wtorek, 25 kwietnia 2017

Miłość która jest najważniejsza...

theweddingnetwork / withloveasalways.com
Powiedzieć, że miłość nie jedno ma imię to trochę banał. Powiedzieć, opierając się tylko na tych wpasowujących się w temat tego wpisu (i może bloga), że jest i ta namiętna, i ta małżeńska, i ta rodzicielska, to kontynuacja banału. Mam jednak wrażenie, że raz na jakiś czas o banałach też warto sobie przypominać :) 
Czasem, wyjątkowo mocno, nie zgadzam się z tym co i jak mówi Kościół. Są jednak przypadki i sytuacje w których z tym co tam usłyszę muszę zgodzić się całym sercem. Do tego stopnia, że dziś i Wy o tym przeczytacie, bo być może nie mieliście okazji usłyszeć tego na naukach przedmałżeńskich ;)
Dziś będzie o dwóch rodzajach miłości. 

Miłości rodzicielskiej, miłości rodziców do Was (i vice versa). 
Prawdopodobnie tej najbardziej mnie wzruszającej, bo jeśli nie płaczę na zawodach sportowych, to płacze na widok relacji matki i/lub ojca z dzieckiem. Żadne inne relacje nie wzruszają mnie bardziej i w moim poczuciu nie są szczersze i bardziej bezinteresowne.
Czujecie się kochane przez swoich rodziców? Jeśli tak, to zapewne moje odczucia rozumiecie.
Ślub jest momentem, który pieczętuje Wasze wyfrunięcie z gniazda, który zmienia Wasze relacje z rodzicami i często relacje między nimi. To ostateczny moment na odcięcie pępowiny, to moment w którym ciągle jesteście wdzięczni rodzicom za życie (to zawsze), a czasem i za wszystkie spędzone z nimi lata i wyniesione lekcje, ale to też moment w którym ich rola w Waszym życiu ulega zdecydowanej zmianie. Rodzice nigdy nie znikną z Waszego życia, nigdy nie przestaną być ważni, zawsze będą obok, ale od tej czy wcześniejszej chwili to partner ma być na pozycji numer jeden, to z nim, nie z rodzicami, powinnyście tworzyć drużynę. Szacunek do rodziców nigdy nie może być równoznaczny z posłuszeństwem wobec nich. To zmiana którą trzeba uznać za naturalną i z którą trzeba się oswoić.
Jeśli czegoś nie wiecie, nie jesteście pewne (jak się zwracać do teściów, jak spędzać święta czy niedzielne obiady), to pytajcie, rozmawiajcie i ustalajcie, już na samym początku. Proste rozwiązania są najlepsze. 

Miłości małżeńskiej. 
Tej dojrzalszej, tej opartej nie tylko na namiętności, ale i intymności, przywiązaniu, zaufaniu, zaangażowaniu. Opierającej się na współdziałaniu i współzależności, dawaniu i otrzymywaniu wsparcia, życiu swoimi i partnera emocjami, trochę takim "To, co czuje, myśli, robi i uzyskuje w wyniku swoich działań jedno z nich, zależy od tego, co czuje, myśli i robi drugie.".
Kiedyś już wspominałam, że największą bzdurą jaką możecie słyszeć od ludzi jest stwierdzenie, że ślub psuje związek. To nie ślub, to brak chęci, brak ciągłego budowania związku i pielęgnowania go, to diametralnie inny poziom zaangażowania obu małżonków i brak rozmów o tym co uważacie za problem. 

I znów, miłości rodzicielskiej. Tym razem Waszej do Waszego dziecka. 
Tu, ponownie, obowiązuje mój wyjątkowy zachwyt nad tego rodzaju relacją. Relacją, którą można zachwycić się za bardzo, zapominając o podstawie - w osobie partnera.
To miłości małżeńska powinna być dla Was (nas - zawsze mam w takich tekstach problem z liczbą ;)) najważniejsza, nawet jeśli dziecko totalnie zawraca w głowie, serce i życiu. To mąż powinien spać u boku żony w jednym łóżku, to mąż powinien być jej partnerem do rozmów, rad, udzielania wsparcia i ataków śmiechu. To mąż powinien być oparciem i pierwszą osobą z którą ona będzie się cieszyć swoimi sukcesami i kolejnymi etapami rozwoju i życia dziecka. Dzieci nigdy nie wychowujemy dla siebie (choć troszeczkę pewnie tak), a dla świata, dla tej innej osoby, która kiedyś je porwie z domu rodzinnego, aby założyć z nim swój nowy/własny dom. A rodzice zostaną, dokładnie tak jak na samym początku, tylko ze sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz