niedziela, 7 czerwca 2015

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Martyna

Historia Martyny:
Dziś, gdy już od ponad pół roku jestem szczęśliwą Niepoprawną Żoną postanowiłam wrócić pamięcią do tych pięknych chwil :)
Aby w pełni omówić naszą „nietypowość” musimy się cofnąć w czasie o jakieś 10 lat,  kiedy to zaczęła się nasza historia. Adam rodowity białostoczanin, ja – poznanianka. Adam lat 18, ja 17. Nasze drogi spotkały się w Górach Stołowych. Można by rzec: klasyczna „wakacyjna miłość”. Dwa tygodnie młodzieńczych szaleństw, każde z nas wróciło do swoich domów.
Zostały piękne wspomnienia i … dzielące nas 500 km. Po roku znajomości i kolejnym wakacyjnym spotkaniu postanowiliśmy, że na przekór wszystkim przeciwnościom losu będziemy razem! I tak kursowaliśmy do siebie przez 7 lat i jak to w życiu - bywało lepiej i gorzej. Teraz, gdy od trzech lat mieszkamy ze sobą nie wiem jak wytrzymaliśmy tą rozłąkę, ale wiem jedno – dzięki temu bardzo doceniamy każdą chwilę w której jesteśmy razem.
I tak też po siedmiu latach kursowania na trasie Poznań – Białystok ulokowałam się na końcowym przystanku tej podróży. Towarzyszyły temu skrajne emocje - z jednej strony nieopisana radość, że w końcu jesteśmy na 100% razem, z drugiej całe moje dotychczasowe życie zostało w Poznaniu. Czego się nie robi z miłości! A tęsknota za rodziną i przyjaciółmi? Żyjemy w XXI wieku! Życie co prawda zweryfikowało niektóre znajomości, ale z rodzicami rozmawiam częściej niż kiedy mieszkaliśmy pod jednym dachem :) A Adam w związku z tym, że swoje życie towarzyskie w Białymstoku budowałam od podstaw, poza przyjacielem stał się również moją przyjaciółką, jakkolwiek by to nie brzmiało :D
Do rzeczy!
Zdecydowaliśmy, że ślub weźmiemy w Białymstoku, czyli „niepoprawnie” porzuciłam swoją rodzimą poznańską parafię :) Uznaliśmy, że organizacja wesela na odległość może być problematyczna. Chociaż organizacja na miejscu również okazała się nie lada operacją logistyczną - cała moja strona to goście przyjezdni, praktycznie z każdej strony Polski :) W toku przygotowań musieliśmy podjąć jeszcze jedną ważną decyzję, w związku z tym, że Adam jest prawosławny pozostawała kwestia: ślub w Kościele czy ślub w Cerkwi. Stanęło na drugiej opcji :) z której oboje byliśmy szalenie zadowoleni, zarówno od strony formalnej (procedura - nauki i zaświadczenia ograniczone do niezbędnego minimum), jak i symboliki ceremonii zaślubin – polecam się zapoznać, bo długo by tu pisać.
Wesele zaczęło się na dobrą sprawę dwa dni przed właściwym terminem :) Wtedy też przyjechali moi rodzice i świadkowie (podczas ślubu w Cerkwi każde z małżonków ma swoją parę świadków). W związku z tym, że zarówno ja jak i moja przyjaciółka - świadkowa jesteśmy florystykami oprawa kwiatowa ślubu i wesela była szczegółowo zaplanowana. Wraz z Asią z Poznania przyjechał cały samochód kwiatów :) W środę po obiedzie u moich teściów goście udali się do hotelu przy Sali weselnej.  My musieliśmy jeszcze szybciutko udać się na spotkanie z zaprzyjaźnionym fotografem, by nakręcić krótki filmik do podziękowań dla rodziców. Potem popędziliśmy na salę, żeby pomóc Asi w przygotowaniu dekoracji. Już po tamtym wieczorze wiedziałam, że mogę być spokojna o obsługę naszego wesela. Siedzieliśmy z moją mamą, świadkami i przyjaciółmi w oranżerii wijąc wianki na żyrandole, a przemiła kelnerka przynosiła nam co rusz jakieś smakołyki :). Do późna „instalowaliśmy” dekoracje na Sali.
Czwartek był równie pracowity: odbiór prezentów dla gości – małych sękaczy. Wizyta u kosmetyczki. Wizyta w Cerkwi wraz z rodzicami i świadkami, gdzie przeprowadziliśmy niejako „próbę”  ceremonii, a Kapłan pięknie wytłumaczył wszystkim, tak jak nam na spotkaniu w ramach nauk przedmałżeńskich, symbolikę całej ceremonii. Wieczorem znów wizyta na Sali, rozstawianie winietek i pozostałej poligrafii ślubnej. Witanie kolejnych przyjezdnych gości. Znów późny powrót do domu, ale na pełnym luzie, bez obaw o niewyspanie itp.  Jedyne co nas martwiło to pogoda, cały dzień mżył deszcz, było szaro- buro! Pozostała szybka lista rzeczy do zrobienia „na jutro” i spać.
I w końcu nastał ten dzień. Po przebudzeniu przywitało nas słońce! Byliśmy tak pozytywnie nakręceni, że jakoś nie było czasu na stres. Moim największym zmartwieniem było to żeby w tym wszystkim nie zapomnieć o jedzeniu. Ale nad tym dzielnie czuwała Asia z moją Mamą. No i się zaczęło… Adam zajął się przygotowaniem naszego ślubnego auta, a ja? Fryzjer, oczekiwanie na makijażystkę w domu, szybka kawa z Mamą i malowanie. Gdy w domu znów pojawiła się moja świadkowa w 100% gotowa, a Mama pojechała do hotelu się przebierać, to był znak, że trzeba się pomału szykować. Z racji tego, że przygotowywaliśmy się oboje w mieszkaniu teściów,  w szczytowym momencie w domu było tłoczno. Czas zaczął płynąć kilka razy szybciej niż zazwyczaj. Pojawił się fotograf, ja ze świadkową przygotowywałam się w jednym pokoju, Adam ze swoim świadkiem w drugim. Nadszedł czas na Błogosławieństwo. I tu spore zaskoczenie! Byłam święcie przekonana, że to moja Mama zaleje się łzami, a razem z nią ja, a tu niespodzianka – jako pierwszy wystąpił mój Tata, powiedział jedno słowo i zeszkliły mu się oczy i załamał głos, chyba dlatego, że oddawał  swoją jedyną córeczkę ;). Tu niespodzianek koniec bo wraz z nim popłakałam się i ja. Ale dzielnie wspierał mnie chrześniak Adama, dwuletni Kubuś, który całe Błogosławieństwo stał obok mnie i dzielnie trzymał za rękę! Bardzo doceniam jego wsparcie :)
Najśmieszniejszym momentem „przedślubnym”, który często wspominamy jest przejazd z domu do Cerkwi. Mieliśmy do pokonania niecałe 2 kilometry, a udało się stworzyć ciekawą historię! Wsiadając do samochodu Adam poczuł potrzebę spożycia miętówki/gumy,  jego świadkowa poczęstowała go Mentosem, jako dobry mąż wziął i dla mnie. W samochodzie dokonaliśmy konsumpcji, po czym stwierdziliśmy, że jeszcze na szybko trzeba się napić i będziemy gotowi. Świadek w samochodzie podał nam Coca-Colę! Adam popił, ja popiłam, po czym przypomniało mi się co się dzieje, gdy się wrzuci Mentosa do Coli :) Ale obyło się bez incydentów!
W oczekiwaniu pod Świątynią uśmiechy nie schodziły nam z twarzy, cieszyliśmy się, że widzimy wszystkich najbliższych nam ludzi, którzy postanowili z nami być w tym dniu. Sama Ceremonia przebiegła niesamowicie spokojnie, w dużej mierze dzięki Kapłanowi, który ją prowadził. Przywitał nas w drzwiach ciepłym uśmiechem, którym nas zaraził, kilka miłych słów i: „No to zaczynamy!”. Sama ceremonia zaślubin w Cerkwi robi ogromne wrażenie, przede wszystkim pięknie śpiewający chór, msza odprawiana w języku starocerkiewnym (w naszym przypadku najważniejsze modlitwy były czytane również po polsku ze względu na moją rodzinę)! Zwłaszcza, że 90% moich gości prawdopodobnie pierwszy raz było w Cerkwi, a chyba 100% pierwszy raz na ceremonii zaślubin :)
Życzenia po ceremonii, w końcu mogliśmy uściskać wszystkich naszych gości!
Niesamowicie miło było niemalże od każdego słuchać „Pięknie wyglądacie!”. Stwierdziliśmy, że chyba już nigdy w życiu tyle razy w ciągu jednego dnia nie usłyszymy :). W trakcie życzeń „zamiast kwiatów” zbieraliśmy pieniążki na białostockie Hospicjum dla dzieci, nasi goście bardzo pozytywnie zareagowali na tą akcję (Fundacja Pomóż Im – Nadzieja zamiast kwiatów), a my po dzień dzisiejszy ze wzruszeniem spoglądamy na dyplom, który dostaliśmy w podziękowaniu od Fundacji.
Goście wyruszyli na salę, my spokojnie udaliśmy się do samochodu i powoli wyruszyliśmy za nimi. Podczas powitania zagięła mnie moja Mama, co przeczuwałam już w drodze na salę, a zupełnie zapomniałyśmy na ten temat porozmawiać. Pytanie przy powitaniu „Co wybierasz chleb, sól czy Pana Młodego?” mnie oczywiście zagięło!  Ale jakoś z podpowiedzią dałam radę :)
Po pierwszym toaście zasiedliśmy do stołu, byłam niesamowicie głodna! Tak jak się spodziewałam obsługa nie zawiodła, wszystko było przygotowane perfekcyjnie, tak jak było ustalone, a może nawet lepiej! Z tego co pamiętam, że zjadłam i z relacji gości wiem, że jedzenie było cudowne! Duży komfort dawał nam też nasz zespół! Dzięki nim nie siedzieliśmy jak na szpilkach zastanawiając się czy to już tańczyć, czy już podziękowania dla rodziców itp. Oni nad wszystkim czuwali :) To dzięki nim i cudnej obsłudze Sali mogliśmy się swobodnie bawić na własnym weselu! Pierwszy taniec na spontanie, bez ćwiczeń, gdyż jesteśmy tancerzami bardzo amatorami (lubimy ze sobą tańczyć, ale nie odpowiadamy za wrażenia estetyczne), dlatego też stwierdziliśmy, że lekcje i układy dostarczą nam jedynie  niepotrzebnego stresu (ja to chyba nie zjadłabym rosołku :D). Tak więc zakręciliśmy się kilka razy w kółku stworzonym przez naszych gości i po chwili zespół zaprosił wszystkich, aby przyłączyli się do nas :D Polecam to wszystkim nietanecznym PM. Później zabawa zaczęła się na dobre! My krążyliśmy między parkietem, a stołami gości. Ogromną zaletą Sali jest parkiet oddzielony od części „biesiadnej”, jest to jednak szklane przepierzenie, więc mogliśmy swobodnie rozmawiać, ale widzieliśmy również parkiet i bawiących się gości. W koszt Sali wliczony był barman. Pani za barem wyczyniała drinkowe cuda, goście byli zachwyceni, życie towarzyskie przy drink barze kwitło :D
Kolejnym ważnym momentem było podziękowanie dla rodziców. Pierwotnie myśleliśmy o popularnych filmowych podziękowaniach, ostatecznie stworzyliśmy prezentację ze zdjęciami od dzieciństwa do chwili obecnej, której motywem przewodnim było hasło „Czego nauczyli nas rodzice?”. Prezentacja miała być bardziej śmieszna niż wzruszająca, dlatego na początku zawarliśmy kilka szlagierowych haseł, które każdy z nas jako dziecko usłyszał od swoich rodzicieli :) Wszystko wyszło zgodnie z planem, nie wyświetlił się jedynie filmik na końcu, ale to  szczegół, o którym tylko my wiedzieliśmy ;).  Jedyną naszą wtopą było to, że zapomnieliśmy w tym wszystkim o rocznicy ślubu moich rodziców, a właściwie to ze względu na to wybraliśmy właśnie tą datę :) nadrobiliśmy ten błąd nazajutrz.
Zabawa trwała do białego rana, sukcesywnie żegnaliśmy wychodzących gości w podziękowaniu wręczając im sękacze.
Nie planowaliśmy motywu przewodniego, wyszło nam chyba klasyczne wesele podlaskie :D Miejscowi goście pewnie nie byli niczym zaskoczeni, goście przyjezdni natomiast nie mogli się nachwalić jedzenia regionalnego, pięknych krajobrazów podlaskich. Wszyscy jednym głosem chwalili obsługę i zespół, my w 100% dołączamy się do pochwał. Momenty, gdy muzycy z instrumentami schodzili ze sceny do tańczących gości naprawdę robiły wrażenie.
Do pokoju dotarliśmy przed 5.30, noc poślubną zaczęliśmy od ciężkiej dla Adama procedury „odpakowania” Żony, no ale nikt nie mówił, że będzie łatwo :D. O 9 spotkaliśmy się z biesiadnikami na śniadaniu. Z poranka pamiętam jedynie to, że miałam niesamowicie obolałe stopy, bo do końca tańczyłam w butach, wiedziałam, że jak je ściągnę to już nie założę żadnych :D.
Później udaliśmy się na poprawiny, które zorganizowaliśmy już w innym miejscu, niedaleko Sali weselnej. Zależało nam na tym, żeby ten dzień spędzić na luzie z najbliższymi i nie ograniczać się czasem. Biesiadowaliśmy aż do poniedziałku :D
Nie dało się krócej :D 

