wtorek, 19 lipca 2016

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Aleksandra

Historia Aleksandry:

Wszystko zaczęło się pewnego wrześniowego poranka, gdy Mój Kamil postanowił ogłuszyć mnie pierścionkiem :D. Jak każda NORMALNA kobieta oczekiwałam romantycznych oświadczyn pełnych magicznej atmosfery z nutą niespodzianki... nie da się ukryć, efekt zaskoczenia mu wyszedł. Kamil postanowił wrócić ze Szwecji na jeden weekend (akurat ten, w którym wypadały moje urodziny). Ja niczego nieświadoma... Godzina 6 rano, ktoś dobija się do drzwi, z miną ''wkurzonego indora'' poszłam otworzyć... Wszystko trwało parę sekund – On bierze mnie na ręce, zanosi do sypialni i... jak mną na łóżko nie rzuci! -.- z tekstem: ''Nadal chcesz być moją żoną?''. Ja oczywiście: ''No tak!''... Zaczynamy się migdalić, gdy nagle blondynce zderzają się tic tac'i w mózgu i wypala: ''Czy Ty mi się właśnie oświadczyłeś?''. Na to On z fochem:
''Yyy to nie zrozumiałaś?!'' (Kamil ). Potem pojechaliśmy wybrać pierścionek. Dał mi do wyboru 3, a następnie wygonił mnie ze sklepu... Wybrał najładniejszy i INNY, ma czarne serduszko i do połowy brylanciki, jest z białego złota :D

Dlaczego zaczęłam od zaręczyn? Bo później było tylko gorzej... Przygotowania były długie, pełne nerwów i spięć z Jego rodzicami (dzięki teściowej schudłam 11 kg). Ale były też miłe momenty np. szukanie sukni czy wspólne robienie dekoracji z Mamą i siostrą. Od początku Kamil dał mi wolną rękę zaznaczając, że będzie mnie wspierał i w razie potrzeby, żebym wyznaczyła mu jakieś bojowe zadanie. Pomysły na wesele zmieniały się nam codziennie po kilka razy: od lat 50 po boho. Wtedy odkryłam tego bloga :D i inne ślubne strony i fora :D Byłam taka zielona w sprawach ślubu, że nawet nie wiedziałam na co komu kolor przewodni albo próbne fryzury. W końcu uzgodniliśmy: Rustykalny Vintage xD z kolorem dominującym miętowym :)

Gdy wydawało się, że już będzie z górki, nagle zaczął wiać wiatr w oczy, a los rzucał kłody pod nogi... Ze znalezieniem lokalu nie było łatwo. Ja uparłam się na Nałęczów (stamtąd pochodzę). Pierwsze miejsce odpowiadało wszystkim naszym wymaganiom, zarówno estetycznym, jak i cenowym, niestety Babcia – tajny agent do zadań specjalnych- zasięgnęła języka i dowiedziała się, że lokal ma bardzo złą opinię i kiepskie jedzenie... Szukaliśmy dalej... gdy znajomy podrzucił mi Zajazd Jan - dość młody lokal stylizowany na góralską chatę, z cudownym synem właściciela Jarkiem - i to okazał się strzał w 10 ! Potem wzięliśmy udział w konkursie ''Fotobudka za złotówkę'', który wygraliśmy :D Od początku mieliśmy określony budżet i nie mogliśmy pozwolić sobie na tyle atrakcji, ile byśmy chcieli, dlatego szukałam innych sposobów na zorganizowanie gościom zabawy. Dobra, bo zbaczam z tematu :P

W piątek (dzień przed weselem) pojechaliśmy dekorować salę i co ważne uczyć się tańca :D. Niestety dwóch ''tancerzy'' zrobiło nas w bambuko i zostaliśmy z połową niedokończonego układu... Ja w przypływie złości i rozpaczy stwierdziłam, że wyjdziemy i zatańczymy kaczuszki... Na szczęście czuwała nad nami Ania (starsza druhna) i wieczór przed weselem uczyliśmy się choreografii z YT + ''Kamil wymyśl coś sam''.

Dzień Ślubu był bardzo słoneczny i ciepły. Nietypowe było miejsce, z którego wychodziliśmy, ponieważ to nie były nasze rodzinne domy, lecz pensjonat Łubinowe Wzgórze, w którym wynajmowaliśmy 5 pokoi i chatę nad wąwozem dla naszych najbliższych. Kolejną rzeczą nietypową/niepoprawną była nasza świta 3 druhny i 3 drużbów. Na Łubinowym mieliśmy także szybką sesję i tam również błogosławieństwo. Ci którzy mnie znają, wiedzą, że ze mną nigdy nie jest ''łatwo i prosto'', a co dopiero normalnie :D Pierwsze problemy zaczęły się przed samym wyjazdem do kościoła, kiedy to się okazało, że nasz zabytkowy samochód nie może podjechać pod pensjonat, bo wzniesie, na którym Łubinowe się znajduje jest pod dużym kątem nachylenia i nie ma takiej siły, żeby Aston wjechał o własnych siłach :D Na szczęście jakimś cudem się udało.
Fotograf (zresztą znajomy) nie mógł ze mną wytrzymać, gdyż przez słońce cały czas marszczyłam czoło, więc Przemek (fotograf) dawał mi dyskretne znaki (nawet w kościele), żebym tego nie robiła – wyobraźcie sobie fotografa, który stoi przy ołtarzu i puka się w czoło :D (to był ten dyskretny znak) lub hasło: ''teraz radość'' – no i nie dało się nie uśmiechnąć. W drodze do kościoła wpadłam w panikę, ale Starsza trzymała rękę na pulsie i wyjęła z torebki setę malinówki, więc kolejka ''na odwagę''.

Do ołtarza prowadził mnie Tata, a przed nami szły 3 moje małe kuzynki, najstarsza trzymała poduszkę z obrączkami uszytą przez moją Mamę (przez niektórych było to odebrane jako szopka). Kolejną gafą jaką popełniłam było zbyt szybkie oddanie swojego bukietu Starszej. Wiedziałam, że w którymś momencie mam jej go oddać, więc zrobiłam to na początku mszy, bo po co mam mieć zajęte ręce. Jednym z lepszych momentów ślubu była komunia... Nie jestem miłośniczką wina, a wytrawnego to już w ogóle, moja mina po przechyleniu kielicha została złapana przez fotografa. No i nadszedł moment przysięgi... Zaczyna On. Spokojnie, powoli i wyraźnie, patrzy na mnie tymi brązowymi ślepiami, uśmiecha się... a ja co? A ja w płacz... i zaraz wybucham śmiechem (bo rozśmieszył mnie ten płacz). Nadchodzi moja kolej: ''Ja Aleksandra... (tu długa chwila ciszy) potrzebuję minutkę'', znowu w płacz i śmiech jednocześnie... W końcu  ksiądz nie wytrzymał, i cały kościół w śmiech.

Wychodząc z kościoła moja Mama czekała z niespodzianką... Wiedziałam, że będą czymś w nas rzucać, psychicznie byłam nastawiona na tuby itd. Gdy zza murów wyłoniły się dwa Anioły na szczudłach sypiące na nas z góry piórkami i pieniążkami... no ja oczywiście się popłakałam. Co było nietypowego? Może to, że nie chcieliśmy kasy czy lotto, nie zbieraliśmy też na szczytne cele... chcieliśmy od naszych gości dostać ''coś co umili wspólne chwile'' - dostaliśmy gry planszowe (erotyczne też się zdarzyły :D).
 

Nie znam wierszyków i zabobonów weselnych, więc gdy moja Mama podeszła do nas z chlebem, solą i kieliszkami ''Co wybierasz?'', na to ja: ''Pana Młodego, chleba i soli dorobimy się powoli''. Stres nas nie opuszczał, bo przed nami jeszcze był pierwszy taniec... Szło nam całkiem nieźle dopóki Kamil nie zapomniał mnie podnieść... Tańczyliśmy na luzie, bez spiny. To nic, że zapomnieliśmy kroków, a Jarek odpowiedzialny z tubę z płatkami róż nie mógł jej odpalić i udało mu się to dopiero pod koniec układu. Jedzenie było pyszne, ale słyszałam tylko z opowiadań, bo zjadłam bardzo niewiele... nie było na to czasu.

