czwartek, 12 stycznia 2017

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Julia

Historia Julii:

Nasz ślub. Julia i Marcin. 

Czas start – albo raczej - i co by tu teraz? 
W sierpniu 2015r. (podobno po kilku tygodniach z pierścionkiem w kieszeni czekającym na odpowiednią okazję) zaręczyliśmy się!
Początkowo uznaliśmy, że ślub będzie za dwa lata, bo tak wszyscy nas straszyli, że szybciej się nie da. Mieliśmy różne pomysły, rodzice też oczywiście mieli swoje zdanie, ale ja dla zasady musiałam zrobić inaczej, po swojemu, bo tak. ;)
Ostatecznie wszystkie kluczowe decyzje podejmowaliśmy tylko we dwójkę. Prawie wszystko opłacaliśmy sami, dlatego też było nam trochę łatwiej postawić taką granicę. Doszliśmy też do wniosku, że nie chcemy tyle czekać, więc jednak spróbujemy zorganizować ślub w sierpniu 2016r.  Wybraliśmy datę 13.sierpnia (sobota, nie piątek). Wypadał wtedy długi weekend. Tym sposobem z planowanych dwóch lat przygotowań przeszliśmy do podobno niemożliwej organizacji w pół roku.

Pomysłów mieliśmy tysiące. Jednak moje racjonalne kalkulacje mówiły – zejdź na ziemię. Zaczęliśmy od skrócenia listy gości ze 150 do 80 osób. Wymyśleliśmy też, że w drodze kompromisu zamiast wesela zorganizujemy obiad (i tak nie lubimy gier i zabaw weselnych), a dzień później (w niedzielę) jak się uda zrobimy imprezę na większą ilość osób w plenerze (w poniedziałek wypadało święto, więc wszyscy mieli wolne i mogli odespać).

Muszę przyznać, że trochę zainspirowaliśmy się weselami naszych rodziców. Moi rodzicie brali ślub o godzinie 12:00, po czym z najbliższą rodziną do wieczora świętowali w ogrodzie moich dziadków. Natomiast rodzice Marcina zaprosili po ślubie najbliższą rodzinę na obiad, a wieczorem bawili się ze znajomymi w akademiku. 

Fotografowie
Anksfoto – Anks robiła zdjęcia na ślubie mojej siostry i nie mieliśmy wątpliwości, że też chcemy z nią współpracować. 

Paweł Malinowski – nasz kolega – zrobił nam cudowny prezent i po wyjeździe Anks on robił zdjęcia na imprezie drugiego dnia. 

Wieczór panieński
Spokojny wieczór w domu rodzinnym. Wszystko pięknie przygotowane przez moją siostrę – dekoracje w stylu hawajskim, plotłyśmy sobie wianki, piłyśmy wino i relaksowałyśmy się, a Paweł (fotograf) przyjechał na chwilę zrobić nam kilka zdjęć na pamiątkę. 


Suknia ślubna 
Jak ja nie znoszę zakupów! Poza tym byłam wtedy na ostatnim roku studiów medycznych i nie miałam czasu na takie wycieczki. Przeszukałam internet i znalazłam piękną suknię od MiaLavi. Pojechałam, przymierzyłam tylko tą jedną, kupiłam. Koniec. Była idealna. 

Dodatki 
Nie mogłam się zdecydować: wianek, czy jakaś opaska, ale welonu nie chciałam. Dla zabawy uplotłam sobie opaskę z drucików i plastikowych koralików, które później polakierowałam na kolor perłowy. O dziwo wyszło całkiem nieźle, więc już dalej nie szukałam. Co do welonu – nigdy go nie chciałam, do momentu aż go założyłam :D od razu zmieniłam zdanie, a skoro ślub w katedrze to i welon taki długi - katedralny! 

Ślub + obiad 

- Restauracja
Wybraliśmy restaurację w hotelu Sepia (Mercure) w Bydgoszczy.  Od razu złapaliśmy świetny kontakt z panią menadżer. Wystrój sali jest raczej minimalistyczny, do dyspozycji taras na dachu z pięknym widokiem, a jedzenie przepyszne!

