poniedziałek, 10 kwietnia 2017

2 miesiące do ślubu, czyli jak wydłużyć dobę? [Jagoda]

Esther Haase / bridesmagazine
Wróciliśmy z naszej rajskiej podróży przedślubnej pełni dobrej energii i zrelaksowani. To był zdecydowanie najlepszy pomysł ostatnich tygodni i PM ciągle mi to powtarza (a ja sobie w duchu gratuluję, bo inicjatywa była moja ;)). W końcu mieliśmy chwilę wytchnienia od całego świata, skupiliśmy się tylko na relaksie i sobie nawzajem - kąpiele w basenie, książka, spacer, wyżera, masaże i wino - i jakikolwiek stres idzie w zapomnienie. Zamek w Rynie ugościł nas przecudownie! Zawsze uważaliśmy się za typ podróżników z plecakami, ale chyba polubię to uczucie bycia kobietą nieco luksusową ;) Na pewno po ślubie tam wrócimy, niech no się tylko ogarniemy z tym bajzlem...

Po powrocie - szara rzeczywistość uderzyła z podwójną mocą, bo połowę kwietnia spędzamy w rozjazdach - i to niestety w większości osobno. Nawet ten wpis powstaje w pociągu. Przez te rozjazdy i ściśle upakowane plany na maj, czas nam się kurczy przeokropnie i sama już nie wiem, jak na przykład uda nam się spotkać z wodzirejem czy zrobić zakupy alkoholowo-napojowe. Organizowanie wesela na odległość jest strasznie... Upierdliwe. Poproszę o przedłużenie doby na tyle, żeby po pracy móc na przykład pojechać do sali weselnej i wrócić na noc do domu o rozsądnej porze.

Ale poczyniliśmy kolejne małe kroczki do celu. Wiecie, jak to mówią - metoda małych kroczków. Wyznaczamy sobie zadania i je wykonujemy, jakoś się kula, w nagrodę dwa odcinki "Przyjaciół" i jedziemy dalej. Przy takim systemie działania po ślubie chyba będziemy zasługiwać na maraton Gwiezdnych Wojen :)

Na liście "to do" odhaczyliśmy na przykład już prawie cały strój pana młodego. Szczęście to naprawdę wielkie być facetem - można ubrać się w jednym sklepie od stóp do głów. W sumie odwiedziliśmy trzy salony mody męskiej, mój przystojniak według mnie wyglądał zabójczo we wszystkim, ale efekt "wow" na jego twarzy, który wywołał ostatni garnitur, przesądził sprawę. Udało się nam ogarnąć sprawę w sensownej cenie, w kwocie którą sobie założyliśmy i w ten sposób G. stał się właścicielem jednorzędowego, granatowego garniaka ze stuprocentowej wełny, butów, dwóch koszul w odcieniu ecru (tutaj narażamy się pewnie częściowo na krytykę znawców modowego savoir-vivre, ale moja suknia przy śnieżnobiałej koszuli PM wyglądałaby na brudną) i wszelkich innych męskich eleganckich duperelków. Jeszcze czekają go tylko drobne poprawki krawieckie, żeby lepiej dopasować wszystko i może startować do ołtarza :) Wszystko byłoby dość nudno, a my nie lubimy nudy, więc wymyśliliśmy do tego wszystkiego kraciastą kamizelkę. Oczywiście znalezienie gotowej graniczy z cudem, ale znaleźliśmy krawca szyjącego garnitury na miarę (jak się okazało, w tymże salonie stałym klientem jest były prezydent, ale cóż poradzić na tą naszą świeżo odkrytą luksusowość). Tam zamówiliśmy kraciaste cudeńko, po świętach ma być gotowe :)

Zgodnie z rozkładem jazdy ślubnej odebraliśmy też obrączki - wyszły super, żadnych problemów, grawer się zmieścił, cud miód orzeszki :) Kolejny sukces świętowaliśmy pizzą, bo uświadomiliśmy sobie, że jubiler, u którego dokonaliśmy zakupu, jest tuż obok pizzerii, w której pierwszy raz zjedliśmy razem obiad. Nic innego, tylko przeznaczenie! ;) Tym samym przyznaję się bez bicia, że perspektywa ośmiu tygodni do wesela nadal nie motywuje mnie do trzymania diety...

Udało nam się też załatwić formalności w urzędzie stanu cywilnego - przyklepaliśmy nazwisko PM jako nasze rodzinne :) Wszystko idzie jak z płatka, czekam kiedy wystąpią te problemy z organizacją, o których mówią znajome pary i nic nie nadchodzi... Póki co.

Tańczyć jeszcze nie próbowaliśmy. Jakoś to będzie, byle robić dobrą minę do złej gry i ładną buzię do fotografa i kamerzysty ;)
W ogóle jakoś to wszystko będzie, no nie? Tak sobie tłumaczymy wciąż i wciąż. Spotkamy się ze znajomymi, przysięgniemy sobie miłość i wierność, zjemy dobre jedzenie, potańczymy, popijemy i będzie można wracać do normalnego życia, które tak bardzo lubimy :)

I zrobić maraton Gwiezdnych Wojen!

4 komentarze:

  1. Tylko pogratulować zorganizowania. Na pewno chociaż jedna część Gwiezdnych Wojen jest zasłużona już dzisiaj ;) Oby tak dalej i życzę powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie bardzo ciekawi skąd jest ten wymarzony garnitur?;) Sami akurat jesteśmy na etapie poszukiwania takowego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Organizacja ślubu to niezłe wyzwanie, ale spokojne podejście (przynajmniej takie się wydaje po notkach :D ) jest pewnie kluczem do sukcesu. ;) maraton Gwiezdnych Wojen będziecie mieć jak najbardziej zasłużony.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaką będziesz miała sukienkę? :) Spokojnie zdążycie ze wszystkim! To wasz dzień!

    OdpowiedzUsuń