Zespół zasługuje na osobny akapit. Zdaję sobie sprawę, że Każda będzie chwaliła ''Swój Wielki Dzień'', ale Kasia, Jarek i Przemek dawali czadu! Rozkręcili całe wesele, nikt nie siedział! Grali głównie rock&roll'a, swinga, twista (lata 50, 60) kilka piosenek disco-polo, trochę też lat 80, każdy znalazł coś dla siebie. Rozruszali także stoły. A największym prezentem jaki od nich otrzymaliśmy była możliwość zaśpiewania przez Starszą I have nothing (moja ulubiona piosenka w wykonaniu Ani). Nietypowym był mój taniec z Tatą przy jego ukochanej piosence Metallica – ''Nothing Else Metters'' ( wyobraźcie sobie reakcje wszystkich młodych gości, którzy znają na pamięć ten kawałek i chór 20 chłopa, który to śpiewa i my pośrodku sali z Tatą bujający się w rytm).

Podziękowań dla rodziców jako takich nie było. Przy piosence z czołówki ''Przyjaciół'' ''I'll be there for you'' wręczyliśmy im fotoksiążki z naszą historią i doniczki wiklinowe wiszące z łakociami oraz alkoholem. A następnie tańczyliśmy w kółeczku (czego bardzo chciałam uniknąć, bo po to był taniec z Tatą, żeby nie tańczyć z rodzicami... ale cóż, teściowa zaczęła). Za to były podziękowania dla gości w formie słoiczka z miodem. I tu kolejna nietypowa sprawa – na Naszym Weselu NIE BYŁO ciasta. Ani na stole, ani dla gości do domu... Był za to Candy Bar. O dziwo nawet starsze ciocie były tym rozwiązaniem zachwycone.

Nietypowy był bilard na sali do tańczenia – wymysł mojego (już) Męża- zarówno On, jak i goście byli szczęśliwi. Wesele nie obyło się bez ofiar, jedna z moich koleżanek złamała najmniejszy palec u ręki.
 

Oczepiny: welonem nie rzucałam, bo nie miałam... Zamiast tego kręciłam się jak wskazówka zegara z bukietem w dłoni (który też był nietypowy, bo z sukulentów i gipsówki, ważył 2 kg) ''na kogo wypadnie na tego bęc'' (za pierwszym razem padło na fotografa :D). Kamil rzucał muszką. Mieliśmy dwie zabawy: test zgodności oraz 2 drużyny, a zadaniem było wypić kielicha w kasku, zakręcić się 10 razy dookoła pałeczki, dobiec i uderzyć w bębenek, oczywiście na czas. Zbieraliśmy też na wózek.
 

Nietypowy był również tort. Podany o 22, co zdziwiło niektórych gości. Oraz jego forma: miętowy z kawałkami czekolady Naked Cake z owocami sezonowymi... Coś pysznego!
Wesele było wspaniałe, goście chwalą sobie do dzisiaj, zwłaszcza atmosferę na sali i klimat dekoracji. Poprawin nie robiliśmy... W sumie to był grill dla najbliższych, na którym Starszy polał wszystkim przez przypadek wodę (wziął butelkę Młodych), żeby było zabawniej jeszcze nam śpiewali ''Gorzka wódka'', każdy przechylił, każdy się skrzywił... Na to jeden najbardziej wstawiony krzyczy: ''Toście wódkę posłodzili, aż się w wodę zamieniła!''.

Moja Rada: Pewnie oryginalna nie będę, ale chłońcie ten dzień jak najbardziej się da, bo mija bardzo szybko! I nie przejmujcie się opiniami innych, róbcie tak jak Wam podpowiada serce. I serio nie ma co się stresować tak, jak w moim przypadku relacjami z teściami, bo w końcu nie będę żyć z nimi tylko z Kamilem. I nie da się wszystkim dogodzić... Zawsze się znajdzie jakaś ''serdeczna'' osoba, której nie będzie nic pasowało. Nie jesteśmy słoikiem Nutelli, żeby wszystkich uszczęśliwić!! TO WY JESTEŚCIE NAJWAŻNIEJSZE i dajcie sobie więcej luzu i swobody ;) Pierwszy taniec nie musi być wyuczony do perfekcji ;) Świat się nie zawali  jak coś pójdzie nie tak. Chociaż życzę Wam, żeby marzenia o tym Najważniejszym Dniu w całości się spełniły :)

Suknia: Gala Keira z Salonu Demi w Lublinie

Garnitur: Prochnik
Biżuteria: robiona ręcznie przez Annę Żelechowską, Ani Mruu
Wianek: ZastyglaNatura
Bukiety: Passja-Flora Pracownia Florystyczna
Zespół: Zespół Kalifornia
Sala: Zajazd Jan
Pokoje: Łubinowe Wzgórze 

Atrakcje: Anioły na szczudłach
Obrączki: SAVICKI 

Samochód do ślubu: Aston Martin pożyczony od Pana Tadeusza Kęski ;)
Dekoracje by Mama Renia and siostra Kinia, no i jak zawsze skromna JA :D


Fotograf: Przemysław Arkadiusz, Semimatt

































Więcej zdjęć znajdziecie tu.

