We wszystkich urzędowych rubryczkach i w głowach wielu ludzi
istnieje twór, który nazywamy „stanem wolnym”. Co on oznacza? Formalnie: to, że
nie jest się w związku małżeńskim. Można mieć chłopaka, narzeczonego, ale nadal
w kwestiach formalnych jesteśmy „stanu wolnego”. Nieformalnie: tu jest miejsce
na Waszą prywatną definicję. Niezależnie od tego jak sami ten stan definiujemy,
to jedno jest pewne: społeczeństwo nam mówi, że po ślubie to się zmienia, że
„wolny związek” (wolny = bez ślubu, bez innych różnic) dla psychiki jest lepszy
niż małżeńskie kajdany.
Jak myślicie, co dzieje się z tą wolnością po ślubie?
Tracimy ją, ograniczamy, a może jedynie wchodzimy na wyższy poziom
wtajemniczenia? ;)
Wolność kontra MY
MY, to kolejny twór,
który powstaje (choć nie musi!) na pewnym etapie związku. Najczęściej nie ma
nic wspólnego z zawarciem związku małżeńskiego i staniem się jednym ciałem.
Przychodzi w momencie w którym dwie osoby zaczynają dzielić ze sobą życie (a
konkretniej: czas, plany, wszystko).
Z pewnością zauważyliście, że kobiety będące w związku
często mówią w pierwszej osobie liczby mnogiej. Nie ma „ja” myślę/planuję/chcę,
jest „my”. Czy to dobrze? Przez całe życie starałam się unikać tej formy, bo…
przecież ja odpowiadam tylko za siebie, nie mogę i nie chcę wypowiadać się w
imieniu drugiej osoby. Bo przecież… ja nie wiem co on w tej sekundzie myśli i
czego chce, nawet jeśli wiedziałam o tym wczoraj. Pisząc bloga, powoli
oswajałam się z tym, że forma „my” czasem w zdaniu pasuje, bo czasem przecież
nie mówię i nie decyduję za niego, a opowiadam o nas (i tak dużo prościej nie
być oskarżoną o to, że wesele organizuje się bez udziału męża, bo się nie mówi
wiecznie „my”).
Podobnej formy, tym razem w drugiej osobie, używa także
otoczenie pary. Bardzo często ludzie pytają jedną osobę jako PARĘ/MAŁŻEŃSTWO:
„Co myślicie o…?”, „Co robicie w weekend”,
„Gdzie masz męża?”. Tak jakby oczywistym było, że zawsze muszą być razem
i identycznie myśleć ;)
Znam jednak osoby, którym forma MY/WY odbiera zdanie, a co
za tym idzie… wolność. Tylko... to
problem, który tkwi w głowie i który można usunąć używając języka ;) A jak jest
u Was… jesteście ja+ja czy my?
Wolność kontra TY
Najprawdopodobniej pierwszą osobą, która nałoży Wam na ręce
niewidzialne kajdanki będziecie… Wy same. Z głupoty, z myślenia MY, z poczucia,
że po ślubie nie będzie czasu dla Was indywidualnie („Nie wiem co będzie w
przyszłym roku, bo przecież po ślubie nie będę mieć czasu"). I to Wy macie
do nich kluczyk.
Wolność kontra…
kolejne etapy
Wolność zmianie się razem ze związkiem. I nie, ślub nie jest
w moim postrzeganiu momentem, który tę wolność ogranicza/zmienia. Zmieniają ją
inne rzeczy: wspólne zamieszkanie, wspólne finanse, pojawienie się dziecka.
Wszystkie te zmiany następują niezależnie od ślubu: przed nim, po nim lub bez
niego.
A teraz się zastanówcie... Czy brakiem wolności jest dla Was
fakt, że zamiast spędzić weekend ze znajomymi na grillu musicie pojechać do
teściów na imieniny, pozmywać stos
talerzy po rodzinnym obiedzie zamiast posiedzieć na facebooku, zostać w
domu z dzieckiem zamiast odpocząć po pracy, wspólnie planować (wydatki,
wakacje, czas wolny) i tłumaczyć się z
tego co, kiedy i z kim robicie (tylko dlatego, że... ktoś się o Was martwi!)?
Wolność to decyzja
Czym jest dla mnie wolność w tym aspekcie?
To decyzja, którą podejmujecie samodzielnie i bez przymusu. Decyzja,
której nie musicie podjąć, ale to robicie
- bo tego chcecie i jesteście gotowi wziąć za nią odpowiedzialność. Jesteście
wolni, bo macie wybór. To Wy decydujecie o tym co będzie Waszym priorytetem, co
zmieni się w Waszym życiu i za jakiego rodzaju zmianę to uznacie. To Wy jesteście
odpowiedzialni za to, aby tej ilość wolności, jaka jest Wam potrzebna do swobodnego
oddychania, nie utracić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz