czwartek, 26 października 2017

Komu powiedzieć "tak", zanim powiesz "TAK", czyli wybieranie weselnych podwykonawców – 7 miesięcy do ślubu [Ula]

aliceabc0
Wróciliśmy z Bieszczadów i mniej lub bardziej ochoczo nałożyliśmy sobie chomąta z powrotem na szyje. Z przyjemnością ogłaszam, że jesteśmy wypoczęci (psychicznie), w dobrej formie (nie licząc może małych palców Pawła, któremu mocno dały się we znaki buty – na szczęście uniknęliśmy przeprowadzenia amputacji i jego zmysł równowagi podczas pierwszego tańca nie jest zagrożony).

Mogę zatem kontynuować pisanie rozprawki pod tytułem "samodzielna organizacja ślubu i wesela – wady i zalety". Chciałabym dziś napisać co nieco o naszych doświadczeniach związanych z poszukiwaniami podwykonawców.

Przeistoczenie się w nabuzowanego wedding plannera w styczniu i lutym miało jedną zaletę – udało nam się mianowicie załatwić wszystkie kluczowe kwestie prawie półtora roku wcześniej. Mam tu na myśli salę, zespół, fotografa, kamerzystów, suknię i oprawę ślubu. Polecam, oczywiście o ile tylko nie macie ciśnienia na szybki ślub. Przeciętnie pary rezerwują terminy około roku przed datą ślubu, co oznacza, że wcześniej macie znacznie większe pole manewru i możecie w podwykonawcach (szczególnie tych rozchwytywanych) przebierać.

Inna ważna sprawa – szukając swoich ludzi, nie poprzestawajcie na kilku ekipach. Piszcie do wszystkich, którzy Wam w pełni odpowiadają, wnioskując z treści ogłoszenia, przetrzepcie internety i uciekajcie z krzykiem od każdego, kto ma zablokowaną możliwość wystawiania opinii na FB. ;) Zanim znaleźliśmy nasz zespół, przesłuchaliśmy dziesiątek demówek, obejrzeliśmy kilkadziesiąt filmików na yt i przeczytaliśmy setki komentarzy zadowolonych i niezadowolonych par. Dopiero pod koniec tego grzebania poczułam, że mamy jako taką orientację w temacie i bazę porównawczą. Tak - to jest czasochłonne, jednak uważam, że warto ten czas poświęcić na wstępie, aby móc dostać coś bezcennego – poczucie bezpieczeństwa.

Zainwestowanie czasu w dokonanie dobrego wyboru na wstępie procentuje również z tego względu, że prawdziwi profesjonaliści w ślubnym biznesie bardzo ten nasz czas szanują. Jeśli miałabym się z Wami podzielić jedną tylko refleksją, byłoby to – nie traćcie czasu na tych, którzy nie mają go dla Was.

Odpisywanie na maile – to podstawa. Jeśli ktoś nie jest w stanie przez dwa tygodnie napisać jednego zdania: "Tak, termin jest dostępny, poniżej nasza oferta", to już jawny brak szacunku. Szczerze? Guzik mnie obchodzi, że masz dużo pracy, drogi zleceniobiorco. Ja też – dlatego właśnie chcę sprawę załatwić TERAZ, nie za dwa tygodnie. To raz. Dwa, zdarza się też wytłumaczenie pt. "nie widziałem tego maila". Hmmm.... i co, dalej chcecie powierzyć współorganizację tak ważnej dla Was imprezy osobie, która nie ogarnia własnej skrzynki pocztowej? ;)

W mojej opinii psuciem rynku jest łapanie się kurczowo kogoś, kto jedzie w ten sposób na wyrobionej już marce, albo – powiedzmy sobie szczerze – jest leniwy i nie chce mu się dziesięć razy dziennie odpisywać „przepraszam, ale termin jest już zajęty”. Nie, nie, nie. 

Po kilkunastu wieczorach i setkach przesłanych e-maili zapewniliśmy sobie ogromny komfort – grupę świetnych ludzi, którzy znają się na swojej robocie, odpisują na maile i służą poradami. Lubię ich wszystkich. :)

Jedynie w kwestii fotografa nie było wątpliwości, że poprosimy osobę, którą już znaliśmy. Widzieliśmy zdjęcia Michała i mieliśmy pewność, że to on powinien nam towarzyszyć w tym dniu. Pamiętam, jak w lutym pojechaliśmy do niego do domu podpisać umowę. Zaparzył nam pyszną herbatkę, poczęstował ciasteczkami, poopowiadał o tym, co lubi robić, jak czuje swoją rolę w takim dniu, jak widzi nasz plener... Było tak przemiło, że aż zapomniałam, po co tak naprawdę przyjechaliśmy! :)

Paweł nie był przekonany do kamerzystów w ogóle, ale po długich namowach mi uległ, prawdopodobnie dla świętego spokoju (bo raczej nie ze względu na mój urok osobisty, zwłaszcza, że skubany zna już większość moich sztuczek ;). To właśnie on znalazł Niewinnych. Ich teledyski są pełne ciepła i uważności, to moje lekarstwo na chandrę.

