piątek, 21 października 2016

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Dagmara

Historia Dagmary:

To nie była miłość zbudowana na przyjaźni, to był raczej grom z jasnego nieba, a przyjaźń i cała reszta przyszła dopiero z czasem. 

Gdy miałam 16 lat pojechałam na szkolną wycieczkę do Grecji i do głowy by mi nie przyszło, że poznam tam swojego przyszłego męża. A jednak. ;) I co by nie mówić o "miłości od pierwszego wejrzenia" to nasza właśnie nią była. Potrzebowaliśmy kilku dni by oficjalnie uznać, że jesteśmy razem. Ale pełno jest przecież takich nastoletnich, wakacyjnych miłości, na tej wycieczce też nie byliśmy jedyną nową parą ;). I co można wiedzieć o drugim człowieku po kilku dniach? Nic ;) Można się jedynie zauroczyć. I ja do dziś nie mam pojęcia, jak to się stało, że to zauroczenie przetrwało, gdzieś po drodze zamieniając się w miłość.

Zaręczyliśmy się po ponad pięciu latach związku, a ślub wzięliśmy po niespełna ośmiu. Łatwo więc zauważyć, że mieliśmy bardzo dużo czasu na zorganizowanie tego dnia. Co śmieszniejsze, już w dzień zaręczyn ustaliliśmy dokładną datę ślubu (z prawie trzyletnim wyprzedzeniem) i ją zrealizowaliśmy. Skoro byliśmy ze sobą od 21 lipca, zaręczyliśmy się 21 września to ślub nie mógł się odbyć innego dnia. To, że to będzie 2016 rok ustaliliśmy dość prędko, kierując się naszymi studiami/pracą/potrzebą odłożenia pieniędzy. Wzięliśmy więc do ręki kalendarz w telefonie i szybko sprawdziliśmy w jakim miesiącu wiosenno-letnim w 2016, 21 wypada w sobotę. Padło na maj. ;) Wybrany, jak widać zupełnie przypadkowo, a dziś już jestem tym miesiącem totalnie zauroczona. Wiosna w rozkwicie, pełno kolorów, piękne słońce, całe lato jeszcze przed itd. Nie wyobrażam sobie piękniejszego miesiąca na ślub.

Organizacją ślubu zajęliśmy się od początku zupełnie sami. Mieliśmy bardzo konkretnie określoną swoją wizję i nie chcieliśmy, by ktokolwiek nam ją zaburzył. Nawet nasi rodzice o wielu rzeczach dowiedzieli się dopiero tego dnia. :) Miało być kolorowo i sielsko. Polne kwiaty, drewniany kościół, koronkowa suknia, wianek we włosach – dużo takich ślubów ostatnio, prawda? ;)

Ja w ogóle nigdy nie marzyłam o takim typowym weselu, o welonie, wielkiej sukni i o byciu przez jeden dzień księżniczką. Moja rodzina jest niewielka, nie ma też w niej takiej tradycji wesel i były mi to tematy dosyć obce. Rodzina męża natomiast jest zdecydowanie liczniejsza niż moja i kochająca tego typu imprezy. Że robimy wesele zostało więc postanowione. ;) Ale od początku wiedzieliśmy, że chcemy by świętowali z nami sami naprawdę najbliżsi nam ludzie, a nie ci których wypada zaprosić. Listę gości ułożyliśmy zupełnie sami i nikt nie znalazł się na niej przypadkowo. W rezultacie bawiło się z nami 80 kilka osób – rodzina oraz nasi przyjaciele, bez których nie wyobrażaliśmy sobie tego dnia.

Wszystkich ślubnych wyborów dokonywaliśmy dosyć łatwo. Obejrzeliśmy tylko dwie sale i choć po pierwszej byłam zdecydowana, to po odwiedzeniu drugiej wyszliśmy z niej z wstępną rezerwacją. Rozesłaliśmy maile do kilku fotografów, ale tylko z jednymi się spotkaliśmy (zresztą ja bym się na innych nie zgodziła, ale Kubę musiałam trochę przekonywać ;)). Podobnie rzecz wyglądała z pozostałymi usługodawcami. I przy każdym tym wyborze decyzje podejmowaliśmy tylko we dwójkę. Rodzice zobaczyli salę, gdy już mieliśmy wpłaconą zaliczkę itd. Tak jest naprawdę dużo prościej. Czasem w dwie osoby ciężko dojść do kompromisu, a gdy tych osób jest jeszcze więcej to decyzja może być prawie niemożliwa. A przecież dodatkowo, nasi rodzice mogą mieć zupełnie inny gust i inne wyobrażenia niż my. ;) 

