Jeffrey Lewis Bennett JLBwedding |
Niech
będą pochwalone telefony komórkowe i Internet! Niech będzie pochwalony
świat, który nadąża za naszym nienormalnym tempem i pozwala na napisanie
w ciągu kwadransa: maila w sprawie miejscówki na śniadanie dla gości
weselnych, na telefon do sali która to śniadanie zapewni i zostaje
jeszcze całe mnóstwo czasu na krótką naradę wojenną z druhnami na fb
(pełną spamu i śmiesznych kotów, ale chyba należy mi się coś od życia?).
Jestem
człowiekiem robiącym listy. Jestem Człowiekiem Listą. Nie funkcjonuję
bez spisu spraw oznaczonych kwadracikami, które mogę z satysfakcją
skreślać. Paweł się ze mnie śmieje, bo mam zawsze torbę pełną cegieł, na
czele z kalendarzem i notatnikiem pełnymi list. Nie wiem, jak ludzie
funkcjonują bez tego. Np. mój narzeczony beztrosko sobie płynie przez
życie i robi, co ma do zrobienia, bez wcześniejszego uwzględnienia tego
na liście. Egzotyka. Tak, wiem, że są aplikacje w smartfonach. Niestety
podczas klikania w ogóle nie aktywuje mi się ośrodek nagrody w mózgu
i w rezultacie czuję, jakbym nic nie zrobiła przez cały dzień.
Na
tej ostatniej panieńskiej prostej nie wstydzę się przyznać, że listy,
kwadraciki i plany maści wszelakiej ocaliły nam obojgu tyłek. Jeśli masz
miesiąc do ślubu, chaos w głowie i zaczynasz panikować - zrób listę
rzeczy do zrobienia. Jeśli nie wiesz, kiedy upchniesz te wszystkie
diabelskie zadania - zrób listę z podziałem na dni. Jeśli nie dasz rady
zrobić tego sama - zrób listę bliskich, którzy będą na tyle Cię kochać,
że Ci pomogą. ;) Konsultantki ślubne robią listy. My też musimy - choć
niestety nikt nam za to nie płaci.
Kiedy
tylko odetchnęłam po egzaminach, usiadłam sobie z czystą kartką i
otworzyłam wszystkie istniejące w Sieci zestawienia dotyczące
przedślubnych przygotowań – wybrałam z nich te pozycje, które nas
dotyczą, a potem z kalendarzem w ręku skomponowałam piękny plan. Plan, z
którego wynika, że do ślubu nie mamy wolnych weekendów!
To
nas wrzuciło na wyższy poziom realizmu - po dłuższym namyśle
zrezygnowaliśmy z ćwiczenia pierwszego tańca. Po pierwsze - wiązałoby
się to z koniecznością poświęcenia dużej ilości czasu i pieniędzy na
coś, co trwać będzie przez dwie i pół minuty, i nigdy więcej nam się nie
przyda (walc angielski, chociaż piękny, nie pojawia się zbyt często na
domówkach ;) ). Po drugie - nie po to zapraszamy najbliższe nam osoby,
żeby organizować im szopkę. Nie zrozumcie mnie źle - uwielbiam oglądać
pierwsze tańce młodych par i podziwiam osoby, które włożyły tyle
ciężkiej pracy w ułożenie, zapamiętanie i przećwiczenie choreografii.
Ale my nie jesteśmy osobami, które lubią zwracać na siebie uwagę, nie
jesteśmy też jakimiś super tancerzami. Więc... po co udawać, że jest
inaczej? :)
Inna sprawa, to wieczór panieński, którego nie organizuję, bo nie chcę. Nie mam na to nerwów. Ani czasu. Tak więc żadnych panieńskich. Kawalerski pewnie odbędzie się w ostatniej chwili, w towarzystwie wiadra zanęty w dzikich ostępach pełnych pijawek i kilku wiernych druhów, ale ja nic nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem. To jest jedyna rzecz, do której się nawet palcem nie dotknę. Żeby jednak nie było tak bardzo smutno i socjopatycznie, to jeśli pogoda pozwoli, zorganizujemy niezobowiązujące i koedukacyjne spotkanie gości weselnych nad Wisłą – dla osób chętnych spotkać się z nami po raz ostatni w stanie wolnym, bo tydzień, dwa przed ślubem. Zobaczymy, czy to wypali. :)
Inna sprawa, to wieczór panieński, którego nie organizuję, bo nie chcę. Nie mam na to nerwów. Ani czasu. Tak więc żadnych panieńskich. Kawalerski pewnie odbędzie się w ostatniej chwili, w towarzystwie wiadra zanęty w dzikich ostępach pełnych pijawek i kilku wiernych druhów, ale ja nic nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem. To jest jedyna rzecz, do której się nawet palcem nie dotknę. Żeby jednak nie było tak bardzo smutno i socjopatycznie, to jeśli pogoda pozwoli, zorganizujemy niezobowiązujące i koedukacyjne spotkanie gości weselnych nad Wisłą – dla osób chętnych spotkać się z nami po raz ostatni w stanie wolnym, bo tydzień, dwa przed ślubem. Zobaczymy, czy to wypali. :)
Koniec marca i kwiecień to były ostatnie umowy i zaliczki, zaplanowanie oprawy ślubu i pleneru, załatwianie paszportów i zakup biletów lotniczych (Zanzibarze, nadchodzę!), wręczanie ostatnich kilku zaproszeń, próbne fryzury i makijaże, odbiór obrączek (męska wymaga niewielkiego poszerzenia) i ... hodowanie paznokci. ;) Zostało nam jeszcze kilka spotkań z wykonawcami, zakupy (alkohol i koszyki ratunkowe) oraz sporo pracy koncepcyjnej - przypuszczam, że zebranie potwierdzeń od wszystkich gości zajmie nam pół soboty, a drugie tyle - usadzenie ich. Na razie wiemy, gdzie usiądziemy my, i że prawdopodobnie będziemy przy stole młodych tylko we dwoje. Nigdzie nie widziałam takiego sposobu zasiadania, więc nie bardzo możemy zebrać na ten temat feedback, ale jakoś ta opcja wydaje się najbardziej kusząca, więc chyba zaryzykujemy. Świadkowie będą mogli bawić się przy stołach dla gości, a my... cieszyć się nielicznymi chwilami we dwoje nad talerzem przystawek (i ciast!). ;)
Podczas
majówki wybieram się na pierwszą, generalną spowiedź przedślubną i
muszę przyznać, że trochę się stresuję. Przygotowania do ślubu to też
przygotowania duchowe, choć może moje notki sugerują, że to przede
wszystkim wybór motywu przewodniego i właściwych muzyków. ;) O kwiatach i
wykonawcach po prostu łatwiej pisać, niż o emocjach, jakie się przeżywa
na myśl o tym, że już za chwilę złożysz swoje życie w dłonie drugiej
osoby. Na zawsze. Nie tylko na dobre czasy, kiedy jesteśmy młodzi,
piękni i nie działamy sobie na nerwy (aż tak bardzo). Myślę, że warto na
taką drogę wejść z czystą kartą. :)
Ja mam ślub za 2 miesiące to większość tych spraw już mam załatwionych tak się tym stresuje ;)
OdpowiedzUsuńMy siedzieliśmy podczas naszego wesela we dwójkę i powiem Ci że to świetna sprawa :0 i tak nie masz za dużo czasu żeby tam siedzieć, ale przynajmniej podczas posiłków masz spokój i brak obawy, że ktoś Cię popchnie, obleje, albo coś w tym stylu :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń