Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Presja najpiękniejszego dnia w życiu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Presja najpiękniejszego dnia w życiu. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 29 lipca 2014

Najpiękniejszy dzień w życiu

blogpettycherrie
Ślubny balonik jest nadmuchany do granic możliwości... Pompuje go branża ślubna (im się nie dziwię), pompują go narzeczeni i rodzice. Balon rośnie, a ja uświadamiam sobie, że to właśnie zawsze drażniło i nadal drażni mnie w ślubach: presja najpiękniejszego, jedynego takiego, dnia w życiu.

Z założenia, ślub bierzesz tylko raz w życiu i jeśli bierzesz go z tą właściwą osobą, to chcesz, aby był przeżyciem, które zapamiętasz na całe dalsze "bezślubne" życie. Chcesz, aby wszyscy goście wyszli z imprezy z przekonaniem, że na lepszym weselu nigdy nie byli i nie będą. Że piękniejszej sukni nie miała żadna znana im Panna Młoda, tort był obłędnie pyszny, a zespół grał tak, że nikt nie miał ochoty zejść z parkietu nawet na sekundę. Chcesz za 10 lat obejrzeć ślubny album i stwierdzić, że w tej ceremonii nie zmieniłabyś nic. I dla doskonałości tych wspomnień czasem stajesz na głowie...

Czy jest w tym coś złego? Nie, sama czasem przyłapuję się na tym, że tak robię. Chcę, aby dzień ślubu był dniem doskonałym. Chcę mieć doskonały każdy szczególik (no prawie, są takie, które uważam za "mniej ważne"), ponieważ chcę mieć doskonałe wspomnienia. Nie łudzę się jedynie, że za 10 lat będę przekonana, że nic bym nie zmieniła (ja po miesiącu mogłabym wywrócić wszystko do góry nogami).

Tym czego nie lubię jest, wspomniana na początku, presja "jedynego dnia w życiu",  przynajmniej "jedynego tak idealnego". Presja, która powoduje, że ludzie zaciągają kredyty na kilkanaście lat ("Ślub ma się raz w życiu. I jak to tak bez wesela?"), w nieskończoność rozciągają ślubny budżet ("Może warto dopłacić, to pamiątka na całe życie."), niepewnie czują się w sukience z wypożyczalni ("Bo jak to tak, wypożyczyć, a nie kupić nowiutką od projektanta?!"), odmawiają przyjścia na czyjś ślub, bo ich nie stać na prezent.

A przecież nie o to chodzi... To tylko ślub. To tylko wesele. To tylko jeden dzień z wielu, który minie błyskawicznie. Nie mówię, że nie musi być doskonały. Wręcz przeciwnie: powinien być "najlepszą i najdoskonalszą wersją siebie", ale nie niedoścignionym ideałem, nie czymś do czego nie dajemy rady doskoczyć.

Mam ogromną nadzieję, że dzień ślubu nie będzie najpiękniejszych dniem w moim życiu. Będzie jedynym z pierwszych w kolejce do całej masy jedynych i najpiękniejszych dni w życiu!

P.S. Mam wrażenie, że przebijanie balonika pomaga. Mam wrażenie, że o wiele lepiej mi z myślą o doskonałym dniu, a nie tym "najpiękniejszym w życiu". Doskonałym, nie doskonalszym i najdoskonalszy. Stopień wyższy jest niezdrowy, a najwyższy zostawiam dla sportowców ;)