Dzień ślubu 

Ja – najbardziej nerwowa, emocjonalna i płaczliwa osoba na świecie. Byłam więc przekonana (i założyłabym się o wszystkie pieniądze), że w dzień ślubu popłaczę się co najmniej kilka razy, będę strasznie nerwowa itd. Ale im bliżej było tego dnia, tym bardziej coś mi w tych moich reakcjach zaczynało nie pasować. :P Jakaś panika przedślubna na chwilę przed? Ależ skąd! Im było bliżej tym łapałam coraz większy luz, a na twarzy pojawiał mi się coraz większy uśmiech. I choć wszystko szło raczej po naszej myśli, to jestem przekonana, że nawet gdyby tak nie było, machnęłabym na to z uśmiechem ręką. Wyluzowałam po prostu zupełnie. Dzień ślubu zaczęłam już jakoś koło 6.30 rano czytając bajki i układając z moją siostrzenicą klocki. Że ja dziś wychodzę za mąż?! Ani trochę to do mnie nie docierało. ;)

W ogóle co do ostatniej nocy przed ślubem – spędziliśmy ją osobno. I wcale nie po to by coś udawać i zachowywać pozory (mieszkaliśmy ze sobą już długo przed ślubem). Chcieliśmy po prostu zapewnić sobie większe emocje tego dnia. ;) Tym sposobem ostatnią przedślubną noc spędziłam w jednym łóżku z mamą i niespełna trzyletnią siostrzenicą.

Po bajkach, śniadaniu, prysznicu itd. przyszła pora na makijaż oraz fryzurę. Obie rzeczy miałam wykonywane w mieszkaniu więc ominął mnie problem dojeżdżania gdzieś tego dnia (polecam takie rozwiązanie). Myślałam, że chociaż podczas tych przygotowań dotrze do mnie co się dzieje, że to dziś, że za kilka godzin wychodzę za mąż! Taa… pełen luz, dzień jak co dzień (co z tego, że nikt mnie nigdy w życiu wcześniej nie malował i nie czesał :P). Przyjazd odświętnie ubranej świadkowej, przyjazd florystki z moim ślubnym bukietem i całą resztą (Byłam przezachwycona moim bukietem! Półwiankiem zresztą też. Florystki robiły to trochę w ciemno, bo ja tylko powiedziałam, że ma być polnie, sielsko, kolorowo itd. Ale nawet nie ustaliliśmy konkretnych kolorów ani nic, a wyszło bajecznie!), podenerwowana mama - to wszystko nadal nie robiło na mnie wrażenia. ;) Lekkie zdenerwowanie poczułam dopiero gdy przyjechali nasi fotografowie, ale też szybko minęło. Jednak w całej tej atmosferze luzu okazało się, że mamy lekkie opóźnienie i mogę nie zdążyć się ubrać do przyjazdu narzeczonego. Napisałam mu więc sms żeby się nie spieszyli (jechał ze świadkiem). Odpisał mi: "Ok, to jedziemy do Maca." Moja myśl w głowie? "Niech tylko się ubrudzi­­ to zabije!". :P Pan Młody przyjechał na szczęście w nienaruszonym stanie. ;) Bardzo chciałam zorganizować nam first look sam na sam. Ale tego dnia było już takie zamieszanie, że myślałam, że machnę na to ręką. Chyba tylko dzięki świadkowej tego nie zrobiłam i Bogu dzięki, bo to był najcudowniejszy moment. Poprosiliśmy więc wszystkich (przed wejściem Kuby), żeby opuścili mieszkanie. A tak szczerze to ich wygoniliśmy (z moją mamą bywa ciężko :P). Zostałam sama w mieszkaniu z fotografami gdzieś z boku. Wszedł Kuba. I wiecie… zawsze to ja płacze, a Kuba nie pokazuje tak emocji. A była taka reakcja z jego strony, jakiej się w życiu nie spodziewałam (fotograf nas poratował podając papier :P). I pomyśleć, że ja w dzień ślubu widząc to zamieszanie, chciałam już olać ten nasz first look i zostawić wszystkich w mieszkaniu.