Oprawa ślubu – tutaj zgodnie wybraliśmy kwartet smyczkowy. Jeżeli nie rozkleję się sama z siebie, to z całą pewnością dokonam tego z pomocą Primavery. ;)

Mam też już suknię ślubną! Byłam w dwóch salonach, z czego w pierwszym (Młoda i Moda) dwa razy. Ku mojemu zaskoczeniu, ostatecznie kreację kupiłam w warszawskiej Madonnie – to dość nietypowy model, powiedziałabym nawet, że lekko niepoprawny. ;) To wszystko co mogę teraz napisać – a to z powodu pewnego przystojnego bruneta, który będzie czytać tę notkę. :)

Zapomniałabym o sprawie najważniejszej – wpisania się do parafialnego kalendarza. :) Zajęliśmy się tym dosyć późno, bo we wrześniu, jednak mogliśmy sobie na to pozwolić, bo ten konkretny kościół nie jest szczególnie oblegany. W innym przypadku na pewno dobrze się do rezerwacji godziny przyłożyć tak wcześnie, jak się da. Godzina ślubu to przecież nasz punkt odniesienia, od którego zależy wszystko inne.

Co przed nami? Lada dzień zamawiamy zaproszenia. Robimy to aż siedem miesięcy przed ślubem, aby móc zaprosić większość gości w święta Bożego Narodzenia. A zapraszamy gości aż pięć miesięcy przed ślubem, abym nie musiała biegać jak kot z pęcherzem przed swoim egzaminem adwokackim, który piszę w marcu. W święta całe rodziny są w przysłowiowej kupie i można zapraszanie połączyć z przełamaniem się opłatkiem – dla mnie to brzmi jak bajka!

Kwestie związane z garniturem, obrączkami, samochodem i alkoholem wspaniałomyślnie pozostawię człowiekowi, który się na tym zna – mojemu przyszłemu mężowi. No dobra, będę mu trochę zaglądać przez ramię, ale tylko trochę! Ktoś musi sprawdzać, czy dedlajny są dotrzymywane. ;)

Przed nami wybór dekoratora. Zależy mi na pewnym wspaniałym małżeństwie z Olsztyna, choć wiem, że kosztowo to będzie wyzwanie. Lubię w takich chwilach powtarzać argument za moją młodszą siostrzyczką, że to jest najczęściej tylko jeden taki dzień w życiu i najlepszy moment, aby spełniać swoje marzenia. Jednak potrzebuję do tego pełnej akceptacji Pawła.

Ciekawa jestem Kochani, ile z Was w okresie gorących przedślubnych przygotowań marudziło, jak to Wasz narzeczony zupełnie się nie angażuje (napisałabym też: Wasza narzeczona, ale nieeeee, to się nie zdarza, jeśli taki ewenement kiedykolwiek zaistniał, stawiam flaszkę weselnej wódki!). Ja też jojczyłam na lewo i prawo: Paweł nie szuka, Paweł się nie interesuje, Paweł nie zna na pamięć piętnastu ofert zespołów i nie prowadzi portfolio kamerzystów. W końcu przestałam jojczeć, tylko uczciwie powiedziałam mu, że to dla mnie bardzo ważne.

Paweł zaczął się angażować, więc mogłam z czystym sumieniem zacząć jojczeć, że Paweł jakieś głupoty wymyśla. ;) Znacie to? Nie mówcie mi, że nie! Skoro już jesteśmy przy tym, to muszę się Wam do czegoś przyznać – jestem słodziakiem, kiedy Paweł się ze mną zgadza. W przeciwnym razie wyłazi ze mnie troglodyta. Jestem uparta jak osioł, a ponadto przewlekle chora na irytującą dla otoczenia chorobę: Ja Wiem Lepiej. Zafiksowana na czymś, zaczynam wywracać oczami, toczyć pianę i pluć jadem. Bardzo złe połączenie, szczególnie, że jak drzemy koty do późna, to jeszcze w dodatku się nie wysypiam. ;)

Naprawdę mocno mną wstrząsnęło, że oto mój przyszły mąż ujawnił się z WŁASNYM ZDANIEM. Bardzo mi to utrudniało życie! :D Dopóki nie palnęłam się w tę moją pustą makówkę, bo uświadomiłam sobie, że tak się składa, że on też bierze ślub w tym samym czasie i miejscu, co ja. ;) Dla mnie to było objawienie! Od tego momentu było trochę łatwiej. ;)

Za miesiąc dam znać, jak nam poszło z zaproszeniami (mamy na oku tanie i ładne) i florystami (nietanimi, ale ich realizacje powalają!). Powinnam też zacząć troszeczkę się odgruzowywać - wiecie, rozumiecie, co mam na myśli: przeproszenie się z balsamem do ciała i znalezienie czasu na bieganie (Milena, czy Tobie się to w końcu udało? :D). Obawiam się również dość bolesnego i burzliwego rozstania z majonezem, z którym nie biorę ślubu tylko dlatego, że nie istnieje słoik dostatecznie duży, abym mogła przysiąc mu wierność do końca życia...

2 komentarze:

  1. Jestem zauroczona. Jak dla mnie - najciekawsza Niepoprawna Panna Młoda in spe jak dotąd. Fragment o tym, że przyszły mąż ujawnił się z własnym zdaniem - cudowne <3 Pozdrawiam, trzymam kciuki za dalsze przygotowania i czekam na następne części! M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, M., tu U. :) Bardzo mi miło, że znajdujesz w moich wpisach odrobinę uśmiechu dla siebie. :) Mam nadzieję, że zostaniesz przy mnie aż do końca tej podróży! Ściskam.

      Usuń