środa, 2 grudnia 2015

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Aśka!!! :)

Historia Aśki: 

"Jestem trzy dni po ślubie! I już piszę do Was ten tekst, abyście mogły przeczytać go za pół roku :) Niby nie warto niczego robić pod wpływem emocji, jednak spisywanie wspomnień uważam za coś najlepszego! Szalejąca radość i euforia tworzą brak ładu i składu, zamieszanie słowne i cudowny nieład, który najlepiej odzwierciedla to ogromne szczęście, którym chciałabym się podzielić!
Zacznijmy od początku... Jesteśmy ze sobą pięć lat. Połączyła nas muzyka i internet. Przesłuchaliśmy ze sobą miliony płyt i wypiliśmy hektolitry herbat. Praktycznie od początku związku mieszkaliśmy ze sobą w Poznaniu, moim rodzinnym mieście, gdzie Bartosz (bełchatowianin) przyjechał niegdyś studiować. Oświadczyny - dzień przed sylwestrem w 2013 roku. Byłam bardzo romantyczna czepiając się dlaczego nie zrobił obiadu, tylko zamówił sushi, i skąd ma te świeczniki, bo ja ich nie kupiłam! :D No a później zaczęło się wielkie planowanie wielkiego dnia!
Tworzeniem mojej ślubnej bajki zajęłam się sama. Odkryłam w sobie niesamowite umiejętności planowania i zorganizowania. Uwierzyłam w siebie i siłę swoich argumentów; pewność siebie zaskoczyła mnie równie mocno jak nagła umiejętność korzystania z telefonu ;) (nienawidzę rozmawiać przez telefon!). Dowiedziałam się, że momentami potrafię być niezwykle perfekcyjna! Mój ślub pokazał mi, że jak chcę, to potrafię!
Ustaliliśmy datę, znaleźliśmy cudowne miejsce, odkryłam genialny zespół - muzyka na naszym weselu była dla nas najważniejsza! I gdy zarezerwowałam terminy stwierdziłam, że czas na Urząd. A tutaj niespodzianka! Okazało się, że jedyna pani urzędnik ma w tym czasie urlop! Panika! - chociaż nie, w sytuacjach kryzysowych okazuje się, że wspinam się na wyżyny swoich wszelakich umiejętności logistyczno-emocjonalnych i po prostu robię co trzeba - miliony telefonów i przesuwanie terminu; po dwóch godzinach naszym wielkim dniem stał się 11 lipca 2015, a nie końcówka sierpnia.
Planowanie- z pomocą harmonogramu NPM, wszystko rozłożyłam sobie w czasie i ze spokojem odhaczałam kolejne punkty z listy.
Ślub miał się odbyć w plenerze z czym nie było najmniejszego problemu, ponieważ sporo par przetarło nam szlaki. A więc ślub w plenerze, w altanie znajdującej się na terenie obiektu, gdzie organizowaliśmy przyjęcie weselne. Plener - spełnienie marzeń :)
Wybór sukni ślubnej - poszukiwania rozpoczęłam rok przed, z nadzieją, że poczuję te motylki w brzuchu, łzy napłyną do oczu, bo to TA JEDYNA! Z rozmaitych wizji i koncepcji zostałam wierna tiulowi i wybrałam gorsetową suknie z tiulowym dołem i odrobiną koronki. Ale! Wcześniej zauroczyłam się totalnie inną suknią i zaliczka została wpłacona... Dwa dni przeryczałam i ze skulonym ogonem poszłam z niej zrezygnować. Miałam jeszcze dwie faworytki; wybrałam co wybrałam. I lament trzy miesiące później, że powinnam wybrać tamtą... (dziękuję za wielkie wsparcie dziewczynom z ślubnej grupy!)
 
A więc nastał 11 lipiec 2015! :) I to słoneczny 11 lipiec! Bo dwa dni wcześniej wiało, lało i totalnie nie wierzyłam w prognozy pogody. Przyjechaliśmy na miejsce koło 13:00. Odtańczyliśmy jeszcze nasz pierwszy taniec i rozpoczęły się przygotowania rozdzielające nas praktycznie aż do momentu ceremonii. Fryzura, makijaż, popijanie winka... zero stresu! Byłam tak naładowana szczęściem, że uśmiech nie schodził mi z twarzy! Totalny luz - życzę każdej takiego spokoju ducha :) Błogość, radość, szczęście - to wszystko po prostu się ze mnie wylewało! Mały stres złapał mnie za dziesięć piąta, kiedy to jeszcze nie byłam ubrana, bo mama gdzieś się zapodziała i nie było komu sznurować mi gorsetu! (chyba zostałam najszybciej ubraną PM ever!). Oczywiście nie muszę chyba dodawać, że w związku z tym spóźniliśmy się na swój ślub ;)
Nic to! Leciałam zobaczyć Pana Młodego! A gdy go ujrzałam... oniemiałam! Wyglądał cudownie! W surducie, z fularem, elegancki, uśmiechnięty, zakochany! Brakowało mi słów!
Gdy nieco ochłonęliśmy ruszyliśmy w kierunku altany. Goście już na nas czekali. Nie organizowaliśmy sobie żadnego tła muzycznego, naszą muzyką miał być wiatr - i tak też było! Wiatr i słodko brzęczące dzwoneczki ze ślubnych różdżek, które wykonałam, aby niczym nas nie obsypywano. Miałam ochotę krzyczeć "jejku! jak pięknie!" Altana została przystrojona w piękne kolorowe kwiaty i wstążki przez Farmę Florystyczną. Wykonali też mój wianek, którym wszyscy się zachwycali, bukiet oraz moje marzenie - gniazdko na obrączki :)
Ceremonia była dla nas miłym zaskoczeniem, ponieważ okazała się być nieco inna niż te w których dotychczas uczestniczyliśmy. Oświadczaliśmy m.in. jakie nazwiska będziemy nosić po ślubie. PM chciał założyć mi swoją obrączkę, choć są rożne od siebie ;) I już! Staliśmy się rodziną!  Wracając z altany jako Para Młoda, goście utworzyli szpaler trzymając w rękach moje kolorowe różdżki!
Po ceremonii, również w plenerze, wznieśliśmy toast i przyjmowaliśmy życzenia. Zdjęcie grupowe i goście poszli na salę, a my zostaliśmy na zdjęcie w ramach podziękowań, które rozesłaliśmy po ślubie.
Zrezygnowaliśmy z powitania chlebem i solą; powitał nas zespół, wznieśliśmy toast i nie tłukliśmy kieliszków.
Został jeszcze pierwszy taniec - walc wiedeński! Nie, nie do utworu z nocy i dni ;) Było bajkowo - Disney i Śpiąca Królewna! Układ mieliśmy opanowany tak do perfekcji, że drobne wpadki były niezauważalne. Cieszyliśmy się tym tańcem; a moja mama rozpłakała się jak dzieciak ;)
No i zaczęła się zabawa! Wszyscy byli zachwyceni muzyką, jedzeniem, atmosferą, NAMI! Atrakcją dla gości była fotobudka i tworzenie księgi gości (niezawodna grupa wsparcia pomogła mi znaleźć Made by Goga, która wykonała dla nas księgę oraz dodatki do niej, mając ślub w ten sam dzień!).
Tort został podany w okolicach 20:00. Wymarzony, pyszny, lekki, ze świeżymi owocami - naked cake. O tej porze każdy zjadł go jeszcze z przyjemnością :)
O północy, tradycyjne oczepiny i jedna, jedyna zabawa, w której podzieleni na dwa zespoły odgadywaliśmy utwory.
Impreza zakończyła się po 3:00 - i choć wydaje się, że dość szybko, wszyscy byli zadowoleni, wybawieni i z przyjemnością szli spać.

