poniedziałek, 19 lutego 2018

"To ty byłaś na WedCampie", czyli krótkie podsumowanie WedCamp II :)

Fot. Bartek Płuska Fotografia
Z każdym kolejnym razem... No dobrze, po dwóch to trochę szukanie prawidłowości na siłę, ale niech mi będzie ;) Za każdym razem wracam z poczuciem, że WedCamp to ewidentnie kolonia dla branży ślubnej. Tu na serio wszystko działa jak na kolonii! Takiej na której możesz oderwać się od codzienności i spożytkować czas w ulubiony sposób. Tańcząc, pływając, śmiejąc się, rozmawiając i gapiąc się na ludzi (mi się w tym roku wyjątkowo fajnie gapiło na pary!) ;)
Marzy się Wam WedCampowa koszulka? Możecie taka kupić - o tu.

"To ty byłaś na WedCampie?", czyli kolonia, integracja i ludzie
Ile wiadomości zaczynających się od słów "To Ty byłaś na WedCampie..." dostaliście po powrocie do domu? Ja w tym roku tylko trzy ;) I wcale mnie to nie zaskoczyło. To wydarzenie na którym jedni ludzie magicznie znikają w tłumie, a do drugich ustawiają się kolejki.
A Wy, jak spędziliście ten czas? Staliście w kolejkach, magicznie znikaliście czy trzymaliście się grona znajomych ludzi/branży ze swojego miasta?
Rok temu biegałam, rok temu ustawiałam się w kolejkach, rok temu nie pozwoliłabym sobie wyjechać z poczuciem, że nie udało mi się z kimś z mojej listy zamienić choć dwóch zdań. Takie wyzwanie, które dawało satysfakcję, ale i męczyło (bo mam wewnętrzny limit na przedstawienie się: "Hej. Jestem Milena, z bloga NPM.", rok temu totalnie go nadwyrężyłam). Najlepszy patent na poznanie największej ilości ludzi? Sprawdzić kto będzie obecny, a potem każdemu napotkanemu człowiekowi mówić: "Jeszcze X chce poznać." i sprawa się załatwia sama, serio ;) W tym roku odpoczywałam, bo przecież... jeśli człowiek już nie poznaje ludzi (Monika, ponownie, wybacz!), to znak, że zna już zbyt wiele osób ;)
W tym roku podeszłam do wydarzenia jak do wszystkich moich wyjazdów kolonijnych, z myślą - będę siedzieć tam, gdzie mi będzie najwygodniej. Całkiem niezła taktyka, bo nawet wylądowałam kilka razy w fotobudce (mam teorię sugerującą, że "upokarzać" (zrozumcie żart, proszę!) w fotobudce można się tylko z wybranymi osobami, nie każdym, haha). Poznałam Monikę i Michała z którymi spędziłam większość wyjazdu (tym razem potwierdziły się moje dwie teorie: 1) fajni ludzie piszą fajne emaile, 2) najfajniejsza część branży ślubnej jest z Wrocławia, to już tradycyjny wniosek po WedCampie ;) ), z Kasią obejrzałam zdjęcia z Tajlandii (to był jedyny punkt na liście must do) i dzięki jej Pawłowi rozbudowałam listę seriali do obejrzenia (auć!), a na śniadaniu wylądowałam w najwłaściwszym gronie (i po raz drugi, też tradycyjnie ;), z Liskami).

Coś najważniejszego :)
Wiecie co w takich spotkaniach lubię najbardziej? To, że mogę po nich zostać z myślą: "Ale te panny młode mają farta trafiając na takich ludzi  ;) ". A wcale nie jest o to ławo, bo tu człowiek styka się z drugą stroną medalu. Z osobami, które na chcą ze swojej pracy czuć frajdę, a co za tym idzie – moc wybierać i wybrzydzać. I to jest ok, jeśli idzie za tym poczucie, że zawsze trzeba być fair wobec drugiego człowieka. Tym bardziej mnie cieszy, że gdzieś miedzy wierszami czy w bezpośredniej rozmowie mogłam to słyszeć. Cieszę się, że dzięki Wam z taką myślą kończę. Dzięki Ani Ochockiej (i myśleniu nie tylko o sprzedaniu idealnej sukienki, ale i mentalnym wsparciu), dzięki Zaczarowane warkocze i Cuda niewidy (i takim dbaniu o klienta, że mi szczeka opada... i niektórym tez powinna ;)), dzięki Mistrzyni Ceremonii (i jej szukaniu chemii, która na weselu poczują wszyscy, bo przecież tak najlepiej działać).

Warszzztaty
Tak, byłam na kaligrafii. Tak, potwierdziło się, że jestem kompletnie niezdolna, niecierpliwa i zdecydowanie preferuję słuchanie niż tworzenie. Ale przywiozłam do domu skarb - o taki.

Kasia :)))
Nie będę powtarzać zachwytów z zeszłego roku, bo to trochę nuda. Kasiu, wiedz, że się ciągle zachwycam i stale doceniam :)
Czy coś bym jednak zmieniła? Naciskałabym na realizację jednego punktu programu, który gdzieś uciekł. Integracje w grupach, przeprowadzoną przez jednego trenera (jeśli będę miała okazję być z Wami za rok, to zgłaszam się jako chętna!), dla zainteresowanych i odważnych, taką niby stresującą i niby przerażającą (a wcale nie!), ale dającą możliwość powiedzenia "Hej! Jestem Milena i piszę o ślubach", a potem, tak w gratisie, "WOW, to Ty jesteś X, chciałam Cię poznać od dwóch edycji WedCampu, ale ciągle mi gdzieś znikałeś." ;) Ja sobie myślę, że warto, bardzo warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz