poniedziałek, 18 grudnia 2017

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Marta

Historia Marty:


O nas:
To było zakochanie od pierwszego wejrzenia, grom z jasnego nieba. Na przyjaźń i prawdziwą miłość trzeba było trochę poczekać. Poznaliśmy się mając niespełna 14 lat i wpadliśmy jak śliwka w kompot. Od tego czasu różnie bywało, ale otwarte serca, cierpliwość i dobre chęci sprawiły, że po 10 latach zaręczyliśmy się i podjęliśmy decyzję o ślubie. 12 lat od pierwszego "kocham Cię" ślubowaliśmy sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską...

Organizacja ślubu:
Początkowo nie chcieliśmy organizować wesela. Planowaliśmy krótkie przyjęcie dla najbliższej rodziny. Ale myśl, że taka okazja już się nie powtórzy nie dawała nam spokoju. Jako miesiąc naszego ślubu wybraliśmy czerwiec, ze względu na to, że oboje lubimy ciepło, przyrodę w rozkwicie, pełnię kolorów, piękne słońce. To był doskonały wybór. W tym roku początek czerwca był naprawdę ładny. W związku z zimną wiosną w czerwcu załapaliśmy się na majowy odcień zieleni na drzewach. Idealnie!
Organizacją ślubu zajęliśmy się od początku sami. Wir przygotowań bardzo przypadł mi do gustu. Mieliśmy konkretny plan, bliscy zaangażowali się w pomoc, ale na szczęście w większości spraw podzielali nasze zdanie i nikt nie próbował nam narzucać swojej wizji tego dnia. Miało być naturalnie i sielsko. Sezonowe kwiaty, świece, koronka, niewielki kościół, prosta sukienka i wianek we włosach. Nigdy nie marzyliśmy o typowym weselu, sukni na kole, blasku i tradycyjnych oczepinach. Rodziny mamy duże, więc listę gości tworzyliśmy w ten sposób żeby bawiły się z nami osoby, które są nam bliskie, a nie ludzie, których wypada zaprosić. Bawiło się z nami około 80 osób, rodzina i najbliżsi przyjaciele, ludzie bez których nie wyobrażaliśmy sobie tego dnia.
Zaczęliśmy przygotowania około 1,5 roku przed datą ślubu. Większość ślubnych wyborów przyszła nam łatwo. Pierwsza restauracja, którą obejrzeliśmy była strzałem w dziesiątkę. Równie łatwo przyszedł nam wybór fotografa. Podobnie było z pozostałymi usługodawcami. DJ i Barmanów poleciła nam Pani Manager z restauracji i cieszę się, że trafiliśmy na tak świetnych ludzi. W związku z tymi szybkimi wyborami przez prawie rok nie robiliśmy nic, bo było za wcześnie.
Wiele rzeczy postanowiliśmy przygotować własnoręcznie. W te przygotowania mocno zaangażowała się moja mama, pomogły nam również moje siostry. Rzeczy, które przygotowaliśmy samodzielnie to m.in. podziękowania dla gości, pudełko na obrączki, ciasta na słodki stół, poligrafię (poza zaproszeniami), drogowskaz ślubny, skrzynkę na życzenia, koszyczki ratunkowe oraz dekoracje poprawinowe. Z perspektywy czasu, wiem, że to był dobry pomysł. Co prawda wymagał sporo czasu, ale takie wspólne działania dają ogromną frajdę i pozwalają wspólnie spędzać czas, a kiedy na weselu widzisz zachwyt wśród gości – serce cieszy się jeszcze bardziej.