- Kościół
 Zdecydowaliśmy się wziąć ślub w Katedrze Bydgoskiej (Farze).
Mszę prowadził ksiądz, który udzielał ślubu również moim rodzicom i siostrze, dodatkowo koncelebrowali: wujek Marcina i ksiądz proboszcz.  Bardzo mi się podobało, że siedząc w prezbiterium czuliśmy się jak na prywatnej mszy – jakbyśmy byli tylko my dwoje.
Jeśli chodzi o dekorowanie tego kościoła – jest bardzo dużo narzuconych ograniczeń. Tak już jest, nie ma co się niepotrzebnie z tym szarpać, sam kościół jest piękny i nie potrzebuje wiele, ale cieszę się, że udało mi się wynegocjować girlandy z kwiatów na krzesła.
Naszą porażką była niestety oprawa muzyczna podczas mszy. Nie przejęliśmy się tym specjalnie - im gorzej organista grał tym bardziej mi się chciało śmiać. ;)
Nie mogliśmy też mieć rzucanych płatków kwiatów przed kościołem, ale zamiast tego zorganizowaliśmy bańki mydlane.
Z dodatkowych plusów - mogliśmy przejść spacerkiem do restauracji, unikając tym sposobem nienaturalnego dla mnie przejazdu Pary Młodej jakimś tam samochodem i tego całego trąbienia, którego nie znoszę.

- Kolory
Granat, róż, złoto – raczej tylko jako delikatne akcenty (wybraliśmy trochę na odczepnego - jak już trzeba było gdzieś wybrać kolor czegoś...).

- Zaproszenia, winietki, menu z ramowym planem wydarzeń, tablica z listą gości
Wzory sami zaprojektowaliśmy, a wydruk załatwił mój teść. Ostatecznie winietki i menu składaliśmy na dzień przed ślubem do późnych godzin wieczornych, ale mimo nerwów, jakoś daliśmy radę!

- Kwiaty
Bukiet – wyszedł bardzo ładny, chociaż nie taki jak chciałam... Bukiet z goździkami i eukaliptusem (+innymi), bez eukaliptusa... ;)
W restauracji mieliśmy tylko różowe goździki na stołach i dwie girlandy z białymi goździkami na naszym stole. Pewnie mogłam się bardziej postarać, ale szczerze... już mi się nie chciało.

- Tort i słodki stół
Moja mama miała dużą potrzebę zaangażowania się w organizację ślubu, więc dostała zadanie specjalne - załatwić tort. Mama miała wolną rękę, a my miłą niespodziankę. Spisała się na medal! Mieliśmy pyszny naked cake i piękny słodki stół z cukierni Sowa.

- Atrakcje
• Drink bar – bardzo polecam, szczególnie jeśli tak jak my, nie macie w rodzinie zbyt wielu amatorów czystej wódki. Dziewczęta sączyły kolorowe koktajle na dachu hotelu, chłopacy raczej postawili na whisky, a sam bar był bardzo integrującym miejscem.
• Podziękowania dla rodziców – z pomocą Loove.pl przygotowaliśmy filmik z rodzinnymi zdjęciami w roli głównej.
• Prezenty dla gości – nie wiem co mnie napadło, ale na tydzień przed ślubem topiłam mydło, dodawałam lawendę lub orzechy czy kawę i odlewałam małe mydełka w kształcie serduszek.

Msza odbyła się o 14:00, nasz "obiad" na 80 osób miał trwać gdzieś do 21:00, skończył się chyba koło 23:00, a później jeszcze w małym gronie siedzieliśmy na dachu i patrzyliśmy na spadające Perseidy pijąc drinki. Było cudownie! 

Impreza w plenerze (nie lubię nazywać tego poprawinami, bo dla nas to było bardziej wesele)
Organizowaliśmy ją na ostatnią chwilę, bo nie mieliśmy wcześniej czasu. Około 150 osób.

- Współorganizatorzy
Wypadały wtedy urodziny mojego szwagra, więc połączyliśmy imprezy i dodatkowo świętowaliśmy jego 30stkę.

- Miejsce
Ośrodek PTTK Janowo "Na szlaku Brdy" – ośrodek wczasowy w lesie, nad rzeką, zarządzany od kilku miesięcy przez cudownych młodych ludzi – Agatę i Radka, którzy stawali na głowie, żeby przywrócić to miejsce do formy. Jakiś miesiąc przed naszą imprezą, znajomi organizowali tam festiwal muzyczny "Boski fest", co znacznie ułatwiło nam organizację naszego wydarzenia. W miarę możliwości pomagaliśmy im w przygotowaniach, a oni nam.
Jeśli chodzi o opcję awaryjną na wypadek złej pogody – to w sumie jej nie było. Założyliśmy, że pogoda musi być i szczęśliwie trafiła nam się idealna!

- Dekoracje
W dużym skrócie – hand-made by moja siostra i ja J. A nasi mężowie uwijali się z ustawianiem baru, robieniem stolików z palet, czy wieszaniem na drzewach lampek.

- Jedzenie i picie
Grill (kiełbasy, karkówka, pieczywo), inne zakąski i ciasta domowej roboty.  Hitem okazała się zorganizowana przez moją siostrę grochówka z kuchni polowej. Do picia mieliśmy duuuuużo piwa w beczkach – nalewak z samoobsługą.

- Atrakcje
 Cudem Marcin zorganizował za symboliczną opłatą profesjonalne nagłośnienie i oświetlenie.
Inne: dwie piniaty pełne słodyczy (zrobiliśmy zawody którą pierwszą uda się rozbić, a dzieciaki jak małe odkurzacze zbierały wszystkie słodkości), frisbee, badminton, taśmy do nauki chodzenia po linie, wielkie ognisko nad rzeką, a poza tym mój mąż spełnił moją absurdalną zachciankę i załatwił nam ZAMEK DMUCHANY! Skakałam nawet razem z moimi rodzicami! :D 

- Pierwszy taniec
Zgrabnie ominęliśmy ten niezręczny moment, ponieważ na obiedzie nie było żadnych tańców, a na imprezie drugiego dnia już po cichu nie przyznawaliśmy się, że to pierwszy taniec ;)

Przede wszystkim chcieliśmy dostosować ten dzień do nas, a nie nas do tego dnia.
Ostatecznie przeżyliśmy, zachowaliśmy resztki zdrowia psychicznego i przede wszystkim zostaliśmy małżeństwem! 

Co było niepoprawne: 
- ślub o 14:00, później obiad do wieczora, kolejnego dnia impreza w plenerze,
- luźne podejście do szukania sukni ślubnej, czy dodatków,
- ślubu udzielał nam ksiądz, który udzielał ślubu moim rodzicom i siostrze,
- najważniejsze decyzje podejmowaliśmy tylko we dwójkę, prawie wszystko opłacaliśmy sami (co nie było łatwe dla dwójki pracujących studentów),
- nietypowe atrakcje: zamek dmuchany, slackline, piniaty i inne takie,
- pierwszy taniec (bez przyznawania się) na imprezie drugiego dnia w swetrze i jeansach.
Reszta wydaje mi się być całkiem normalna ;) 


Rada: 
Jeśli nie traci się z oczu najważniejszego (czyli siebie nawzajem), to wszystko się jakoś uda. Drobnostkami nie ma co się przejmować, bo i tak nikt tego nie zauważy poza Panną Młodą, a jeśli nawet, to co z tego?

Fotografowie: Anksfoto (przygotowania, ślub, obiad, impreza), Paweł Malinowski (wieczór panieński, impreza)
Suknia ślubna: Mia Lavi
Makijaż: Karolina Kępka
Miejsce: Hotel Sepia (Mercure Bydgoszcz), Ośrodek PTTK "Na szlaku Brdy"
Tort i słodki stół: Cukiernia Sowa 


























































Kilka słów od NPM:
Julia nie trafiła do GNPM... tradycyjnie. Nie czytała mojego bloga przed ślubem, nie spotkałyśmy się na żadnej ślubnej grupie na facebooku, a emaila zaczęła od "Trafiłam na Twojego bloga przez przypadek". Przypadek zawdzięczany jednemu kliknięciu i temu, że ja polubiłam jedno z jej ślubnych zdjęć, a ją rozbawiło, że jej ulubione zdjęcie na dmuchanym zamku zostało polubione przez Niepoprawną Pannę Młodą :)
Jakie jest Wasze wrażenie po przeczytani historii Julii?  U mnie to: Jak ona jest cudownie normalna! Jak szalenie podoba mi się jej podejście, jej luz i takie Juliowe "im gorzej organista grał, tym bardziej mi się chciało śmiać ;)". Jak widać - nic nie może się nie udać przy dobrym nastawieniu :) Rewelacyjnym pomysłem jest rozłożenie "wesela" na dwie części: bardziej oficjalną dla rodziny i mniej zobowiązującą dla wszystkich. Zwłaszcza tą drugą: z piniatami, nauką chodzenia po linie i wspomnianym już wcześniej dmuchanym zamkiem! 
Zwróćcie uwagę na jeszcze jedno zdanie z relacji J: "Wypadały wtedy urodziny mojego szwagra, więc połączyliśmy imprezy i dodatkowo świętowaliśmy jego 30stkę.". Ykhm... dobrze obstawiam, że 95% Panien Młodych wpadłoby w historię przy pomyśle współdzielenia ICH DNIA z kimś innym? A ona nie i to mnie zachwyca :)
Julio, jesteście cudowni!!!!!

1 komentarz:

  1. No i takie coś mi się podoba! Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach pary organizując ślub i wesele chcą po prostu wystawić super imprezę, którą każdy będzie podziwiał i wspominał a zapomnają, co tak na prawdę jest istotą tego dnia... Fajna odmiana, no i jaka piękna para! Pan młody jak model z jakiegoś magazynu :)

    OdpowiedzUsuń