środa, 14 września 2016

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Kasia

Historia Kasi: 

Normalny ślub w Suwałkach 
Poznaliśmy się pięć i pół roku przed zaręczynami. Wiedzieliśmy oboje, że chcemy być razem i że weźmiemy kiedyś ślub. Dlatego rozmawialiśmy o tym już długo przed zaręczynami. 

Datę wyznaczyła nam siostra z antypodów – szczęśliwie prawie dokładnie rok po zaręczynach.

Z tematyką ślubną byliśmy już trochę zaznajomieni – nasi przyjaciele brali ślub przed nami. Wiedzieliśmy, że nie chcemy zarówno balu w hotelowej sali bankietowej, jak i potańcówki w remizie, fraków, tiulów, balonów, gołąbków… 

Dlaczego warto o nas napisać? Bo nigdzie w sieci nie można znaleźć opisów suwalskich wesel! Dlatego we wpisie chcielibyśmy polecić ludzi, z którymi współpracowaliśmy przy organizacji imprezy.

Zdecydowaliśmy się na ślub w parafii pana młodego, co spowodowało masę pytań i zdziwień. Kierowały nami względy finansowe, liczba członków rodziny i piękne okoliczności przyrody. Impreza odbyła się w Suwałkach i bardzo to sobie chwalimy. Dzięki temu musieliśmy oderwać się zupełnie od naszych codziennych obowiązków, pracy i pojechać na kilka dni na Suwalszczyznę. Polecamy każdemu wyjazdowe wesele (no może poza tym, że wszystko jest daleko i trudno się załatwia…).

W związku z tym, że żadne z nas nie mieszka w Suwałkach (to rodzinne miasto pana młodego), nie mamy tam swojej parafii. Dzięki temu swobodnie wybraliśmy najładniejszy i najlepiej zlokalizowany kościół w mieście, a przez wszystkie procedury przeprowadził nas wspaniały ksiądz proboszcz. Problemy były za to w naszych "macierzystych" parafiach. Grzęźliśmy w papierach, zbieraliśmy różne zaświadczenia – koszmar. Do tego problemy z Poradnią Rodzinną – trudno znaleźć, terminy odległe. Odbyliśmy też świetny kurs przedmałżeński u Redemptorystów (sic!) w Toruniu. Rada? Załatwiajcie wszystko dużo wcześniej.

Sama ceremonia była bardzo piękna. Najwspanialsze było to, że w oprawę mszy zaangażowali się nasi bliscy. Psalm na nietypową melodię zaśpiewała nasza koleżanka, a czytała siostrzenica Pana Młodego. Poza tym ksiądz bardzo ładnie zaangażował rodziców. 

Ubrania 
Od razu odrzuciliśmy dziwaczności – garnitur klasyczny, sukienka krótka. Wszystko poza muchą szyte w Polsce. Zaszaleliśmy trochę z dodatkami – muchy szukaliśmy strasznie długo, aż przyjechała do nas z Londynu (Mrs Bow Tie), zamiast welonu był wianek (wymarzony od lat), do okrycia ramion – ramoneska, a na pierwszy taniec założyliśmy trampki (przez większość wesela na moich nogach na zmianę z ulubionymi, czarnymi butami do tańca, białe popsułam w pierwszej godzinie wesela – miejcie wszystko na zmianę). 

Sala 
Udało nam się znaleźć prostą salę i dzięki temu, że dokładnie powiedzieliśmy (mówcie o swoich oczekiwaniach, egzekwujcie to, na co się umawialiście, bądźcie zadowoleni) jakie chcemy serwetki, obrusy i pokrowce, nie było żadnych problemów, wyglądała, jak chcieliśmy. Dekoracje robiliśmy po kosztach i były wynikiem wielu rozmów z florystyką (ewart). Dzięki temu ustawiliśmy kwiaty w butelkach do piwa, a na stołach leżał żywy bluszcz. Numerki na stoły zrobił ojciec panny młodej, a zamiast coolerów użyliśmy osłonek na doniczki z Ikei (sala nie miała, profesjonalne dużo kosztują i błyszczą – to nie pasowało do dekoracji). Miało być tanio i po naszemu – udało się. 

Nietypowe: 
- Typowe-nietypowe – nasza impreza naprawdę była trzydniowa, bo nasi znajomi przyjechali wcześniej i wyjechali później. Mieliśmy wszystkich na miejscu. To było super.
- Oboje bardzo się zaangażowaliśmy w organizację imprezy. Po stolacie i toaście, gdy dziękowaliśmy gościom za przybycie Pan Młody powiedział, że włożyliśmy w to tak dużo serca, że nikogo przed ranem nie wypuścimy!
- Pierwszy taniec – rock’n’roll – w trampkach i bez marynarki do kawałka "Dwudziestolatki".
- Brak rzucania bukietem – wybór nowej pary młodej drogą eliminacji (Niech na parkiecie zostaną pary, które…). Rzucałam tylko dla żartu do zdjęcia z koleżankami. Generalnie chcieliśmy uniknąć kłopotliwej sytuacji, kiedy nową parą młodą zostają dwie nieznające się, nietańczące, nieśmiałe osoby.
- Bukiet był zamówiony i wybrany przez Pana Młodego. Zupełna niespodzianka.
- Jedzenie – część przystawek i ciasta zrobione przez tatę pana młodego, a do tego szwedzki stół – demonizowany (goście nie będą mieli co jeść, starsze osoby będą się wstydziły…) sprawdził się bardzo dobrze i jedzenie się nie marnowało, nic nie zalegało na stołach.
- Ślub w parafii pana młodego.
- Błogosławieństwo bez kropienia wodą święconą, całowania krzyża i klękania, wyprosiliśmy wtedy fotografów.
- Podziękowania dla rodziców – podczas "błogosławieństwa" podziękowaliśmy rodzicom w kameralnej atmosferze  i podarowaliśmy im pamiątkowe drobiazgi, później podziękowaliśmy oficjalnie (nie spodziewali się) i wręczyliśmy im drzewka do zasadzenia w ogrodzie. Wszystko spontanicznie bez planowania i spisywanie mów.
- Strona ślubna – świetne rozwiązanie, nie trzeba ciągle wydzwaniać do wszystkich, by przekazać informacje.
- Lista prezentów – przydała się nam i gościom, dzięki niej nie dostaliśmy nic niechcianego
- Samochód – nasze stare terenowe Daihatsu, połatane przed imprezą na szybko.
- Zdjęcia rodziny i znajomych w dużej antyramie – taka galeria ślubów, które były przed nami – ludzi z przyjemnością się tam odnajdywali.
- Obrączki z przetopionego złotego złomu pozbieranego po rodzinie. Zrobione z palladowego złota. Nie rysują się, mają srebrny kolor i nie trzeba ich rodować. 

Rady: 
- NAJWAŻNIEJSZE: jest to, że dwoje ludzi się kocha i chce z sobą być, nie baloniki, schabowe, wóda itp.
- Nie ma sensu się stresować i wymyślać sobie dokładnej wizji wesela.
- Warto robić po swojemu, wtedy można się czuć swobodnie i jest przyjemnie.
- Nie chcieliśmy disco polo, ale część rodziny NAPRAWDĘ nie bawiła się przy niczym innym, zdecydowaliśmy się na kilka kawałków, DJ wyczuł moment, kiedy trzeba było je puścić.
- Nie chcieliśmy dziwnych rekwizytów w fotobudce (bo to obciach!), ale machnęliśmy na to ręką. Dzięki temu masa ludzi bawiła się świetnie (TraFart – super obsługa)
- Księga gości jest super! Dużo ciekawych wpisów, rysunków i życzeń.
- Grupowe tańce to najmniej żenująca i żałosna forma zabaw weselnych – warto to zrobić. Nasz DJ stanął na wysokości zadania.
- Buty i ubrania na zmianę to super pomysł. Ja wykończyłam białe ślubne buciki najpóźniej w drugiej godzinie wesela.
- Panno młoda znajdź sobie kogoś, kto umie sznurować gorset! Moja mama nie miała pojęcia, tata miał złamaną rękę, uratowała mnie pani fotograf.

Zdjęcia: Malarze w Parze





























Kilka słów od NPM:
Pierwszy raz mam okazję na blogu pokazać Wam polską Pannę Młodą w ramonesce. Coraz mniej osób boi się trampków i krótkich sukienek, ale czarna kurtka, tym bardziej do kościoła, lekko przekracza granice. Rewelacyjnie, że u Kasi się pojawia :)
Bardzo podoba mi się pomysł z "galerią ślubów" (chętnie bym tak "zawisła" na czyimś ślubie), bukiet "niespodzianka" (bo czy to nie tak powinno być?), terenowe auto i spooora lista bardzo praktycznych uwag :)

1 komentarz:

  1. Obserwuje Twojego bloga od dłuższego czasu. Chyba około roku ale pierwszy raz pozwolę sobie skomentować :-)
    Na początek dodam że uwielbiam tą serię :)
    Dwie rzeczy które rzuciły mi się w oczy i których nie znoszę na weselach i niestety na tych zdjęciach to widzę :( białe buty i tort na wózku wraz z racami.
    A tak poza tym super, trampki i kurtka wymiatają :)

    Pozdrawiam, Ania

    OdpowiedzUsuń