Potem już wszystko potoczyło się jakimś własnym torem. Było błogosławieństwo, ale trwało dosłownie trzy minuty, a następnie wszyscy pojechali do kościoła. My chcieliśmy koniecznie przyjechać na ostatnią chwilę, żeby większość gości była już w kościele. Gdy zostaliśmy w mieszkaniu sami, zrobiliśmy jeszcze na szybko pierwszą i ostatnią próbę pierwszego tańca w sukni ślubnej. :)

Ceremonia przebiegła całkiem spokojnie choć ja się bardzo o siebie obawiałam. Bałam się, że się rozkleję i nie będę w stanie powiedzieć przysięgi. Ale ten dzień już od samego rana mnie zaskakiwał moimi reakcjami, więc zaskoczył mnie ponownie. Był uśmiech, radosne oczy (widzę na filmie i zdjęciach) i pewnym głosem powiedziana przysięga. Była też moja mała siostrzenica wołająca z pierwszej ławki "Daga!" i to też będę zawsze pamiętać, bo było urocze. Nawaliła za to zupełnie nasza oprawa muzyczna, ale jakoś się tym nie przejęłam. ;) Na koniec ceremonii Świadkowie prosili wszystkich gości o wychodzenie, po to byśmy my mogli wyjść jako ostatni. (Naszym Świadkom to się w ogóle należy medal! Bardzo, bardzo nam pomogli tego dnia.) Po wyjściu z kościoła goście obsypali nas płatkami kwiatów – sztucznymi, bo załatwianymi na ostatnią chwilę (no mimo tej świetnej organizacji, o czymś musieliśmy zapomnieć :P), ale dały radę. ;)

Nie będę już ze szczegółami opisywać wesela, bo chyba już i tak nikt nie dotrwał z czytaniem do tego miejsca. :D (A ja naprawdę starałam się to opisać krócej, ale wyszło jak zwykle ;)).  Powiem tylko, że było cuuuuuudownie! Mi zaparło dech w piersiach jak zobaczyłam nasze dekoracje, stoły, słodki stół – wszystko wyglądało bajecznie (Głupio się tak zachwycać własnym weselem, nie? :P).

Było dużo momentów, które mnie wzruszały i cieszyły. Były krótkie toasty moich rodziców, które wywołały łzy w moich oczach. Były moje koleżanki z pracy, które przyjechały koło 23.00 (pracowały tego dnia do 22.00) z innego miasta, tylko po to by złożyć nam życzenia i dać prezent oraz kartkę podpisaną przez pełno osób. Mnie takie gesty rozbrajają zupełnie, nie ma cudowniejszych momentów niż te, jak ktoś bezinteresownie robi coś tylko po to by sprawić Tobie przyjemność.

Podsumowując – To był piękny majowy dzień. Dzień, do którego często wracamy i będziemy wracać. Była piękna ceremonia, był pełen kościół bliskich nam ludzi, było cudowne wesele i wielka, wielka radość. To są takie emocje i takie uczucia, jakich nigdy wcześniej w życiu nie doświadczyłam. Radość z poślubienia tej najważniejszej osoby, radość z obecności bliskich Wam ludzi, którzy cieszą się razem z Wami – tego wszystkiego nie da się opisać. Ślub ma znaczenie i warto te chwilę przeżyć. Zresztą, po ślubie też jest ekstra. :) 

Co było niepoprawne? 

- Dwa pierwsze tańce! Ogółem całe wesele byliśmy w jakimś niedoczasie czasowym, bo jednak bardzo dużo się działo. I gdy już trzeba było zatańczyć pierwszy taniec, okazało się że moi rodzice zniknęli. Zajmowali się też wnuczkami, więc wiadomo. Dlatego pierwszy taniec się odbył, ale po dobrych 2-3 godzinach moja mama poszła do dj z prośbą o drugi pierwszy taniec :D Dj oczywiście najpierw przyszedł do nas z pytaniem co my na to, ale już mieliśmy taki luz, że ja się zgodziłam od razu. :D Znowu się wszyscy zebrali, znowu kręcili i robili zdjęcia – śmiesznie :)
- Nie wiem czy to było niepoprawne, ale jedynymi osobami, które decydowały, jak będzie ten dzień wyglądał byliśmy my dwoje. Nasi rodzice o wielu rzeczach dowiedzieli się dopiero na weselu. Bardzo chcieliśmy przeżyć to po swojemu. :) (I nikt się o nic nie obraził!)
- Nie miałam żadnej typowo ślubnej biżuterii tylko drobne kolczyki i bransoletkę na sznurku. Nie miałam welonu, miałam szare buty, a pończochy zdjęłam zaraz po wejściu na wesele. Sporą część wesela przetańczyłam na boso w za długiej sukni, bo spuchły mi nogi. I zupełnie się tym nie przejmowałam. Suknia po weselu była czarna, a moje nogi wyglądały jakbym wróciła z pracy z kopalni. ;)
- Podziękowania dla rodziców – nie było "Cudownych rodziców mam", nie było wspólnych tańców itd. Wręczyliśmy rodzicom zdjęcia z naszej sesji narzeczeńskiej, a Kuba powiedział kilka słów podziękowania. Ja też próbowałam, ale to był ten jeden z dwóch momentów tego dnia, kiedy ze wzruszenia nie dałam rady.
Ten ślub nie był wcale taki niepoprawny, on był w zasadzie bardzo poprawny, ale w tym wszystkim też taki bardzo "nasz" i o to nam głównie chodziło.

 Rady dla przyszłych Panien Młodych 

- Liczycie się Wy dwoje i pamiętajcie o tym na każdym etapie przygotowań – znajdzie się wiele osób, które będą miały swoją wizję waszego dnia (rodzina, przyjaciele, czy nawet przypadkowe osoby). I nie chodzi o to by się z nimi awanturować, robić na przekór itd. Wysłuchać, a następnie spokojnie wytłumaczyć, że to Wasz dzień. Ja jak mantrę powtarzałam, że to nasz ślub i kończyłam tym każdą próbę wtrącenia się. ;)
- Weźcie na zmianę inne buty, choćby baletki przy których suknia będzie za długa. Zawsze to lepsze niż tańczenie na boso. ;)
- Działajcie według harmonogramu, twórzcie listy, zapisujcie wszystko co tylko przyjdzie Wam do głowy – tym sposobem może nie zginiecie w tym przedślubnym szaleństwie.
- Zaplanujcie datę odpowiednio wcześnie – jasne, ślub można zorganizować w trzy miesiące, ale gdy zależy Wam na bardzo konkretnym miejscu czy usługodawcy to czas zawsze będzie waszym sprzymierzeńcem.
- Wyluzujcie przed ślubem – ja im było bliżej tego dnia, tym większy luz i dystans łapałam. Nawet jeśli coś nie do końca pójdzie po waszej myśli, albo zapomnicie o jakimś drobiazgu to ten dzień i tak będzie najpiękniejszy na świecie.
- W tym całym ślubnym zamieszaniu nie zapomnijcie o sobie i o tym dlaczego to robicie
- Nie przesadzajcie – wasze wesele będzie udane nawet jeśli nie będzie na nim animatora, pokazu sztucznych ogni i najlepszej kapeli w kraju.
- Rozdajcie zaproszenia z odpowiednim wyprzedzeniem czasowym, nie zostawiajcie tego na ostatnią chwilę – ludziom łatwiej będzie zaplanować wolny czas, gdy dowiedzą się o uroczystości odpowiednio wcześnie.
- W miarę możliwości postarajcie się załatwić sobie makijażystkę i fryzjerkę z dojazdem do domu. Tego dnia i tak będzie Wam brakowało czasu i nie warto tracić go na dojazdy.
- KONIECZNIE zorganizujcie first look sam na sam – chciałam tego dnia machnąć na to ręką, a teraz wiem, że to był najlepszy moment z całego dnia. To są uczucia i emocje, których nie da się opisać. Nie rezygnujcie z tego!
- Mądrze wybierzcie świadków. Ich zorganizowanie i pomoc może wiele ułatwić tego dnia. Wyznaczcie też osobę do uregulowania niezbędnych płatności tego dnia (dj, samochód, fotobudka itd.). Nie warto byście sami zaprzątali sobie tym głowę.
- Cieszcie się z całych sił tym dniem, cieszcie się sobą oraz ludźmi którzy są tam dla Was, chłońcie ten czas i te emocje. Będziecie do nich jeszcze długo wracać. :) 

Nie mogłabym też nie wspomnieć o naszych usługodawcach. Mieliśmy ogromne szczęście. Nie dość, że trafiliśmy na świetnych fachowców to jeszcze zwyczajnie cudownych ludzi. Bez nich ten dzień nie byłby taki sam.

Zdjęcia: Bajkowe Śluby 
DJ:  Mateusz Dworczak 
Kwiaty oraz napis LOVE: INNA Studio 
Miejsce: Siedem Drzew 
Papeteria: W cudzysłowie 
Suknia: Amy Love Bridal 
Makijaż: Face of Art Katarzyna Kałek-Dekert 
Fryzura: Anna Szurkowska
Fotobudka: 321 pstryk 
Samochód: Stylowa BRYKA 
Tort i słodki stół: Moje Słodkości Cafe




















































































Kilka słów od NPM:
Nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się, że pisząc to siedzę schowana za ekranem monitora, bo... przynajmniej nie mam okazji do publicznego rozpłakała się przy próbie wypowiedzenia pierwszego zdania ;)
Tak prywatnie... dla mnie to ślub roku :) Najulubieńszy! Najbardziej wyczekiwany, najbardziej mnie rozklejający, najbardziej obgadany (do teraz w niemal setkach emaili), taki, że mogłabym obudzona w środku nocy opowiedzieć Wam te historie i te emocje. I ja nawet nie chcę patrzeć w tym opisie na ten ślub obiektywnie, bo ilość ochów i achów by Was wykończyła :)
Czego od Dagmary nauczyłam się ja i czego możecie nauczyć się Wy? 
Nic, żadne poprowadzenie przez tatę do ołtarza, nie zastąpi Wam first looka, który ma ogromne szanse na stanie się Waszym ulubionym momentem tego dnia.  
Dobra organizacja to podstawa. Dobra organizacja to podstawa. Dobra organizacja to podstawa. O ile potrzebujecie spokojnej głowy ;)
Uśmiech od ucha do ucha na myśl o ślubie i pozytywne nastawienie... działa magicznie. Wszyscy Cię uwielbiają, wszyscy Ci pomogą, wszyscy się Tobą zachwycą :)
Dziękuję Daga :) Ogromną przyjemnością było Cię tu mieć :) I zapraszam do Wrocławia :P
Na koniec: nie mogę nie wspomnieć, bo się uduszę ;) Bo wspominałam po kątach czyt. na grupach na fb, a ciągle mam wrażenie, że to za mało. Wybory Dagmary dotyczące usługodawców uważałam za świetne, możecie zerknąć na jej listę i wszystkich wziąć niemal w ciemno. W tym ten najważniejszy: wybór fotografów. Bajkowe Śluby to moja TOP5 w Polsce, z trzech prostych powodów: ogromnie podobają mi się ich zdjęcia (to też chyba fotografowie, których pełnych reportaży miałam okazję zobaczyć najwięcej), nikogo innego WY nie chwalicie mi w emailach tak bardzo i... to zdecydowany numer 1 na mojej liście pt. "niesamowite, na nich nikt nie narzeka".
Pamiętacie, że Dagmarę możecie czytać teraz na jej blogu: Nasze ślubne opowieści? Musicie pamiętać :)

6 komentarzy:

  1. Hehe u mnie było wszystko bardzo podobnie :)
    tylko my ustalaliśmy jak będzie wyglądał ten dzień, jakie dodatki, ozdoby itd
    ślub był w małym drewnianym kościółku,
    zaprosiliśmy tylko garstkę bliskich osób,
    miałam tylko perełki w uszach, sielski wianek i takie też ozdoby, tylko ja robiłam wszystko sama, szkoda było mi pieniędzy na dekoratorkę ;P
    w prezencie daliśmy rodzicom album ze zdjęciami, bez tego dziwnego wspólnego tańca na środku
    Coś mi się wydaje, że niepoprawnych Panien Młodych jest już tak wiele, że powoli stajemy się zupełnie poprawne :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że niepoprawność jest przede wszystkim w myśleniu i podejściu, nie w stronie wizualnej :)
      No i GNPM ma mocno rozciągniętą tę kategorię, do osobistego myślenia aż do czytelniczek bloga :)

      Usuń
  2. Co za piękna suknia! Mogę wiedzieć ile orientacyjnie kosztuje taka kreacja? Wychodzę za mąż w czerwcu i zaczynam się już rozglądać za sukienkami :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :) Suknia kosztowała ok. 3000zł, również pozdrawiam i powodzenia w przygotowaniach :)

      Usuń
  3. jestem zauroczona zarówno opisem jak i zdjęciami :)

    OdpowiedzUsuń