sobota, 16 maja 2015

Tydzień do ślubu, czyli... it's never too late ;)

pinterest
"It's never too late" - jedna z moich ulubionych myśli. Myśl, w którą uparcie wierzę, tak zawziecie, że sama sobie nieustannie udowadniam, że to prawda. Tak mam w wielu aspektach życia, więc oczywistym jest, że tak musi być przy organizacji ślubu i wesela. Nigdy nie jest za późno... nawet na to czego za tydzień nie będzie ;)

Na tydzień przed ślubem warto:
- uiścić opłaty związane z ceremonią,
- ostatecznie potwierdzić wygląd dekoracji,
- omówić z księdzem i menadżerem sali wygląd ceremonii i wesela,
- wysłać pana młodego do fryzjera,
- przygotować niezbędnik dla Pary Młodej i dla gości: nitki, igły, chusteczki, tabletki przeciwbólowe, rajstopy itp.
- uregulować należności,
- śledzić prognozy pogody :)

Z realizacją harmonogramu nadal mam zaległości Większość z tych punktów musi poczekać na mój przyjazd na miejsce ślubu i wesela. Fryzjerem PM mam zostać ja (cóż, uprał się, najwyżej będzie brzydki), pół niezbędnika jest gotowe (resztę podkradnę z domu rodziców), a prognozy pogody są wybiórczo śledzone (sprawdzam pogodę tylko na jednej, zawsze pozytywnie nastawionej stronie).

Kilka luźnych myśli...

Ogólnie... Jest dużo lepiej, nie narzekam. Zakładanie pancerza na ego nie pomaga. Pomaga myśl, że nie potrzebuję ludzi. Z listy ślubnych kaprysów skreślam wszystko czego nie da się zrobić, bo goście nie zechcą. Pewne zdjęcia, pewne zabawy, pewne momenty... Kaprysy, bo marzenia to coś większego. Marzenia to on i przysięga, fajne zdjęcia (zwłaszcza z pleneru) i Meksyk :) I to są chyba trzy rzeczy dla których biorę ślub :)

Korzyści z organizacji ślubu i wesela, poza oczywistym i najważniejszym?
1) Pojedziemy do Meksyku!
2) Poszłam do dietetyka. Po miesiącu zdrowego odżywiania mój wiek metaboliczny spadł o 9 lat :)
3) Mam poczucie, że dobrze inwestuję w ludzi. Poza drobnymi "wpadkami" i rozczarowaniami kilka osób z rodziny, raz na jakiś czas, funduje mi swoim smsem uśmiech od ucha do ucha na cały dzień. Dokładnie tak, jakby wiedzieli (a nie mogą!) jak się taka Panna Młoda może czuć i czego może potrzebować :)

Zakładając tego bloga myślałam sobie: "Założę, może przyzwyczaję się do tego, że będę Panną Młodą, może odrobinkę zarażę się tym wszechobecnym entuzjazmem, może...". Sukces polega na tym, że jeśli tylko nie myślę o sobie jak o kobiecie w bieli, to śluby i wesela, pierwszy raz w życiu, lubię :) Dodatkowo to istnieniu bloga przypisuję mój brak stresu. PM, który jest kompletnie nieweselny i nie zafundował sobie takiego "szczepienia weselem" zaczyna stresować się za nas oboje. Nie przewidziałam jednak jednego: tego, że wzbudzę zainteresowanie. Tego, że ludzie zainteresują się moim ślubem, że ktoś będzie pytał o zdjęcia (serio? nawet nie wiecie jak, może strasznie?, wyglądam), o przebieg przygotowań (nadal wolę Was od rodziny!), że nie opędzę się od emaili zaczynających się od "O Boże, za tydzień Twój ślub!". Jej, to wstyd przyznać, ale ja tak bardzo nie czekam (czekam na dzień po) i gdyby nie blog i Wy, to mogłabym zapomnieć ;)
Zastanawiam się kiedy to wreszcie do mnie dotrze. Gdy dostanę więcej życzeń i więcej prezentów (już dostaję), a kurier będzie mnie ścigał nie 4, a 6 razy dziennie?

Tańczymy z PM, więcej, częściej. Czasem nam wychodzi, czasem udaje nam się poprawiać swoje błędy (to cenna umiejętność), sekundami nam się podoba, a ja zaczynam zazdrościć instruktorowi, że on tak wszystko pięknie, bez wysiłku potrafi :) Nadal jednak idąc na zajęcia czujemy się...  specyficznie. PM jakby stał przy tablicy na matematyce, a ja jakbym szła do szkoły kompletnie nieprzygotowana.

Odliczam... 8 dni, do niedzieli... i do moich imienin :)

17 komentarzy:

  1. To już finish ;) za pierwszy taniec trzymam kciuki..najważniejsze to ten tydzień przeżyć z głową i spokojem, wiem jak było w przypadku mojej siostry..dla mnie jako swiadkowej, to był najciezszy tydzień w moim życiu..;)
    Cieszę się twoim szczęściem ;) czekam na zdjecia i relację.. i jak to mówią byle do weekendu ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. 8 dni... u mnie 3 miesiące.
    I wiesz, myślę że ważne aby nie zapomnieć o tym, że to nie ma być tylko najpiękniejszy dzień w naszym życiu ale i najważniejszy. A czy by była ulewa czy by fontanna czekoladowa nie dojechała - żoną i mężem zostaniemy. I to się liczy :)

    Zapraszam do mnie: izylidlugo.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama prawda :-) Rezultat ślubu zawsze jest ten sam!

      Usuń
  3. 8 dni, a u mnie nie wiadomo ile do pierścionka :D Ale wiesz co - zmieniłam podejście. Z jednej strony nie mogę się doczekać a z drugiej chcę wyciskać ile się da, dopóki jestem "tylko" "dziewczyną", bo jak kolejny etap nastąpi, to już nie będzie odwrotu (no dobra, "never too late", ale mimo wszystko ;) ).
    A tak poza tym, bo może gdzieś nie doczytałam. Wiem, że mieszkasz we Wrocławiu i jesteś z OŚ (przybij piątkę!, mam nadzieję,że nic nie pomyliłam), ale powiedz mi, ślub w której miejscowości, o ile mogę zapytać, jak to zbyt wścibskie pytanie, to przepraszam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OŚ. Wygodniej (i taniej!) nam i naszej niedużej liczbie gości z dolnośląskiego dojechać tam niż ciągnąć zdecydowaną większość do Wrocławia.

      Usuń
  4. Mi zostały dwa tygodnie :) Jakoś za bardzo się nie stresuje bo to w niczym nie pomaga, staram się wszystko pomału dopinać na ostatni guzik, dzisiaj tata się obudził i kupowaliśmy mu garnitur, dobrze że dzisiaj a nie dzień przed ślubem :) Lubię czytać Twoje notki, bo tak bardzo się z nimi zgadzam :)
    Pozdrawiam
    Ewa ;)
    Ps. My też tańczymy, a raczej staramy się siebie nie podeptać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazdroszczę.... Meksyku! To takie moje małe marzenie :) na razie trzy miesiące spędzę na Teneryfie. I w ten sposób ominą mnie trzy wesela :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są miejsca na świecie za które można oddać wszystkie wesela ;)

      Usuń
    2. Dokładnie! Tylko jakoś dziwnie obawiam się odmawiania Młodym. O ile jedni zrozumieją, takie dwie inne pary. No cóż :(

      Usuń
  6. Mieliśmy podobne odczucia chodząc na lekcje I tańca :P Najważniejsze to się za bardzo tym nie przejmować, choć wiem z własnego doświadczenia, że jak jest się kiepskim tancerzem to raczej ciężka sprawa ;)
    Trzymam kciuki za wszystko :) I również zazdroszczę Meksyku!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nam zostały 4 tygodnie i dociera do mnie, że najbardziej ze wszystkiego boję się być w centrum uwagi :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. my z moim PM też tak mamy, ufff całe szczęście jeszcze aż 3 miesiące żeby się do tego "przyzwyczaić", miesiąc - tydzień przed pewnie będzie meeega spina :D

      Niepoprawna - ja nie wybrażam sobie, że nie pokazesz zdjęć :D pewnie taka straszna nie jesteś, skoro jednak PM Cię zechciał :D chyba z rok czytam tego bloga i nawet nie wiesz jak ciekawość rośnie co do Twojego wyglądu, PM i całego Waszego dnia, już nie mogę się doczekać Twojej relacji i zdjęć!
      Trzymam kciuki - wszystko będzie dobrze !!!

      Usuń
    2. Joa, Anonimowa, nie jest tak źle, jak można się spodziewać. O ludziach w kościele nie pamiętasz (no chyba, że w momencie w którym się zastawiasz czy już wstawać czy jeszcze za chwilę i nasłuchujesz szurania krzeseł). Na sali - my z PM nie przepadamy za tańcem, wiec razem zatańczyliśmy z... hm... 5 razy, osobno z kolejne 5, a resztę czasu przesiedzieliśmy przy stołach z gośćmi, gdzie bycie w centrum uwagi nie przeszkadza już tak bardzo :)

      Pokaże, ale na zdjęcia musimy wszyscy cierpliwie poczekać :)

      Usuń
  8. Ile mieliście lekcji z instruktorem I-go tańca?
    ile schudłaś do ślubu?:) jesteś bardzo szczupła patrząc na zdjęcia Kreatywnych, ale jestem ciekawa, bo sama chciałabym coś może jeszcze zrobić... został miesiąc i jeden tydzień
    Angela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 lekcji, z czego pierwsza to niewypał, bo uczyliśmy się walca, z którego błyskawicznie zrezygnowaliśmy.
      Jakieś 2-2,5kg w miesiąc z kawałkiem. Ćwiczyłam codziennie, 1h dziennie (wcześniej tak co 2-3 dni) i zdrowo jadłam (wcześniej ani trochę zdrowo). Teraz, po mini przerwie, zaczynam kontynuację, bardziej nastawioną na rzeźbienie brzucha (marzy mi się ideał na listopad) i utrzymanie wagi (bo już więcej kg nie powinnam tracić) :)

      Usuń
    2. A dieta jakaś rozpisana czy zdrowa po prostu?
      Jakieś główne zasady ? :)) zdradzisz cos?:)
      Rozumiem, że w listopadzie Meksyk:D ja moge PM też namawiam na Meksyk, ale jestem otwarta na wszystkie strony świata :)
      Angela

      Usuń
    3. Rozpisana, mnie zdecydowanie motywuje zapłacenie za wizytę u dietetyka. Poza tym jestem panikarzem, który bałby się, że samodzielnym układaniem jadłospisu zrobi sobie krzywdę (to mój pierwszy raz z jakąkolwiek dietą) ;)
      5 posiłków dziennie (czasem jak na moje oko za wielkich, zwłaszcza w przypadku np. mało kalorycznych sałatek), w konkretnych godzinach (co 3-3,5h), wyliczone kalorie (na podstawie minimalnego i maksymalnego zapotrzebowania na kalorie), z odpowiednią ilością wody (minimum litr, liczyła się woda w herbacie :P), z kurczakiem/rybą na obiad zazwyczaj, z dużą ilością nabiału, owoców i warzyw, bez podjadania, bez słodyczy (jestem zdziwiona, że mi ich nie brakowało ), napojów gazowanych, soków kartonowych, fastfoodów, alkoholu i wszystkiego co niezdrowe. Podczas całego miesiąca miałam dzień wolny od diety (na rodzinną imprezę), dwa razy byłam na lodach, raz na pizzy i trzy razy w majówkę jadłam normalne obiady, a poza tym grzecznie jadłam co miałam nakazane :) Wiec nie było aż tak restrykcyjnie i strasznie :)

      Usuń