Historia Marty:
O nas:
To było
zakochanie od pierwszego wejrzenia, grom z jasnego nieba. Na przyjaźń i
prawdziwą miłość trzeba było trochę poczekać. Poznaliśmy się mając niespełna 14
lat i wpadliśmy jak śliwka w kompot. Od tego czasu różnie bywało, ale otwarte
serca, cierpliwość i dobre chęci sprawiły, że po 10 latach zaręczyliśmy się i
podjęliśmy decyzję o ślubie. 12 lat od pierwszego "kocham Cię" ślubowaliśmy
sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską...
Organizacja ślubu:
Początkowo
nie chcieliśmy organizować wesela. Planowaliśmy krótkie przyjęcie dla
najbliższej rodziny. Ale myśl, że taka okazja już się nie powtórzy nie dawała
nam spokoju. Jako miesiąc naszego ślubu wybraliśmy czerwiec, ze względu na to,
że oboje lubimy ciepło, przyrodę w rozkwicie, pełnię kolorów, piękne słońce. To
był doskonały wybór. W tym roku początek czerwca był naprawdę
ładny. W związku z zimną wiosną w czerwcu załapaliśmy się na majowy
odcień zieleni na drzewach. Idealnie!
Organizacją
ślubu zajęliśmy się od początku sami. Wir przygotowań bardzo przypadł mi do
gustu. Mieliśmy konkretny plan, bliscy zaangażowali się w pomoc, ale na szczęście
w większości spraw podzielali nasze zdanie i nikt nie próbował nam
narzucać swojej wizji tego dnia. Miało być naturalnie i sielsko.
Sezonowe kwiaty, świece, koronka, niewielki kościół, prosta sukienka i wianek
we włosach. Nigdy nie marzyliśmy o typowym weselu, sukni na kole, blasku i
tradycyjnych oczepinach. Rodziny mamy duże, więc listę gości tworzyliśmy w ten
sposób żeby bawiły się z nami osoby, które są nam bliskie, a nie ludzie,
których wypada zaprosić. Bawiło się z nami około 80 osób, rodzina i najbliżsi
przyjaciele, ludzie bez których nie wyobrażaliśmy sobie tego dnia.
Zaczęliśmy
przygotowania około 1,5 roku przed datą ślubu. Większość ślubnych wyborów przyszła
nam łatwo. Pierwsza restauracja, którą obejrzeliśmy była strzałem w dziesiątkę.
Równie łatwo przyszedł nam wybór fotografa. Podobnie było z pozostałymi
usługodawcami. DJ i Barmanów poleciła nam Pani Manager z restauracji i
cieszę się, że trafiliśmy na tak świetnych ludzi. W związku z tymi
szybkimi wyborami przez prawie rok nie robiliśmy nic, bo było za wcześnie.
Wiele
rzeczy postanowiliśmy przygotować własnoręcznie. W te przygotowania mocno
zaangażowała się moja mama, pomogły nam również moje siostry. Rzeczy, które
przygotowaliśmy samodzielnie to m.in. podziękowania dla gości, pudełko na
obrączki, ciasta na słodki stół, poligrafię (poza zaproszeniami), drogowskaz
ślubny, skrzynkę na życzenia, koszyczki ratunkowe oraz dekoracje poprawinowe. Z
perspektywy czasu, wiem, że to był dobry pomysł. Co prawda wymagał sporo czasu,
ale takie wspólne działania dają ogromną frajdę i pozwalają wspólnie spędzać
czas, a kiedy na weselu widzisz zachwyt wśród gości – serce cieszy się jeszcze
bardziej.
Dzień przed ślubem:
Najbardziej
zabiegany dzień w całym ślubnym szaleństwie. Godzina 6 z minutami –
przyjeżdżają pierwsi goście. Moi chrzestni rodzice, których nie widziałam od
kilku lat, bo na co dzień mieszkają za granicą. Pierwsze łzy szczęścia przy
powitaniu. Tak bardzo zależało mi na ich obecności i oto są. Śniadanie – to
ostatnia spokojna chwila tego dnia. Całość ciast przygotowałyśmy z mamą i
siostrami. Domowa manufaktura pracowała pełną parą od wtorku. Kończę babeczki, nadziewam
je kremem i dekoruję truskawkami. Muszę bronić je przed podjadaczami.
Około 11 zaczynamy mały maraton na trasie dom – restauracja. Zawozimy wszystkie
ciasta, bagaże z rzeczami na poprawiny, menu, winietki i podziękowania
dla gości. W tajemnicy przed rodzicami przemycamy zimne ognie, żeby mieli jutro
niespodziankę. Zanim się obejrzymy trzeba pójść do kościoła, spowiedź, msza,
próba przejścia przez kościół i dopełnienie wszystkich formalności – to czas
kiedy można chwilę odetchnąć. Po powrocie z kościoła praca wre dalej, bo u
nas na Kociewiu, panuje zwyczaj zwany polterabndt – impreza polegająca na
tłuczeniu szkła i porcelany przed domem Panny Młodej w wieczór poprzedzający
ślub. Rodzina, przyjaciele, znajomi oraz sąsiedzi przynoszą ze sobą szkło.
Tłuczenie szkła symbolizuje pożegnanie dotychczasowego życia i ma przynieść
Młodej Parze szczęście. Na Kociewiu tradycyjnie przygotowuje się poczęstunek
dla przybyłych, a zadaniem Pana Młodego jest posprzątanie całego szkła. Impreza
może trwać do północy. U nas skończyła się przed 23. Pozostało nam po prostu
pójść spać.
Dzień ślubu:
Ja –
najbardziej zorganizowana, ale przy tym nerwowa, płaczliwa i emocjonalnie
podchodząca do wszystkiego osoba w rodzinie byłam przekonana, że w dniu ślubu
będę płakać kilka razy i będę denerwowała się wszystkim. Ale sama siebie nie
poznając byłam nad wyraz spokojna i zrelaksowana. Wstałam wcześnie, wszyscy
jeszcze spali, zjadłam pożywne śniadanie, wykąpałam się, przygotowałam
wszystkie ślubne akcesoria i nagle zrobiła się 8:15, a na 8:30 miałam być u
fryzjera, a trzeba było jeszcze odebrać wianek z kwiaciarni. Zmiana planów,
wianek odebrał Pan Młody już w trakcie mojej wizyty u fryzjera. Po
powrocie przyszedł czas na makijaż. Makijażystka stwierdziła, że dawno nie
malowała tak spokojnej i dobrze zorganizowanej Panny Młodej. Przyszła pora na
małą chwilę wzruszenia, przeczytaliśmy listy, które do siebie wcześniej
napisaliśmy. To były niezapomniane wrażenia. Przyjazd fotografa uświadomił mi,
że to już za chwilę, już za moment, ale nadal byłam spokojna. Pani fotograf
robiła zdjęcia detali, a ja siedziałam na fotelu i jadłam chleb z masłem i cukrem
(kanapka o smaku dzieciństwa, zawsze takie robiła mi babcia :)). Przyjechał świadek Pana
Młodego, chwilę po nim jego rodzice. Nawet widok poddenerwowanej czwórki
rodziców nie robił na mnie wrażenia. Pan Młody ubrany, pora na mnie. Kiedy
byłam gotowa wyszłam do ogrodu, w którym czekał na mnie Pan Młody. Widok
szczęścia w jego oczach kiedy zobaczył mnie w sukni ślubnej – bezcenny. Później
wszystko potoczyło się własnym rytmem. Krótka sesja zdjęciowa w ogrodzie z rodzicami,
babcią i świadkami. Błogosławieństwo z podziękowaniem dla rodziców, które miało
być kameralne, a odbyło się jednak w trochę większym gronie, ale i tak było
uroczo. Było wzruszenie, był śmiech, było rozpakowywanie prezentów przez
rodziców. Kontrola wyglądu i wyjazd do kościoła. Ślub przebiegał spokojnie,
chociaż tak bardzo obawiałam się swojego wzruszenia. Sądziłam, że się rozkleję
i ciężko będzie mi wypowiedzieć przysięgę. Ale o dziwo udało mi się zachować
spokój i uśmiechać się szeroko oraz pewnym głosem powiedzieć przysięgę. Co
prawda był moment, że czułam drżące nogi, a przy przysiędze serce
biło mi jak szalone. Moja siostra czytała dla nas czytanie i gdyby nie to, że
coś zaczęło burczeć w mikrofonie wszyscy byśmy płakali, a że sytuacja nas
zaskoczyła udało się wysłuchać czytania do końca z radosnymi oczami. Jeszcze
kiedy na koniec ceremonii zespół zagrał "Ave Maria" jak z "U Pana Boga za piecem" broda drżała mi ze wzruszenia.
