piątek, 11 grudnia 2015

Dylematy nazwiskowe, czyli o nie najprostszych decyzjach

fotoflickr
Wybór nazwiska po ślubie wydaje się, a przynajmniej mnie się wydawał, mało skomplikowaną sprawą. Kobieta, podobnie jak mężczyzna, ma trzy opcje: pozostać przy swoim obecnym nazwisku, zmienić na nazwisko partnera/partnerki, zdecydować się na nazwisko dwuczłonowe. O wyborze swojego nazwiska każdy decyduje sam, czasem biorąc pod uwagę zdanie drugiej strony. Dyskusyjna możne pozostać jedynie kwestia nazwiska potencjalnego dziecka.

Proste prawda? Było proste do momentu w którym nie zaczęłam się spotykać z historiami w których wybór nazwiska wcale nie należy do najprostszych. Dziś chciałabym anonimowo przedstawić Wam dwie sytuacje (w przyszłości może będzie ich tu więcej) i potencjalne ich rozwiązania. Nie idealne, ale zawsze jakieś. Jeśli macie swoje pomysły na to jak poradzić sobie z takim dylematem, to śmiało piszcie. Mam wrażenie, że niejednej osobie może się taki, obcy, punkt widzenia przydać.

1. Kobieta, która ponownie wychodzi za mąż i jej dziecko noszą nazwisko po pierwszym mężu/ojcu. Dziecko nie wyobraża sobie nie mieć nazwiska takiego jak matka (ma po ojcu, chce, aby mama też takie miała), przyszyły mąż chce, aby żona miała jego nazwisko, kobieta... kompletnie nie wie co zrobić.

Każdą stronę w tej sytuacji da się zrozumieć. Dzieciak nie chce być jedynym "wykluczonym" z rodziny przez nazwisko (naturalnym jest, że od biologicznego ojca nie chce się odcinać zmieniając nazwisko), przyszły mąż nie wyobraża sobie, aby jego żona nosiła nazwisko byłego. Na co ja w tej sytuacji zwróciłabym uwagę?
1. Wiek dziecka i to na ile można z nim otwarcie porozmawiać. Niezależnie od płci to dziecko kiedyś i tak założy nową rodzinę, mamę zostawi i będzie na swoim rodzinnym, być może nowym, nazwisku budowało życie.
2. Jakie ma możliwości? Spore, bo ma do wyboru trzy nazwiska (panieńskie, po byłym mężu, czyli obecne i po nowym) z możliwością połączenia ze sobą w dowolnej kolejności dwóch.
3. Najważniejsze pytanie brzmi: Czego chce kobieta? Zadowolić wszystkich? Niech zadowoli siebie, a drugą stronę przekona solidnymi argumentami.

2. Narzeczony nie jest przywiązany do swojego nazwiska, wręcz go nie lubi i ma z nim związane zła wspomnienia. Nie chce więc, aby po ślubie żona nosiła jego nazwisko. A żona... żona to tradycjonalistka.

Jakie mają opcje? Ona zmienia na jego (on tego nie chce), on na jej (ona tego nie chce), ona ma dwuczłonowe (ale nadal nosi jego nazwisko, więc to też nie jest idealne rozwiązanie), totalnie nietypowo: oboje zmieniają na inne (raczej nie jest to opcja dla tradycjonalistki). 
Dalej... Oboje noszą podwójne nazwisko, w dowolnej kolejności (jak najmniej ich męczącej), i oboje idą tym sposobem na kompromis. Jej nazwisko jest wystarczająco tradycyjne, on odcina się od tego, że oboje noszą jego i tylko jego nazwisko.
Prawdopodobnie osoba, która nie lubi swojego nazwiska i źle się z nim czuje jest kimś kogo będzie wyjątkowo ciężko przekonać o decyzji o założeniu rodziny z tym nazwiskiem. Warto postarać się taką osobę zrozumieć, przeanalizować jej sytuację i ocenić czy chce się ją tym męczyć i jak bardzo będzie dla niej to niekomfortowe i przykre.
Dla niektórych istotnym argumentem może być fakt, że dotychczasowe nazwisko i sytuacje z nim związane to przeszłość, a teraz, zakładając nową rodzinę, ma się szansę na nadanie mu nowego, swojego, znaczenia. I zamiast uciekać (to złe słowo, ale nie mam lepszego) można postarać się to zmienić. 

cdn.

4 komentarze:

  1. Rzeczywiście skomplikowane sprawy, ale wydaje mi się, że we wszystkim trzeba się dogadać. Przedyskutować i szczerze powiedzieć co leży nam na sercu i dlaczego chcemy postąpić tak, a nie inaczej.
    Co do 2 historii, to wydaje mi się, że pozostanie tradycjonalistką jest mniej ważne niż niechęć przyszłego męża do własnego nazwiska. Nie wiem jak jest w tym przypadku, ale chęć postępowania zgodnie z tradycją często jest podyktowana tym "co ludzie powiedzą".
    Mnie do przyjęcia nazwiska przyszłego męża przekonali (zupełnie przypadkiem) nasi wspólni przyjaciele. Zapraszając nas na swój ślub, kilka miesięcy przed naszym, zaadresowali zaproszenie do Państwa Łapińskich, a nie oddzielnie do mnie i mojego Narzeczonego. Taka prosta rzecz, a jednak bardzo znacząca, przynajmniej dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ella Mozzarella12 maja 2016 17:30

      Nasi przyjaciele, skubańcy, tak samo zrobili. Między ich ślubem a naszym jest różnica roku, ale na swój zeszłoroczny październikowy ślub zaprosili Państwa Słonecznych. Tylko, że ja nadal mam kłopot, żeby "pozbyć" się swojego nazwiska :( Ma tylko 4 literki, narzeczonego zaś 10. Ale uparł się, stawiając niedorzeczne argumenty... Ech.

      Usuń
    2. Ella, pamiętaj, że to Ty będziesz przez całe życie to nazwisko nosiła, wiec to Tobie ma pasować, nie innym.

      Usuń
    3. Dla mnie nazwisko i jego przyjęcie ma wymiar symboliczny. Długo nie chciałam i nie podobało mi sie nazwisko mojego mężczyzny później narzeczonego. Byl to tez czas kiedy chciałam poprawiać i zmieniać mojego mężczyznę. Ale Przyszedł czas ze pokochałam go całego i jego wady też. Pewne wady wyprowadzaly mnie z równowagi, później je obśmiałam a teraz mnie rozczulają. Oczywiście nie wszystkie. ;) Ale odkąd biorę go takiego jakim jest i nie łudzę sie że go poprawię to polubiłam jego nazwisko. I wyobrażam sobie ze sie nim przedstawiam, popisuję. I oczywiście ze czuję lekki żal ze stracę swoje. Ale stracę je, by zyskać nową jakość związku.

      Usuń