Historia
Kasi:
Normalny
ślub w Suwałkach
Poznaliśmy
się pięć i pół roku przed zaręczynami. Wiedzieliśmy oboje, że chcemy być razem
i że weźmiemy kiedyś ślub. Dlatego rozmawialiśmy o tym już długo przed
zaręczynami.
Datę
wyznaczyła nam siostra z antypodów – szczęśliwie prawie dokładnie rok po zaręczynach.
Z tematyką
ślubną byliśmy już trochę zaznajomieni – nasi przyjaciele brali ślub przed
nami. Wiedzieliśmy, że nie chcemy zarówno balu w hotelowej sali bankietowej,
jak i potańcówki w remizie, fraków, tiulów, balonów, gołąbków…
Dlaczego
warto o nas napisać? Bo nigdzie w sieci nie można znaleźć opisów suwalskich
wesel! Dlatego we wpisie chcielibyśmy polecić ludzi, z którymi
współpracowaliśmy przy organizacji imprezy.
Zdecydowaliśmy
się na ślub w parafii pana młodego, co spowodowało masę pytań i
zdziwień. Kierowały nami względy finansowe, liczba członków rodziny i piękne
okoliczności przyrody. Impreza odbyła się w Suwałkach i bardzo to sobie
chwalimy. Dzięki temu musieliśmy oderwać się zupełnie od naszych codziennych
obowiązków, pracy i pojechać na kilka dni na Suwalszczyznę. Polecamy każdemu
wyjazdowe wesele (no może poza tym, że wszystko jest daleko i trudno się
załatwia…).
W związku z
tym, że żadne z nas nie mieszka w Suwałkach (to rodzinne miasto pana młodego),
nie mamy tam swojej parafii. Dzięki temu swobodnie wybraliśmy najładniejszy i
najlepiej zlokalizowany kościół w mieście, a przez wszystkie procedury
przeprowadził nas wspaniały ksiądz proboszcz. Problemy były za to w naszych
"macierzystych" parafiach. Grzęźliśmy w papierach, zbieraliśmy różne
zaświadczenia – koszmar. Do tego problemy z Poradnią Rodzinną – trudno znaleźć,
terminy odległe. Odbyliśmy też świetny kurs przedmałżeński u Redemptorystów
(sic!) w Toruniu. Rada? Załatwiajcie wszystko dużo wcześniej.
Sama
ceremonia była bardzo piękna. Najwspanialsze było to, że w oprawę mszy
zaangażowali się nasi bliscy. Psalm na nietypową melodię zaśpiewała nasza
koleżanka, a czytała siostrzenica Pana Młodego. Poza tym ksiądz bardzo ładnie
zaangażował rodziców.
Ubrania
Od razu
odrzuciliśmy dziwaczności – garnitur klasyczny, sukienka krótka. Wszystko poza
muchą szyte w Polsce. Zaszaleliśmy trochę z dodatkami – muchy szukaliśmy
strasznie długo, aż przyjechała do nas z Londynu (Mrs Bow Tie),
zamiast welonu był wianek (wymarzony od lat), do okrycia ramion – ramoneska, a
na pierwszy taniec założyliśmy trampki (przez większość wesela na moich nogach
na zmianę z ulubionymi, czarnymi butami do tańca, białe popsułam w pierwszej
godzinie wesela – miejcie wszystko na zmianę).
Sala
Udało nam
się znaleźć prostą salę i dzięki temu, że dokładnie powiedzieliśmy (mówcie o swoich oczekiwaniach, egzekwujcie to, na co się umawialiście, bądźcie
zadowoleni) jakie chcemy serwetki, obrusy i pokrowce, nie było żadnych
problemów, wyglądała, jak chcieliśmy. Dekoracje robiliśmy po kosztach i były
wynikiem wielu rozmów z florystyką (ewart). Dzięki temu
ustawiliśmy kwiaty w butelkach do piwa, a na stołach leżał żywy bluszcz.
Numerki na stoły zrobił ojciec panny młodej, a zamiast coolerów użyliśmy
osłonek na doniczki z Ikei (sala nie miała, profesjonalne dużo kosztują i
błyszczą – to nie pasowało do dekoracji). Miało być tanio i po naszemu – udało
się.
Nietypowe:
- Typowe-nietypowe – nasza impreza naprawdę była trzydniowa,
bo nasi znajomi przyjechali wcześniej i wyjechali później. Mieliśmy wszystkich
na miejscu. To było super.
- Oboje bardzo się zaangażowaliśmy w organizację imprezy. Po
stolacie i toaście, gdy dziękowaliśmy gościom za przybycie Pan Młody
powiedział, że włożyliśmy w to tak dużo serca, że nikogo przed ranem nie
wypuścimy!
- Pierwszy taniec – rock’n’roll – w trampkach i bez
marynarki do kawałka "Dwudziestolatki".
- Brak rzucania bukietem – wybór nowej pary młodej drogą
eliminacji (Niech na parkiecie zostaną pary, które…). Rzucałam tylko dla żartu
do zdjęcia z koleżankami. Generalnie chcieliśmy uniknąć kłopotliwej sytuacji,
kiedy nową parą młodą zostają dwie nieznające się, nietańczące, nieśmiałe
osoby.
- Bukiet był zamówiony i wybrany przez Pana Młodego. Zupełna
niespodzianka.
- Jedzenie – część przystawek i ciasta zrobione przez tatę
pana młodego, a do tego szwedzki stół – demonizowany (goście nie będą mieli co
jeść, starsze osoby będą się wstydziły…) sprawdził się bardzo dobrze i jedzenie
się nie marnowało, nic nie zalegało na stołach.
- Ślub w parafii pana młodego.
- Błogosławieństwo bez kropienia wodą święconą, całowania
krzyża i klękania, wyprosiliśmy wtedy fotografów.
- Podziękowania dla rodziców – podczas "błogosławieństwa" podziękowaliśmy rodzicom w kameralnej atmosferze i podarowaliśmy im pamiątkowe drobiazgi,
później podziękowaliśmy oficjalnie (nie spodziewali się) i wręczyliśmy im
drzewka do zasadzenia w ogrodzie. Wszystko spontanicznie bez planowania i spisywanie
mów.
- Strona ślubna – świetne rozwiązanie, nie trzeba ciągle
wydzwaniać do wszystkich, by przekazać informacje.
- Lista prezentów – przydała się nam i gościom, dzięki niej
nie dostaliśmy nic niechcianego
- Samochód – nasze stare terenowe Daihatsu, połatane przed
imprezą na szybko.
- Zdjęcia rodziny i znajomych w dużej antyramie – taka
galeria ślubów, które były przed nami – ludzi z przyjemnością się tam
odnajdywali.
- Obrączki z przetopionego złotego złomu pozbieranego po
rodzinie. Zrobione z palladowego złota. Nie rysują się, mają srebrny kolor i
nie trzeba ich rodować.
Rady:
- NAJWAŻNIEJSZE: jest to, że dwoje ludzi się kocha i chce z
sobą być, nie baloniki, schabowe, wóda itp.
- Nie ma sensu się stresować i wymyślać sobie dokładnej
wizji wesela.
- Warto robić po swojemu, wtedy można się czuć swobodnie i
jest przyjemnie.
- Nie chcieliśmy disco polo, ale część rodziny NAPRAWDĘ nie
bawiła się przy niczym innym, zdecydowaliśmy się na kilka kawałków, DJ wyczuł
moment, kiedy trzeba było je puścić.
- Nie chcieliśmy dziwnych rekwizytów w fotobudce (bo to
obciach!), ale machnęliśmy na to ręką. Dzięki temu masa ludzi bawiła się
świetnie (TraFart – super obsługa)
- Księga gości jest super! Dużo ciekawych wpisów, rysunków i
życzeń.
- Grupowe tańce to najmniej żenująca i żałosna forma zabaw
weselnych – warto to zrobić. Nasz DJ stanął na wysokości zadania.
- Buty i ubrania na zmianę to super pomysł. Ja wykończyłam
białe ślubne buciki najpóźniej w drugiej godzinie wesela.
- Panno młoda znajdź sobie kogoś, kto umie sznurować gorset!
Moja mama nie miała pojęcia, tata miał złamaną rękę, uratowała mnie pani
fotograf.
Zdjęcia: Malarze w Parze






























Kilka słów od NPM:
Pierwszy raz mam okazję na blogu pokazać Wam polską Pannę Młodą w ramonesce. Coraz mniej osób boi się trampków i krótkich sukienek, ale czarna kurtka, tym bardziej do kościoła, lekko przekracza granice. Rewelacyjnie, że u Kasi się pojawia :)
Bardzo podoba mi się pomysł z "galerią ślubów" (chętnie bym tak "zawisła" na czyimś ślubie), bukiet "niespodzianka" (bo czy to nie tak powinno być?), terenowe auto i spooora lista bardzo praktycznych uwag :)