Wesele:
Po
wejściu do restauracji zaparło mi dech w piersiach. Dekoracje były śliczne,
takie o jakich marzyliśmy. Szczególnie dekoracja naszego stołu, na którym leżał
piękny koronkowy obrus skradła moje serce. Wszystkie elementy, które
wykonaliśmy sami pasowały jak ulał i tym bardziej się cieszyliśmy. Aż mi wstyd,
że tak zachwycam się własnym weselem :) Szczegółowy opis wesela sobie podaruję, chyba nikt by nie przetrwał czytania całości, bo i tak strasznie się
rozpisałam. Powiem tylko, że bawiliśmy się przednio, jedzenie było wyśmienite, a
podanie tortu o 20 było bardzo dobrym pomysłem. Pierwszy taniec zatańczyliśmy
do "Rzuć to wszystko co złe" Zbigniewa Wodeckiego, fragment tej piosenki jest
również wygrawerowany na naszych obrączkach. Przed podaniem szynki DJ zagrał "Taniec Hula" z Króla Lwa (kto tak jak ja kocha Timona i Pumbę, ten wie :)). Niespodzianką dla rodziców
było rozpalenie przez gości iskierek miłości – zimnych ogni, i nasze
wspólne przejście z rodzicami pod
szpalerem światełek oraz wspólny taniec. Oczepiny, których początkowo miało nie być zorganizowaliśmy w nietypowy
sposób. Zauroczona wstążkową alternatywą, którą zobaczyłam na blogu u Mileny postanowiłam
wprowadzić ten pomysł w życie. Kawalerowie natomiast losowali kluczyki do
kłódki, którą zamknięty był koszyk z muszką Pana Młodego. Zabawy zostały
odebrane bardzo pozytywnie, goście chwalili ten pomysł jako sympatyczny,
oryginalny i kreatywny. Nikt nie uciekał, a nawet więcej, każdy chciał wygrać.
Oprócz tego zorganizowaliśmy test zgodności oraz konkurs, w którym zadaniem
było odgadnięcie jak największej ilości piosenek z polskich seriali i filmów.
Kapitanami drużyn byli nasi tatowie, a zabawa przyniosła ogrom emocji.
Poprawiny:
Poprawiny
odbyły się w naszym ogrodzie i mimo, że przed południem padał deszcz, to
później się wypogodziło i mogliśmy świętować na świeżym powietrzu. Był relaks,
były pyszności z grilla, domowa lemoniada i ognisko z pieczeniem kiełbasek, a
nawet śpiewy. Były pogaduchy, były zabawne zdjęcia w fotoramce. To był wesoły
dzień. Tego dnia polska drużyna piłkarska grała z Rumunią, goście śledzili
wynik, powstał nawet plan organizacji strefy kibica, zabrakło tylko projektora
:)
Podsumowując:
Były
chwile wzruszenia, ale było dużo momentów, które bardzo mnie cieszyły. To był
naprawdę piękny dzień, który z pewnością będziemy długo wspominać. Piękna
ceremonia w małym, nastrojowym kościółku wypełnionym bliskimi nam osobami. Wspaniałe
wesele, i ogromna radość. Goście z różnych regionów Polski bardzo dobrze się
zintegrowali, a miks ślubnych tradycji i zwyczajów dał naprawdę dobry efekt. To
najbardziej pozytywne emocje, których doświadczyłam. Nareszcie poślubiłam
mężczyznę moich marzeń w otoczeniu bliskich osób i w bardzo pozytywnej
atmosferze – tych uczuć nie da się opisać się słowami. Trzeba to przeżyć.
Co było niepoprawne?
-
Kolorowe dodatki Pana Młodego (skarpety, mucha).
- Welon
zdjęłam w drodze z kościoła do restauracji, a buty zmieniłam na prawie płaskie
sandałki jeszcze przed pierwszym tańcem. Sukienkę ubrudziłam przed ceremonią
podczas sesji w ogrodzie. Cóż, trawa farbuje ;), ale tego jak czarna była rano po weselu nic nie
przebije.
- Moja
biżuteria to stare, złote kolczyki pożyczone od mamy i dwie bransoletki, jedną z nich dostałam od
męża na ostatnie urodziny.
-
Podziękowania dla rodziców – wręczenie prezentów i podziękowania odbyły się w domu, w trakcie
błogosławieństwa. Zatańczyliśmy do "Nie ma jak dom" Grażyny Łobaszewskiej.
Rodzice w prezencie dostali zaproszenia do teatru muzycznego, fotoksiążki z
naszymi zdjęciami z sesji narzeczeńskiej, a oprócz tego filiżanki
z zabawnymi napisami oraz wzruszające bawełniane chusteczki dekoracyjne od
Mocem.
- Jenga
jako księga gości.
