![]() |
ashdownandbee |
Doskonale rozumiem, że 98% Panien Młodych marzy o idealnym weselu. Nawet jeśli nie marzyły o tym od dziecka, to zabierając się za organizację tego "wyjątkowego dnia", chcą swój poświęcony na to czas "produktywnie" stracić. Dbają o piękne dekoracje, niepowtarzalną suknię, świetnych fotografów i operatorów kamery, spełniają przewidywane zachcianki i kaprysy gości... Ma być perfect ;)
I bardzo dobrze. Niech będzie perfect zgodnie z Waszą (Waszej dójki) definicją. Cieszcie się, bo to Wasz dzień. Niech goście się cieszą, jeśli od tego ma być uzależniona Wasza radość. Ale... nigdy nie zakładajcie, że ten dzień ma być najlepszym dniem z życia rodziny, że wszyscy muszą być zadowoleni (bo nie będą), że chcecie przebić wszystkie dotychczasowe (także te widziane w internecie) wesela. Nie porównujcie!!!! (za Małyszem: dwa dobre skoki, a nie dwa lepsze od innych) i nie róbcie nic dla niczyjej pochlebnej opinii. Bo takiej możecie się nie doczekać.
Dlaczego nie warto robić nic w celu zrobienia wrażenia na gościach (a jedynie na samej sobie)?
Bo goście mogą TEGO nie zauważyć. Tej czerwonej serwetki, tego menu, tego upominku na stole, nawet tego braku oczepin... Zajmą się jedzeniem, tańczeniem, rozmowami i potraktują to wesele jak każde z dziesiątek innych na których byli. Bo dla nich detale mogą nie zrobić różnicy.
Bo mogą TEGO nie pochwalić. Może im się to nie spodobać. Może są osobami, które uwielbiają się czepiać. Może nie maja w zwyczaju doceniać i chwalić. A może... pochwalą, będą się rozpływać nad Waszym talentem organizacyjnym, a po miesiącu stwierdzą, że wesele z disco polo i rozbijającymi się wujkami u Twojego kuzyna było o niebo lepsze. Cóż... takie życie ;)
Bo ZAWSZE ktoś zrobi lepsze wesele. W oczach innych gości, może kiedyś, obiektywnie, w Twoich oczach.
Bo to... stresujące. Bo to dodatkowa, niepotrzebna presja, bo to irytacja - przed, w trakcie i po. Bo to brak satysfakcji i dobrego samopoczucia. Bo to myśli "aj, mogłam to zrobić lepiej", "aj, jak to strasznie wyszło", "aj, bo ja taka niezdolna jestem...". I najważniejsze: bo to brak możliwości niczym niezakłóconego cieszenia się z faktu zostania żoną :)
Doskonale wiem, że można nie być ze wszystkiego zadowolonym, że można chcieć zmienić wiele rzeczy, ale... jeszcze lepiej zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej żyje się ze świadomością, że nie trzeba oczarować całego świata ;)