Zmiany? Gdybym miała coś zmieniać... - pierwsza myśl suknia :p Ale za nią poszłoby po kolei wszystko! Z przyjemnością zrobiłabym wszystko inaczej pod warunkiem, że wzięlibyśmy ślub w przeciągu trzech miesięcy, aby moja wizja nie zdążyła się zmienić ;)" 


Niepoprawne:
- wesele bez dzieci (dla niektórych z naszej rodziny było to niespotykane)
- ślub cywilny w plenerze
- tort o 20:00
- wesele bez zabaw weselnych
- ślubne różdżki zamiast confetti, ryżu i miedziaków
- nie rozbijaliśmy kieliszków
- bez powitania chlebem i solą
- bez publicznych podziękowań dla rodziców 

Rady:
- zapiszcie się do Ślubno - Weselnej Grupy Wsparcia!
- szukajcie inspiracji wszędzie!
- bądźcie uparte ;)
- ... i spełniajcie swoje marzenia!
- cieszcie się każdą chwilą w tym dniu
- uśmiech!!! 

Podsumowanie:
Fotograf: Kamila Piech, www.kamilapiech.com <3 (Entuzjazm, radość, miłość, optymizm, szaleństwo... cudowna istotka! Dziękuję to o wiele, wiele za mało! Kocham ją!)
Kwiaty/wianek/dekoracje altany: Farma Florystyczna
Obrączki: Wasze Obrączki
Zespół: The Swing Thing
Zaproszenia: Studio Brzoza 
 














































































Kilka słów od NPM:
Są dziewczyny na których relacje czekam bardziej. Takie, których przedślubne historie mogłam poznać, którym szalenie mocno kibicowałam i o których, przez pewne soboty, myślałam od rana do rana :) Tak było z Aśką, więc dziś, mogąc Wam pokazać tę relację, podskakuję z radości na krześle :)
Uwielbiam kolorowe śluby, bardziej niż jakiekolwiek inne, a tu doskonale moje potrzeby zostały zaspokojone :) Przez cudowne kwiaty (zwróćcie uwagę na to jak świetnie prezentuje się mały bukiet), wstążki (taką ilość wstążek!!!), magiczne różdżki (gdyby Aśka brała ślub przede mną, to zdecydowanie ściągnęłabym z niej ten pomysł!) i genialny kolor jej włosów.
Aśka i Bartosz to prawdopodobnie pierwsza para w GNPM, która zdecydowała się na amerykański (czyt. nie polski, w czterech brzydkich ścianach) "first look". Ilość emocji i magii, które mu towarzyszyły, doskonale widać na tych kilku zdjęciach, które krok po kroku, go pokazują! To doskonałe rozwiązanie, dla par, które do kościoła/urzędu/gdziekolwiek :) chcą wejść razem, a zależy im na wyjątkowym pierwszym spojrzeniu na siebie w tym dniu.
Zachwyca mnie to kipiące z tego wpisu szczęście (dziewczyny, spisujcie te wspomnienia, choćby dla samych siebie)! 
Chyba jeszcze nigdy w tej części i w tym cyklu nie zwracałam uwagi na fotografa. Dziś zwrócę, bo niezmiernie mnie cieszy, że zdjęcia, które trafiły do GNPM wykonała jedna z najlepszych w swoich fachu w Polsce - Kamila Piech :)

4 komentarze:

  1. Świetnie to opisałaś, z przyjemnością przeczytalam Twoje rady i wskazówki! Bardzo piękne zdjęcia, jestem zauroczona :)
    zapraszamy w wolnej chwili :)

    OdpowiedzUsuń
  2. First look! oh, jak ja go uwielbiam :) Zazdroszczę bardzo!
    Poza tym piękne wstążki, piękne kwiaty i TATUAŻ! fantastycznie, że go nie zakryłaś :)
    Podoba mi się też pomysł z sesją w lesie. Niby nic takiego, a jednak niecodzienny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale piękny ślub! Te wstążki, kolory no i... tatuaż! Genialny i powtórzę to co już napisała jedna z moich poprzedniczek - wspaniale, że nie zakryłaś tego tatuażu! Wszystkiego dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A i first look - wspaniały :)

    OdpowiedzUsuń