Nietypowe/ niepoprawne: 
- Suknia ślubna kupiona po pierwszych przymiarkach, ponad rok przed ślubem, na przymiarki wybrałam się z najlepszą przyjaciółką – przyszłym Mężem :)
- Zaproszenia w formie pocztówek z Naszym zdjęciem, projektowane przez Nas.
-  Ślub dwuwyznaniowy w Cerkwi; Czworo świadków, świadkowa w ciąży bliźniaczej; najmłodszy gość weselny zasiadał przy naszym stole :)
- Oprawa florystyczna wesela tworzona przez nas i przyjaciół.
- Spontaniczny pierwszy taniec, w towarzystwie gości.
- Wspaniałe miejsce – Sala weselna – pięknie położona z profesjonalną obsługą i przepysznym jedzeniem w ilościach nie do przejedzenia!
- Genialny zespół, dzięki któremu na własnym weselu bawiliśmy się jak goście :)
- Dwudniowe poprawiny w formie agro-wczasów w gronie najbliższych :)

Rady dla przyszłych Panien Młodych: 
Chyba nie będę oryginalna jeśli napiszę, że nie ma się co stresować. Nauczona doświadczeniem mogę radzić, aby nie dokładać sobie niepotrzebnych stresów. Jeżeli nie jest się tancerzem wybitnym – odpuścić wyuczony układ, jeśli nie jest się oratorem – odpuścić mowy dziękczynne, można przecież je zastąpić inną formą podziękowań. Co jeszcze mogę radzić? Bawcie się i cieszcie tym dniem, tak aby potem wspominać go z uśmiechem od ucha do ucha i zastanawiać się skąd skołować budżet, żeby na rocznicę ślubu wyprawić kolejne wesele :)

Zdjęcia: Piotr Gromko

















Kilka zdań od NPM:
Wróć ;) Z pewnością obejrzeliście zdjęcia, ale czy przeczytaliście tekst? Jeśli nie, to odsyłam do lektury. Po przeczytaniu zdjęcia ogląda i rozumie się inaczej, jeszcze lepiej. I dopiero wtedy, tak jak ja, będziecie się szeroko do nich uśmiechać :D 
Rewelacyjnie czyta się o takiej rodzinnej współpracy w przygotowaniu wesela, wsparciu chrześniaka Pana Młodego, akcji zamiast kwiatów (uwielbiam i doceniam!)... Mnie brakowało przymiotników na opisanie tego co zobaczyłam i przeczytałam: jest rewelacyjnie, naturalnie, mega pozytywnie, rodzinne, po prostu PIĘKNIE :)
Martyno, trzymam kciuki za ten budżet na rocznicę. Bardzo mocno!!!

16 komentarzy:

  1. Aż się buzia cieszy jak się to czyta i ogląda :) Jednak zwróciłam też uwagę na dwie, bardzo istotne dla przyszłej PM rzeczy :) Przecudowna suknia i świetne buty Panny Młodej! Mogłabym wiedzieć, jaki to model sukni? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gala model Demeter, bodajże z 2013 roku. Do tego bolerko od modelu Zasta. Jakby co, to moja jest na sprzedaż ;-)

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedź :)

      Usuń
  2. Polecam przeczytać cały tekst.. świetna relacja:) Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękujemy za kciuki, ale do września niewiele czasu, ale może na którąś z kolei rocznicę się uda ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Martyna, a moge wiedziec skad takie piekne pudelko na obraczki? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Home made;-) pudełko kupiłam kiedyś przy okazji w Pepco, a później dorobiłam do niego poduszeczkę i napisy;-) ale piękne pudełka na obrączki można zamówić tam gdzie zamawiałam serduszka antypoślizgowe - poszukaj na Facebooku profilu Majlaf ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale mnie przyłapałaś na obejrzeniu zdjęć i nieprzeczytaniu opisu! No to wracam ;)
    Zaintrygowały mnie korony!!! Jaki to obrządek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://www.slubclick.com/report/slub-prawoslawny-przebieg-ceremonii.html
      :)

      Usuń
  7. Prawosławie, tekst fakt... Przydługi;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Z zaciekawieniem przeczytałam całą piękną historię, to ja byłam tą panią z obsługi, która nakarmiła rodziców i świadków smakołykami na dzień przed ślubem, na weselu też byłam i widziałam piękną parę młodą, przemiłych gości i cudowne dekoracje :) bez wątpienia to było wyjątkowe wydarzenie :) pozdrawiam cieplutko ! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I chyba nie wiem co Ci napisać, bo brakuje mi ładnych słów. Może tylko... wywołuj uśmiech i zaskakuj tak pozytywnie ludzi nadal (i niech karma wraca) :)

      Usuń
  9. O proszę. Podlasie zawitało na NPM ;) Fajnie zobaczyć nasz Supraśl na Twoim blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej, super reportaż! Czy mogłabym prosić o jakiś kontakt do Panny Młodej? Jestem w podobnej sytuacji, za niecały rok biorę slub w cerkwii, a jestem wyznania katolickiego i mam parę pytań co do formalności z tym związanych. Proszę o pomoc!
    Ps. Też jestem z Poznania, narzeczony to prawdziwy Podlasiak i wbrew tradycji ślub i wesele na Podlasiu:))) tylko rok wytrzymalismy na odległość, także PODZIWIAM!

    OdpowiedzUsuń