Kilka słów od NPM:
Olę poznałam na naszej ŚWGW, jako najbardziej pozytywną i zakręconą Pannę Młodą, a przy okazji świetnego grupowego rozładowywacza negatywnej energii :) Bo nikt tak jak ona nie podchodził do wszystkiego z radością wymieszaną z luzem i zdrowym dystansem - takim, którego każdy mógłby jej zazdrościć. I tego też spodziewam się po jej ślubie. Przy lekturze pierwszej relacji Oli chciało mi się płakać ze śmiechu... cofnij, "z radości" :) Takiej, która notorycznie towarzyszy mi przy czytaniu niektórych fragmentów (ta przysięga ❤).
Powinnam Wam napisać jak bardzo zachwyca mnie talia Oli, jak genialny był jej bukiet (i pomysł na zasadzenie jego sukulentów po ślubie!), jak świetną reklamą dla tańca z tatą jest jej taniec, ale... chciałabym, aby najbardziej do wszystkich dotarły jej rady i poczucie, że spontaniczność i luz tworzą najlepsze wspomnienia :)

8 komentarzy:

  1. A ja znowu płaczę i śmieję się jednocześnie xD Dziękuję za te ciepłe słowa. Gdyby nie Ty, Twój blog, a przede wszystkim Nasze forum, wesele by się nie udało. Wasze rady, krytyka i miłe słowa towarzyszyły mi aż do dnia ślubu! Dziękuję!!!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ola masz rację nie przejmuj się tesciami! Im wiecznie coś nie będzie pasować, bo zabralas im syna. Ważne, abyście Wy byli szczęśliwi:-) extra wesele :-) jeszcze raz wszystkiego naj dla Was!:-*
    I popieram, że czas mega szybko leci:-)
    PS: JA z Wojtkiem też pomylilismy kroki na pierwszym tańcu :-) A na dodatek orkiestra uciela nam w połowie muzykę. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Kasiu za słowa otuchy :) Wierzę, że teściowie na swój sposób chcą dla nas dobrze ;) tylko nie zawsze udaje się nam porozumieć :D

      Usuń
  3. Od razu po pierwszym zdaniu wiedziała, że to Ty!!! :))) Super, życzę Wam, żebyście zawsze byli taki pozytywnie zakręceni :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam czytać o takich naturalnych ślubach, gdzie mimo tego, że może i coś nie wyszło w efekcie i tak wszystko było idealnie, bo liczy się uczucie. Byłam kilka lat temu na ślubie, na którym przysięga wyglądała podobnie, przez łzy do śmiechu. Niezapomniane wrażenia :) Na zdjęciach widać emocje i pozytywne zakręcenie Oli, która na ŚWGW na prawdę potrafi rozładować napięcie.
    PS. Keira robi robotę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Dziękuję. Jestem grupo-umilaczem-rozładowywaczem xD :) Fotograf miał nie lada problem z moją ''ekspresją i mimiką'' xD ale zdjęcia wyszły pięknie :)

      Usuń
  5. Jeśli można zapytać w jakim miesiącu brała Pani ślub? Pytam poniewaz bardzo podoba mi się ta suknia w wersji długie rękawki a ślub będę brać w lipcu i obawiam się że może być mi za ciepło 😪

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślub brałam 4 czerwca. Było bardzo ciepło i duszno. Ale rękawy mi nie przeszkadzały, cała suknia jest zrobiona z muślinu-bardzo delikatny i oddychający materiał,więc rękawów się nie czuje.Z resztą suknia można modyfikować - rekaw moze byc również 3/4 albo do łokcia, plecy można zrobić odkryte...ja dodałam gorset (w oryginale przez gipiurę prześwituje goła skóra)

      Usuń