Dzień przed ślubem:
Najbardziej zabiegany dzień w całym ślubnym szaleństwie. Godzina 6 z minutami – przyjeżdżają pierwsi goście. Moi chrzestni rodzice, których nie widziałam od kilku lat, bo na co dzień mieszkają za granicą. Pierwsze łzy szczęścia przy powitaniu. Tak bardzo zależało mi na ich obecności i oto są. Śniadanie – to ostatnia spokojna chwila tego dnia. Całość ciast przygotowałyśmy z mamą i siostrami. Domowa manufaktura pracowała pełną parą od wtorku. Kończę babeczki, nadziewam je kremem i dekoruję truskawkami. Muszę bronić je przed podjadaczami. Około 11 zaczynamy mały maraton na trasie dom – restauracja. Zawozimy wszystkie ciasta, bagaże z rzeczami na poprawiny, menu, winietki i podziękowania dla gości. W tajemnicy przed rodzicami przemycamy zimne ognie, żeby mieli jutro niespodziankę. Zanim się obejrzymy trzeba pójść do kościoła, spowiedź, msza, próba przejścia przez kościół i dopełnienie wszystkich formalności – to czas kiedy można chwilę odetchnąć. Po powrocie z kościoła praca wre dalej, bo u nas na Kociewiu, panuje zwyczaj zwany polterabndt – impreza polegająca na tłuczeniu szkła i porcelany przed domem Panny Młodej w wieczór poprzedzający ślub. Rodzina, przyjaciele, znajomi oraz sąsiedzi przynoszą ze sobą szkło. Tłuczenie szkła symbolizuje pożegnanie dotychczasowego życia i ma przynieść Młodej Parze szczęście. Na Kociewiu tradycyjnie przygotowuje się poczęstunek dla przybyłych, a zadaniem Pana Młodego jest posprzątanie całego szkła. Impreza może trwać do północy. U nas skończyła się przed 23. Pozostało nam po prostu pójść spać.

Dzień ślubu:
Ja – najbardziej zorganizowana, ale przy tym nerwowa, płaczliwa i emocjonalnie podchodząca do wszystkiego osoba w rodzinie byłam przekonana, że w dniu ślubu będę płakać kilka razy i będę denerwowała się wszystkim. Ale sama siebie nie poznając byłam nad wyraz spokojna i zrelaksowana. Wstałam wcześnie, wszyscy jeszcze spali, zjadłam pożywne śniadanie, wykąpałam się, przygotowałam wszystkie ślubne akcesoria i nagle zrobiła się 8:15, a na 8:30 miałam być u fryzjera, a trzeba było jeszcze odebrać wianek z kwiaciarni. Zmiana planów, wianek odebrał Pan Młody już w trakcie mojej wizyty u fryzjera. Po powrocie przyszedł czas na makijaż. Makijażystka stwierdziła, że dawno nie malowała tak spokojnej i dobrze zorganizowanej Panny Młodej. Przyszła pora na małą chwilę wzruszenia, przeczytaliśmy listy, które do siebie wcześniej napisaliśmy. To były niezapomniane wrażenia. Przyjazd fotografa uświadomił mi, że to już za chwilę, już za moment, ale nadal byłam spokojna. Pani fotograf robiła zdjęcia detali, a ja siedziałam na fotelu i jadłam chleb z masłem i cukrem (kanapka o smaku dzieciństwa, zawsze takie robiła mi babcia :)). Przyjechał świadek Pana Młodego, chwilę po nim jego rodzice. Nawet widok poddenerwowanej czwórki rodziców nie robił na mnie wrażenia. Pan Młody ubrany, pora na mnie. Kiedy byłam gotowa wyszłam do ogrodu, w którym czekał na mnie Pan Młody. Widok szczęścia w jego oczach kiedy zobaczył mnie w sukni ślubnej – bezcenny. Później wszystko potoczyło się własnym rytmem. Krótka sesja zdjęciowa w ogrodzie z rodzicami, babcią i świadkami. Błogosławieństwo z podziękowaniem dla rodziców, które miało być kameralne, a odbyło się jednak w trochę większym gronie, ale i tak było uroczo. Było wzruszenie, był śmiech, było rozpakowywanie prezentów przez rodziców. Kontrola wyglądu i wyjazd do kościoła. Ślub przebiegał spokojnie, chociaż tak bardzo obawiałam się swojego wzruszenia. Sądziłam, że się rozkleję i ciężko będzie mi wypowiedzieć przysięgę. Ale o dziwo udało mi się zachować spokój i uśmiechać się szeroko oraz pewnym głosem powiedzieć przysięgę. Co prawda był moment, że czułam drżące nogi, a przy przysiędze serce biło mi jak szalone. Moja siostra czytała dla nas czytanie i gdyby nie to, że coś zaczęło burczeć w mikrofonie wszyscy byśmy płakali, a że sytuacja nas zaskoczyła udało się wysłuchać czytania do końca z radosnymi oczami. Jeszcze kiedy na koniec ceremonii zespół zagrał  "Ave Maria" jak z "U Pana Boga za piecem"  broda drżała mi ze wzruszenia.

Wesele:
Po wejściu do restauracji zaparło mi dech w piersiach. Dekoracje były śliczne, takie o jakich marzyliśmy. Szczególnie dekoracja naszego stołu, na którym leżał piękny koronkowy obrus skradła moje serce. Wszystkie elementy, które wykonaliśmy sami pasowały jak ulał i tym bardziej się cieszyliśmy. Aż mi wstyd, że tak zachwycam się własnym weselem :) Szczegółowy opis wesela sobie podaruję, chyba nikt by nie przetrwał czytania całości, bo i tak strasznie się rozpisałam. Powiem tylko, że bawiliśmy się przednio, jedzenie było wyśmienite, a podanie tortu o 20 było bardzo dobrym pomysłem. Pierwszy taniec zatańczyliśmy do "Rzuć to wszystko co złe" Zbigniewa Wodeckiego, fragment tej piosenki jest również wygrawerowany na naszych obrączkach. Przed podaniem szynki DJ zagrał "Taniec Hula" z Króla Lwa (kto tak jak ja kocha Timona i Pumbę, ten wie :)). Niespodzianką dla rodziców było rozpalenie przez gości iskierek miłości – zimnych ogni, i nasze wspólne przejście  z rodzicami pod szpalerem światełek oraz wspólny taniec. Oczepiny, których początkowo miało nie być zorganizowaliśmy w nietypowy sposób. Zauroczona wstążkową alternatywą, którą zobaczyłam na blogu u Mileny postanowiłam wprowadzić ten pomysł w życie. Kawalerowie natomiast losowali kluczyki do kłódki, którą zamknięty był koszyk z muszką Pana Młodego. Zabawy zostały odebrane bardzo pozytywnie, goście chwalili ten pomysł jako sympatyczny, oryginalny i kreatywny. Nikt nie uciekał, a nawet więcej, każdy chciał wygrać. Oprócz tego zorganizowaliśmy test zgodności oraz konkurs, w którym zadaniem było odgadnięcie jak największej ilości piosenek z polskich seriali i filmów. Kapitanami drużyn byli nasi tatowie, a zabawa przyniosła ogrom emocji.

Poprawiny:
Poprawiny odbyły się w naszym ogrodzie i mimo, że przed południem padał deszcz, to później się wypogodziło i mogliśmy świętować na świeżym powietrzu. Był relaks, były pyszności z grilla, domowa lemoniada i ognisko z pieczeniem kiełbasek, a nawet śpiewy. Były pogaduchy, były zabawne zdjęcia w fotoramce. To był wesoły dzień. Tego dnia polska drużyna piłkarska grała z Rumunią, goście śledzili wynik, powstał nawet plan organizacji strefy kibica, zabrakło tylko projektora :)

Podsumowując:
Były chwile wzruszenia, ale było dużo momentów, które bardzo mnie cieszyły. To był naprawdę piękny dzień, który z pewnością będziemy długo wspominać. Piękna ceremonia w małym, nastrojowym kościółku wypełnionym bliskimi nam osobami. Wspaniałe wesele, i ogromna radość. Goście z różnych regionów Polski bardzo dobrze się zintegrowali, a miks ślubnych tradycji i zwyczajów dał naprawdę dobry efekt. To najbardziej pozytywne emocje, których doświadczyłam. Nareszcie poślubiłam mężczyznę moich marzeń w otoczeniu bliskich osób i w bardzo pozytywnej atmosferze – tych uczuć nie da się opisać się słowami. Trzeba to przeżyć.

Co było niepoprawne?
- Kolorowe dodatki Pana Młodego (skarpety, mucha).
- Welon zdjęłam w drodze z kościoła do restauracji, a buty zmieniłam na prawie płaskie sandałki jeszcze przed pierwszym tańcem. Sukienkę ubrudziłam przed ceremonią podczas sesji w ogrodzie. Cóż, trawa farbuje ;), ale tego jak czarna była rano po weselu nic nie przebije.
- Moja biżuteria to stare, złote kolczyki pożyczone od mamy i  dwie bransoletki, jedną z nich dostałam od męża na ostatnie urodziny.
- Podziękowania dla rodziców – wręczenie prezentów i  podziękowania odbyły się w domu, w trakcie błogosławieństwa. Zatańczyliśmy do "Nie ma jak dom" Grażyny Łobaszewskiej. Rodzice w prezencie dostali zaproszenia do teatru muzycznego, fotoksiążki z naszymi zdjęciami z sesji narzeczeńskiej, a oprócz tego filiżanki z zabawnymi napisami oraz wzruszające bawełniane chusteczki dekoracyjne od Mocem.
- Jenga jako księga gości.
- Dużo rzeczy wykonaliśmy samodzielnie (m.in. save the date, menu, winietki, podziękowania dla gości, ślubny drogowskaz, dekoracje na poprawiny, sznury świetlne, pudełko na obrączki, ciasta na słodki stół, wieszaki z napisami, pudełko do jengi).
- Strefa relaksu z leżakami dla zmęczonych.
- Poprawiny w ogrodzie.
- Alternatywne oczepiny.
- Nasza playlista była pozbawiona disco polo. Na weselu był jednak blok muzyczny z dedykacjami i dosłownie kilka piosenek wkradło się na życzenie gości.
Nasz ślub i wesele nie były wcale, aż tak niepoprawne, były po prostu bardzo nasze, przeżyliśmy je po swojemu. I nikt się o nic nie obraził, a nawet więcej, usłyszeliśmy kilkukrotnie "jak będziemy brali ślub przyjdziemy Was prosić o pomoc w organizacji". To największy komplement dotyczący wesela jaki mogliśmy usłyszeć.

Rady dla przyszłych Panien Młodych:
- Weźcie buty na zmianę, ja miałam przygotowane aż 3 pary ;)
- Działajcie według harmonogramu, planujcie, notujcie, twórzcie listy. Polecam stworzyć sobie notatnik i mieć wszystko w jednym miejscu.
- Zaplanujcie budżet i notujcie wydatki. Dzięki temu będziecie dużo spokojniejsi.
- Najważniejsi tego dnia jesteście Wy i Wasza miłość. Nie warto się kłócić, przede wszystkim ze sobą nawzajem, ale też z bliskimi, którzy być może mają inną wizję Waszego ślubu niż Wy. Pielęgnujcie czas narzeczeństwa, chodźcie na randki, spacery, trzymajcie się za ręce. To wspaniały czas i wykorzystajcie go najlepiej jak się tylko da.
- Wpisując prośbę o potwierdzenie przybycia na zaproszeniach weźcie pod uwagę zapas czasowy i nie krępujcie się pytać jeśli ten czas już upłynął.
- Nie stresujcie się! Wiem, że łatwo powiedzieć, ale nawet jeśli będą jakieś wpadki to pewnie tylko Wy je zauważycie i będzie co wspominać w przyszłości. Czerpcie z tego dnia pełnymi garściami. Cieszcie się nim i ludźmi, którzy są tam dla Was.
- Uśmiechajcie się!
- Podczas wyboru świadków zwróćcie uwagę, aby były to osoby otwarte, kontaktowe i zorganizowane. Są tego dnia krok za Wami i pomagają w naprawdę wielu sprawach.
- Zorganizujcie first look sam na sam, to naprawdę niesamowite emocje.
- Pamiętajcie, że pozytywna energia zaraża i jeśli Wy będziecie się w pełni cieszyć tym dniem, jeśli w jego organizację włożycie swoje serce, to goście docenią całokształt.

Zdjęcia z przyjęcia poprawinowego: archiwum prywatne
Miejsce: Moja Weranda
Napis LOVE: Literowe Inspiracje
Papeteria: W cudzysłowie
Suknia: projekt własny, wykonanie Place for Dress
Samochód: szwagier szwagra :)
Topper na tort: Ślub w dechę
Dodatki Pana Młodego: spinki, mucha, szelki, skarpety
Kwiaty: Pobłoccy

























































Kilka słów od NPM:
Marta jest jedną z tych panien młodych, które gdzieś w trakcie przygotowań do ślubu i już po udało mi się poznać odrobinę lepiej. Jeśli spodobało się Wam podejście Marty do tego dnia, a co i w tym się kryje – do życia, możecie wpaść na dłużej do jej miejsca w sieci – na bloga Marta Naturalna.
Po co było top pierwsze zdanie? Aby podkreślić to co mi się podobało w tym ślubie i weselu – naturalność i sielskość, nie będąca jedynie modną stylizacją, ale czymś co do tej dwójki ludzi pasuje. Podkreśleniem tego, że ważni są ludzie, którzy  w tym dniu się pojawiają, domowe ciasta i drżąca broda. Nie musi być modnie, nie musi być niepoprawnie – musi być "zgodnie z nami". Nic więcej.
Zawsze jestem pełna podziwu dla zdolności (i pokładów cierpliwości) jakich wymaga DIY. I mój podziw rośnie z każdym kolejnym elementem jaki Marta wymieniała na liście samodzielnie stworzonych. Bo tego jest ogrom! Aż zazdroszczę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz