, a my już przecież sporo przygotowań mamy za sobą i pozostaje spiąć trochę szczegółów. Ciekawa jestem, czy wszyscy przyszli PM przeżywają taki stres. Okres narzeczeństwa jest zdecydowanie magiczny, bo rozmowy o wspólnej przyszłości nabierają konkretnego kształtu, ale chyba jest podszyty permanentnym myśleniem o organizacji ślubu. A ile można! Boję się, że przez to ciągłe wałkowanie tematu w samym dniu "X" będziemy zbyt wykończeni, żeby się nim po prostu cieszyć…

Tymczasem rozglądam się za cukiernią, w której zamówimy tort i generalnie wszystkie ciasta, bo w tym kierunku, podobnie jak w kwestii alkoholu, na razie jesteśmy ciut w tyle. To znaczy nie mamy nic. I jakoś nie ma energii, żeby to zmienić… Mieliśmy też w lutym zamówić obrączki – od dziadków G. dostaliśmy trochę złota na przetopienie, ale oczywiście podczas ostatniej wizyty u przyszłych teściów zapomnieliśmy ich zabrać. A w planach było ogarnięcie tego w styczniu! Nasze doby wciąż są za krótkie, mnóstwo rzeczy siedzi nam na głowie, na wszystko braknie czasu, a jeszcze na domiar złego przyplątała się do mnie paskudna grypa i przez jakiś tydzień byłam kompletnie wyłączona z życia. G. zajmował się mną jak małym dzieciakiem, które marudzi, śpi, smarka i chce jeść tylko frytki. Dla niego też nie był to łatwy tydzień ;)

Oj, chyba zaczyna mnie łapać panika. Denerwuję się tym bardziej, że w planach mam trochę większą ilość pracy w nadchodzących miesiącach i po prostu nie widzę tego całego załatwiania, bo usługodawcy jakoś nie bardzo chcą się kontaktować po nocach, a mi właśnie w nocy wszystko się przypomina… PM jeszcze tego nie wie, ale najprawdopodobniej ostatnie, najbardziej stresujące przygotowania, spadną w większej części na niego ;) Ciekawe, czy się ucieszy!

Ale ostatni miesiąc miał też kilka zrealizowanych punktów :) Przyszły moje piękne, cudowne buciki! Od kiedy zobaczyłam je gdzieś w gąszczu internetowych inspiracji, zakochałam się w ich błękitnym kolorze i nie mogłam przestać o nich myśleć, tylko one pasowały do mojego wyobrażenia własnej nogi jako nogi panny młodej. Jak tylko udało mi się namierzyć, jakiej są firmy, przeszukiwałam internet w poszukiwaniu sklepu, gdzie mogłabym je kupić… I znalazłam, ale tylko w rozmiarze 36 i 40, a potrzebowałam 37. Po krótkim czasie bicia się z myślami postanowiłam zaryzykować kupno mniejszych – a nuż się uda trafić. Przyszły po trzech dniach i otwierałam je z akcją serca jak podczas joggingu ;) Pasują! To musi być przeznaczenie! W dodatku po moim zamówieniu okazało się, że wykupiłam już ostatnie 36, w tej chwili chyba nie można ich dostać nigdzie w sieci :)

Dotarł też wianek :) A przysłano go do mnie z… Grecji! Może nie był najtańszy, ale przejrzałyśmy z mamą chyba milion stron ze sztucznymi wiankami i ten totalnie zdeklasował konkurencję. Do tego doszło kilka kieliszków wina u przyjaciółki, które zniwelowały wątpliwości i zakupy zrobione ;)

Z kolei podczas przerwy w pracy postanowiłam, że zamiast bolerka będę miała błękitną skórzaną kurtkę i zgodnie z dotychczasową tradycją robienia bardzo przemyślanych zakupów ślubnych – znalazłam zaraz taką używaną na allegro i ją zalicytowałam ;) Druhny mówią, że przesadzam i mam natychmiast kupić sobie klasyczny biały szal jako okrycie, ale PM po raz kolejny przesądził sprawę i stwierdził, że to właśnie jest mój styl, kurtka musi być i koniec.

I wiecie co? Wygląda na to, że tym samym swój outfit mam skompletowany! Teraz bierzemy się za Grzesia. Pierwszy element stylizacji dostał ode mnie jako prezent walentynkowy (to znaczy miał być to upominek, który dam mu podczas kolacji walentynkowej, ale oczywiście nie wytrzymałam i dałam mu go zaraz po otwarciu przesyłki). Spinki do mankietów koszuli ze zdjęciem jego ukochanej lokomotywy :) Znowu spotkaliśmy się z kilkoma krytycznymi opiniami, bo kolej koleją, a elegancja elegancją, ale… No co, jesteśmy niepoprawną parą młodą!

I mam nadzieję, że będziemy tacy niepoprawni przez całe życie :)

4 komentarze:

  1. Hej! Czy możesz podpowiedzieć gdzie znalazłaś wianek ? Poszukuje pięknej ozdoby do włosów na swój ślub ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dołączam się do prośby! :)

      Usuń
    2. Ja też proszę o namiary na wianek.

      Usuń
    3. Hej :)
      Przeszperałam całe Etsy. Jest tam mnóstwo twórców z całego świata, a ceny wyglądają podobnie, jak na polskich stronach. Mój akurat sprowadziłam z Grecji! :)

      Usuń