Priscila Valentina, Instagram |
Ach...
Kocham weekendy. Po szalonym pędzie tygodnia, nauczyłam się
już niemal czuć na języku słodki smak piątku i tych
rozpościerających się przede mną dziesiątek możliwości. A
jeszcze bardziej kocham jesienne weekendy, bo chociaż stworzenie ze
mnie raczej spacerowe, to nie mogę nie docenić tej cudownej
przytulności domu, w którego ramiona wpycha mnie każdy październik
i listopad. Nigdy gorąca czekolada nie smakuje tak cudownie, jak
teraz!
W
domu pachnie chlebem – jeśli nie piekliście nigdy własnego, to
koniecznie spróbujcie, to naprawdę proste, wymaga tylko trochę
czasu, sprawnego piekarnika, i …. miłości. :) Chętnych zapraszam
po przepis i zakwas na Pragę! :) I cóż, myślę, że czas już
opowiedzieć Wam trochę o naszych świadkach.
Druhna.
Anioł stróż, Leon Zawodowiec, James Bond w spódnicy (zazwyczaj
bladoróżowej). Trzyma nas za rękę, kiedy za gardło łapie nas
wzruszenie, a zdarza się, że trzyma nasze włosy, kiedy garmażerka
nie dopisze. ;) Planuje panieński, pamięta o kosmetyczce,
koordynuje makijaże, zabawia gości, biega po wódkę, pilnuje, aby
klimatyzacja działała... Lista rzeczy, które robi druhna, nie ma
końca. Ciekawa jestem, kim są dla Was Wasze druhny – siostrami,
przyjaciółkami od piaskownicy, bratnimi duszami, przyszłymi
szwagierkami? Czy po prostu – znajomymi, które cenicie z uwagi na
praktyczne podejście i zdolności organizacyjne? A może wybrałyście
na świadka brata, serdecznego przyjaciela, ciocię, córkę
chrzestną?
Jaka
powinna być druhna idealna? W zasadzie widzę tylko jeden warunek –
musi Ci dobrze życzyć. :) Reszta to bardzo indywidualna sprawa –
czy ma to być wulkan energii, który zaleczy Twoją skłonność do "przymułek", cichutki, dobry duszek, który poda chusteczkę w
odpowiednim momencie, a może petarda, która da do słuchu
osobnikowi sprawiającemu problemy na weselu? W tym przypadku
doskonale jest się zdać na kobiecą intuicję, jak widać sprawdza
się ona nieźle, nigdy bowiem nie słyszałam od znanych mi panien
młodych, żeby były zawiedzione swoim wyborem.
Dla
mnie z kolei wybór druhny nie był taki oczywisty, i chociaż są
dziewczyny, za którymi poszłabym w ogień, to nie wiedziałam, którą
należy poprosić o pełnienie tej funkcji. Dlatego właśnie
zrezygnowałam z druhny, i... wybrałam trzy! :) Kiedy decyzja
zapadła, poczułam ogromną ulgę, tak jakby coś nagle wskoczyło
na swoje miejsce. Przecież to było takie oczywiste, naturalne... Co
trzy głowy, to nie jedna! A zatem: druhny: moja młodsza siostra -
P. Siostra Pawła - A. Przyjaciółka - P. Zupełnie inne, ale
wszystkie niezawodne, kochane, dziewczyny, które znają mnie na
wylot (niestety... ;) ) i akceptują taką, jaką jestem. Razem
tworzymy jedyny w swoim rodzaju PUPA squad. ;) One są jednym z
powodów, dla których nie mogę się tego dnia doczekać...! Na ślub
i wesele nie zamierzam moich druhen ubierać w identyczne sukienki.
Tak, zapewne świetnie to wygląda na zdjęciach. Tak samo, jak
świetnie wyglądam na zdjęciach w wieku pięciu lat przebrana w
kwiecistą różową sukieneczkę z Reichu... Nigdy więcej. ;) Przy
odmienności ich temperamentów i typów urody byłoby to
przebieranie ze szkodą dla naturalnego uroku. Na razie stoi tylko na
podobnej kolorystyce, ale co z tego wyjdzie, nie mam pojęcia! ;)
Pierwsze
spotkanie organizacyjne sztabu generalnego miałyśmy 21 października
i powiedziałabym, że to był wieczór, który zapamiętam na
długo... ale bym skłamała. :D Nie zmienia to faktu, że było
wspaniale i cieszę się, że tak wybrałam – zanosi się na to, że
wieczór panieński odbędzie się przynajmniej trzy razy, a
jednocześnie – nie będę miała żadnego tradycyjnego
panieńskiego.
Osobom,
które rozważają kilka druhen od razu mówię, że to rozwiązanie
nie jest pozbawione pewnych wyzwań. Jednym z największych jest konieczność wejścia na wyższy poziom logistyki. Mówię to po tym,
jak biegnąc w deszczu na zajęcia trzymałam w zębach komórkę na
głośnomówiącym, a ołówkiem rozpaczliwie notowałam na jakimś
luźnym karteluchu godziny zaproponowane przez fryzjerkę, próbując
to w głowie zestawić z grafikiem makijażystki. Ale wystarczy, że
wyobrażam sobie spędzenie przygotowań do ślubu w towarzystwie
kilku bardzo bliskich mi kobiet, a wiem, że jest to warte wszelkich
szpagatów grafikowych. ;)
Jeśli
chodzi o Pawła, to mogę ten temat streścić w kilku krótkich
żołnierskich słowach, bo nie miał on żadnych rozterek i
wątpliwości w kwestii świadka. Pawłowi drużbuje brat.
Chociaż ma kilku bliższych i dalszych kumpli, to jednak najbardziej
polega na K. Co tu kryć, grunt to rodzinka. :) Natomiast kawalerski
sprowadzi się najprawdopodobniej do zabrania ziomów, wędek i piwa
nad jezioro. Czego można chcieć więcej? ;)
My
tu gadu gadu, a ja zapomniałam się Wam pochwalić – mamy
zaproszenia! W realizacji pomogła nam bardzo ekipa ze Ślub i papier muszę
przyznać, że działają ekspresowo, a ceny mają bardzo
konkurencyjne. Ostatnia korekta i przelew był w czwartek, a
zaproszenia przyszły w poniedziałek! Bardzo podobała mi się
możliwość przejrzenia w pdfie gotowego projektu zaproszeń dla
wszystkich gości. Dzięki temu wyłapaliśmy... nie, nie chcecie
nawet wiedzieć, ile literówek może kryć się w stu
zaproszeniach... W jednym przypadku z rozpędu omal nie użyłam
ksywy znajomego jako nazwiska, tak dobrze do niego przylgnęła! :D
Wzór zaproszenia wybraliśmy wspólnie, a P. zaproponował cytat na
okładkę (ten oryginalny, o ruinie serca, jakoś średnio przypadł
nam do gustu ;).
Konieczność
zamówienia zaproszeń wiązała się również z rozmową z
rodzicami na temat listy gości. Pamiętam, jak pisałam Milenie w
moim pierwszym mailu, że obawiam się, że to będzie najbardziej
problematyczny element wesela. Tymczasem wszystko odbyło się tak
gładko, że jestem niemal zawiedziona! ;) Lista gotowa, a my
zaczęliśmy już nawet zapraszać gości (i bardzo dobrze, bo to
zajmuje dużo, patrzcie mi na usta: D U Ż O czasu – i jest
świetne, ale przy dwustu gościach nierealne do wykonania w mniej
niż dwa miesiące, co oznacza, że tak naprawdę właśnie teraz,
pół roku przed ślubem, jest najlepszy czas, żeby to ogarnąć).
Kolejna
rzecz, o której pisałam w mailach do Mileny to moja wielka ekscytacja pomysłem, że
przygotowania do ślubu odbyłyby się całkowicie w domkach
umiejscowionych w środku lasu, dzięki temu, że przyjechałaby do
nas zarówno makijażystka jak i fryzjerka. To uda się wykonać
tylko w części. Miałam tyle przygód z szukaniem dobrego fryzjera,
który zgodzi się na przyjazd i zmieści się w budżecie, że w
końcu dałam sobie spokój i wybrałam dobry salon 15 minut od
naszej bazy i załatwiłam kierowcę, który będzie nas
transportował tam i z powrotem. Trudno, czasem nie warto się
szarpać, szczególnie jeśli mogą na tym ucierpieć włosy.
Z
dziedziny sacrum: zaczęliśmy właśnie uczęszczać na nauki do
Dominikanów na Freta w Warszawie, mogę je serdecznie polecić, w
ślad za dziesiątkami innych zadowolonych par. Nauki dobywają się
w trybie weekendowym, w ciepłej, przystępnej atmosferze,
odczarowują stereotyp zaściankowego, wstydliwego katolickiego
małżeństwa. ;) Pozostawiły też uczucie, że nad kilkoma sprawami
trzeba jeszcze popracować... Ojciec Pilśniak potrafi zmienić
perspektywę. Chociaż jest wielu chętnych, a mało miejsc, to
naprawdę zachęcam do starań o udział w tych naukach, szczególnie
jeśli jesteście zapracowani i nie macie czasu na większą ilość
spotkań.
Z
dziedziny pesymistyczne: nadal nie ćwiczę, nadal jem majonez, nadal
nie uczę się do egzaminu i nadal nie mam na nic czasu. Na szczęście
bezpieczniki przepaliły mi się już dawno, więc z mojej twarzy nie
schodzi szeroki uśmiech, a w razie zakłóceń mam w odwodzie kakao.
:>
Na
grudzień zostaje nam maraton zaproszeniowy, dalsza część nauk i
wizyta w poradni, ostatnie panieńsko-kawalerskie święta i
dekoratorzy (nadal czekamy na detale realizacji). I pewnie milion
innych rzeczy, o których teraz nie pamiętam, a które przypomną mi
się pewnie w najmniej odpowiednim momencie. To dobry moment na zacytowanie Scarlett: I can't think about that right now. If I do, I'll go crazy. I'll think about that tomorrow.
My mamy jeszcze ponad rok do ślubu i już zaczynam schizować, że czegoś nie dopilnujemy:-)Nawet nie chcę myśleć,co będzie później:P
OdpowiedzUsuń