- Dużo
rzeczy wykonaliśmy samodzielnie (m.in. save the date, menu, winietki,
podziękowania dla gości, ślubny drogowskaz, dekoracje na poprawiny, sznury
świetlne, pudełko na obrączki, ciasta na słodki stół, wieszaki z napisami, pudełko
do jengi).
- Strefa
relaksu z leżakami dla zmęczonych.
-
Poprawiny w ogrodzie.
-
Alternatywne oczepiny.
- Nasza
playlista była pozbawiona disco polo. Na weselu był jednak blok muzyczny z
dedykacjami i dosłownie kilka piosenek wkradło się na życzenie gości.
Nasz
ślub i wesele nie były wcale, aż tak niepoprawne, były po prostu bardzo nasze,
przeżyliśmy je po swojemu. I nikt się o nic nie obraził, a nawet więcej,
usłyszeliśmy kilkukrotnie "jak będziemy brali ślub przyjdziemy Was prosić o pomoc
w organizacji". To największy komplement dotyczący wesela jaki mogliśmy
usłyszeć.
Rady dla przyszłych Panien
Młodych:
- Weźcie
buty na zmianę, ja miałam przygotowane aż 3 pary ;)
-
Działajcie według harmonogramu, planujcie, notujcie, twórzcie listy. Polecam
stworzyć sobie notatnik i mieć wszystko w jednym miejscu.
-
Zaplanujcie budżet i notujcie wydatki. Dzięki temu będziecie dużo spokojniejsi.
-
Najważniejsi tego dnia jesteście Wy i Wasza miłość. Nie warto się kłócić, przede
wszystkim ze sobą nawzajem, ale też z bliskimi, którzy być może mają inną wizję
Waszego ślubu niż Wy. Pielęgnujcie czas narzeczeństwa, chodźcie na randki,
spacery, trzymajcie się za ręce. To wspaniały czas i wykorzystajcie
go najlepiej jak się tylko da.
-
Wpisując prośbę o potwierdzenie przybycia na zaproszeniach weźcie pod uwagę
zapas czasowy i nie krępujcie się pytać jeśli ten czas już upłynął.
- Nie
stresujcie się! Wiem, że łatwo powiedzieć, ale nawet jeśli będą jakieś wpadki
to pewnie tylko Wy je zauważycie i będzie co wspominać w przyszłości. Czerpcie
z tego dnia pełnymi garściami. Cieszcie się nim i ludźmi, którzy są tam dla
Was.
-
Uśmiechajcie się!
- Podczas
wyboru świadków zwróćcie uwagę, aby były to osoby otwarte, kontaktowe i zorganizowane.
Są tego dnia krok za Wami i pomagają w naprawdę wielu sprawach.
-
Zorganizujcie first look sam na sam, to naprawdę niesamowite emocje.
-
Pamiętajcie, że pozytywna energia zaraża i jeśli Wy będziecie się w pełni
cieszyć tym dniem, jeśli w jego organizację włożycie swoje serce, to
goście docenią całokształt.
Zdjęcia: Marta Anhalt Fotografia
Zdjęcia z przyjęcia poprawinowego:
archiwum prywatne
Miejsce: Moja Weranda
Napis LOVE: Literowe Inspiracje
Papeteria: W cudzysłowie
Suknia: projekt własny, wykonanie
Place for Dress
Makijaż: Klinika Urody Magdalena Balda
Samochód: szwagier szwagra :)
Topper na tort: Ślub w dechę
Kwiaty: Pobłoccy
Kilka słów od NPM:
Marta jest jedną z tych panien młodych, które gdzieś w
trakcie przygotowań do ślubu i już po udało mi się poznać odrobinę lepiej. Jeśli
spodobało się Wam podejście Marty do tego dnia, a co i w tym się kryje – do życia,
możecie wpaść na dłużej do jej miejsca w sieci – na bloga Marta Naturalna.
Po co było top pierwsze zdanie? Aby podkreślić to co mi się
podobało w tym ślubie i weselu – naturalność i sielskość, nie będąca jedynie
modną stylizacją, ale czymś co do tej dwójki ludzi pasuje.
Podkreśleniem tego, że ważni są ludzie, którzy
w tym dniu się pojawiają, domowe ciasta i drżąca broda. Nie musi być
modnie, nie musi być niepoprawnie – musi być "zgodnie z nami". Nic więcej.
Zawsze jestem pełna podziwu dla zdolności (i pokładów cierpliwości)
jakich wymaga DIY. I mój podziw rośnie z każdym kolejnym elementem jaki Marta
wymieniała na liście samodzielnie stworzonych. Bo tego jest ogrom! Aż zazdroszczę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz