czwartek, 1 czerwca 2017

10 dni do ślubu, czyli totalny chill! [Jagoda i G.]

Dziś obudziłam się z uczuciem rozpierającego mnie szczęścia :) Tak po prostu, czysta radość, nie dość, że się w końcu wyspałam, to jeszcze za 10 dni nasz wielki dzień :)
Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale powoli dwudziestokilkumiesięczny okres narzeczeństwa dobiega końca. Wszystko powoli zamykamy, domykamy, dopinamy szczegóły i… Sama nie wiem skąd mi, odwiecznej nerwusce i perfekcjonistce, wziął się totalny, wewnętrzny spokój. Wszyscy wokół chyba bardziej się denerwują niż ja. G. też chyba się nie stresuje, a przynajmniej nie pokazuje tego na zewnątrz ;)  Na pewno bardziej spinamy pośladki, żeby ze wszystkim zdążyć i już codziennie jest chociaż jedna rzecz do zrobienia, ale najważniejsze sprawy powinny się potoczyć bezproblemowo.

PM już jest po swoim kawalerskim wieczorze i przeżył ;) Nie martwiłam się o nic poza ewentualnymi sportowymi kontuzjami. Jego świadek i przyjaciele zorganizowali mu świetną grę miejską, zakończoną paintballem i noclegiem w domku nad jeziorem. Tylko co tu zrobić z prezentem w postaci wielkiej skrzyni na amunicję z łuskami od pocisków czołgów amerykańskich? W dwupokojowym małym mieszkanku? ;) A mój panieński lada moment :)

Mam tylko jeden, mały problemik. Rozchorowałam się… Katar, kaszel, zawalone zatoki. Jak to mówią, szewc bez butów chodzi ;) Próbuję się postawić na nogi wszystkimi możliwymi sposobami, mam nadzieję, że się uda. I że nie zarażę PM.

Suknia już w domu, pięknie dopasowana przez krawcową, którą mogę zainteresowanym z Trójmiasta polecić już teraz w 100%. Kamizelka dla G. i garnitur (również po poprawkach krawieckich) wiszą w szafie gotowe. Kwiaty do kościoła i na nasze personalne gadżety zamówione. Dzień przed ślubem jestem umówiona na minispa (prezent od mamy) :) Teraz pozostały same przyjemności, wieczorami ćwiczymy sobie pierwszy taniec i pierwszą piosenkę – naprawdę to polecam, nawet jeśli nie planujecie jakiegoś konkretnego układu. My traktujemy to głównie jako rozdeptywanie butów i miły sposób na odstresowanie i spędzenie razem czasu :)

Właśnie wrócił do domu G. i przyniósł mi bukiet kwiatów – tak o, bo jest dzień dziecka. I żelki! Najlepszy facet na świecie :) I chciał też Wam się przedstawić, co oto czyni poniżej.

PM:
Pora dorzucić od siebie z 5 słów :) Karton! Ziemniak! Browar! Kiszka! Dziękuję!

A tak na poważnie. Przygotowania do ślubu to coś, co zazwyczaj przeżywa się raz w życiu. Zostało 10 dni. Do chwili, na którą czekamy prawie od dwóch lat. Upływ czasu rośnie do poziomu szaleństwa i jakiejś kompletnej abstrakcji. To dobrze :) To znaczy, że umysł jest zajęty czymś ciekawym. Zastanawiam się, co po latach będzie budziło fajniejsze wspomnienia. Ślub? Bibson życia? Czy może właśnie akurat preludium do powyższych. Na ile pozwalają mi codzienne obowiązki, staram się chłonąć każdą chwilę, abym mógł na zawsze zatrzymać w pamięci ekscytację, rosnące pozytywne napięcie, chęć do działania, które teraz balują pod kopułą ;)

Za 10 dni kobieta z moich snów stanie się moją żoną. Wiem to, bo nie wyobrażam sobie nikogo innego na jej miejscu. Z Nią dam sobie radę z życiem, cokolwiek przyniesie.

7 komentarzy:

  1. namiary na dobrą krawcową w Trójmieście- bezcenne <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, namiary na krawcową baaardzo poproszę, i to w Trójmieście!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy wpis. Również zastanawia mnie co to za krawcowa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny wpis, czyta się jednym tchem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny wpis, czyta się jednym tchem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Widać, że już nie możecie się doczekać :) Ale dobrze, że podchodzicie do tego ze spokojem. Szczęścia! Czekam na wpis po ślubie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Studio Szpulka we Wrzeszczu :)

    OdpowiedzUsuń