Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wesele w namiocie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wesele w namiocie. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 1 grudnia 2016

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Kasia

Historia Kasi:

15.08.2016 - tak, to był poniedziałek - po półrocznych przygotowaniach powiedzieliśmy sobie "tak" pod gołym niebem, w otoczeniu mazowieckiej wsi, w obecności rodzin i najbliższych znajomych. Od początku wiedziałam, że nasz ślub będzie nietypowy. Trochę na przekór wszystkim, ale w zgodzie z nami - to było najważniejsze. Szczególnie istotne było dla mnie zadowolenie męża, od którego od ponad 8 lat słuchałam jakie to wesela są chałowe i tandetne. Finalnie dał mi wolną rękę, a od 3 miesięcy nadal mi dziękuje, że zorganizowałam najlepsze wesele, na jakim był.

Od początku wiedziałam, że nasz wielki dzień musi być utrzymany w estetyce boho. Właśnie w tych klimatach noszę się na co dzień, wkoło tego stylu urządzone jest także nasze mieszkanie, nawet pierścionek zaręczynowy dostałam z wielkim koralem. Miało być naturalnie, kolorowo, trochę rustykalnie, trochę vintage.
Kompletnie zlaliśmy tradycje - nie uśmiechały nam się rzewne podziękowania dla rodziców z tańcem w kółeczku, nie było też błogosławieństwa, przenoszenia przez próg, witania chlebem i solą, tłuczenia kieliszków itp.
W zasadzie w każdej kwestii złamaliśmy ogólnie przyjęte zwyczaje:
- suknia w kolorze beżu,
- płaskie, brązowe buty,
- wianek zamiast welonu,
- ślub cywilny w plenerze,
- wesele w namiocie,
- turkusowy garnitur młodego,
- DJ zamiast orkiestry i to z dosyć nietypową jak na wesele playlistą ułożoną pod nasze upodobania,
- dania serwowane i to w ilości niewielkiej jak na standardy,
- brak kamerzysty - znajomi kręcili małymi kamerkami sportowymi i komórkami,
- brak zabaw,
- bardzo mało disco polo,
- na niecałe 70 osób poszło niecałe 25 półlitrówek wódki (!),
- ślub kościelny, jednostronny wzięliśmy 5 dni później w malutkim kościele, w którym byliśmy tylko my i nasi rodzice jako świadkowie,
- nawet rzucanie muchą i welonem (kupionymi specjalnie na oczepiny) odbyło się w niestandardowej formie.

Na pewno znalazłaby się jeszcze masa rzeczy. Nawet nasz gość z USA, który panikował, jak on przeżyje to swoje pierwsze polskie wesele, czuł się bardzo swobodnie.
Goście na pewno byli zaskoczeni, ale finalnie wszyscy chwalili organizację. Chociaż oczywiście jestem świadoma, że na pewno nikt by nic złego nie powiedział nam wprost. Nawet pogoda sprzyjała - zaczęło lać tuż po tym jak zeszliśmy z naszej "ślubnej górki". Mogłabym przeżywać ten dzień co rok, chociaż niewątpliwie w przygotowaniach trochę kłód pod nogami się pojawiło, a wraz z nimi łzy i bezsilność. Za to w dniu ślubu stres z nas zszedł, cały dzień na naszych twarzach gościły szczere i szerokie uśmiechy.

Moja rada dla niepoprawnych panien młodych? Jeśli w organizację ślubu i wesela wsadzicie Wasze serce i również w tym dniu będziecie wierne swojemu codziennemu stylowi i estetyce, każdy doceni całokształt. Choćby goście siedzieli na kocach na trawie :) Do tego spełniajcie swoje marzenia i podejdźcie do wszystkiego z luzem, nie przejmujcie się jeśli ktoś Wam będzie wmawiał, że to najpiękniejszy dzień w życiu, że w sukni musisz się zakochać, że w dniu ślubu muszą się pojawić łzy - jeśli jesteście tak mało romantyczni jak my pod presją tych "wymogów" możecie czuć się sfrustrowani. Nas z perspektywy czasu te komunały jedynie śmieszą.
Buziaki i powodzenia!

Zdjęcia, plener: Wizja świata trzecim okiem















Kilka słów od NPM:
Dystans i luz, podejście do tematu "po swojemu" (i nieważne, że nietradycyjnie czy modnie, ważne, że zgodnie ze sobą), zapewne średnio meczące, bo półroczne, przygotowania, ślub w otoczeniu bliskim sercu, w płaskich butach (ostatnio to mój ulubiony elemet stylizacji Panny Młodej, zwłaszcza w brązie), z szerokim uśmiechem i... podwójnie (cywilnie i kościelnie) ;) Dokładnie to co w ślubach mi się podoba.
W całej relacji Kasi za najważniejsze możecie uznać jedno zdanie, które ja sobie lekko przeredaguje: "bądźcie wierne swojemu codziennemu stylowi" i sobie. I nieważne, że... cokolwiek! :)
Kasię prywatnie znajdziecie na jej stronie Marionetka Mody.

wtorek, 22 listopada 2016

Galeria Niepoprawnych Panien Młodych: Magda

Historia Magdy:

Pewnie większość z nas uważa, że jej ślub i wesele były wyjątkowe, inne i niezapomniane, w końcu poświęcamy całą masę czasu na przygotowania, w najdrobniejszych szczegółach analizujemy każdy moment ślubu i przyjęcia, tak żeby przygotować się na każdą ewentualność i żeby nic, albo prawie nic nie, było w stanie nas zaskoczyć... Dokładnie tak samo myślę o naszym dniu – był idealny i wyjątkowy :).

Nasze przygotowania nie skupiały się jedynie na wybraniu koloru czy motywu przewodniego ponieważ podjęliśmy decyzję, że chcemy stworzyć miejsce gdzie w przyszłości także inne pary będą mogły spełniać swoje marzenia :).
Nie ukrywam, że droga do 20 sierpnia 2016 była bardzo wyboista – zaczęło się od planu z deadline-ami, których oczywiście nie udało nam się dotrzymać :).
Pełną parą ruszyliśmy koło lutego - kupiliśmy namiot imprezowy, potem Flo zajął się planowaniem położenia podłogi. Własnoręcznie heblował deski, potem je frezował, kładł, cyklinował, olejował, a to wszystko na przestrzeni kilku miesięcy kiedy to ja odchodziłam od zmysłów, że nie zdarzymy.
W moim idealnym planie gotowy namiot miał na nas czekać od maja, a w rezultacie w piątek przed ślubem elektryk dopiero rozciągał oświetlenie :).

Kiedy skończyły się grube prace – czyt. podłoga w namiocie i na tarasie – mogliśmy się zająć przyjemniejszą częścią przygotowań.
Drogowskazy, które rozmieściliśmy w całym ogrodzie kierowały gości do miejsc, które mogli odwiedzić w czasie wesela, obwiązywanie lampionów ze słoi, przygotowanie winietek, ustawienia stołów, ramek z informacjami o księdze gości i śmiesznymi tekstami do toalet oraz koszyczkami ratunkowymi, które zrobiły furorę – zwłaszcza w męskiej toalecie ;).
Planowanie dekoracji i cała masa przyjemnych detali, które w efekcie złożyły się na ostateczny efekt.

W przygotowania włączyła się nasza rodzina i przyjaciele.
Pomagali nam w każdej wolnej chwili  – bez nich na pewno nie udało by się skończyć na czas :).
W piątek pletliśmy wianki z bluszczu, które były dekoracją namiotu, układaliśmy dekoracje z mchu, plastrów drewna i sukulentów na stołach – dodatkowo zamiast świec każdy stolik miał sznur cotton ballsów - wszystko to tworzyło ciepły, leśny klimat- nawiązując do otoczenia dzikiego i nieokiełznanego ogrodu w którym było samo wesele.

Ale przejdźmy do rzeczy – sam dzień ślubu.

Jestem bardzo wrażliwą osobą i byłam prawie pewna, że nie będę potrafiła powstrzymać się od łez – nie myliłam się :)
Rano znalazłam w skrzynce na listy kartkę od Agaty, która nie mogła być z nami tego dnia – kartka od niej sprawiła, że dotarło do mnie, że to już dziś jest ten dzień :) że muszę zacząć go przeżywać całą sobą już teraz, bo przecież tak długo na niego czekaliśmy i to się dzieje już :)

Pojechałam na makijaż i fryzurę do Magdy z fotograf Magdą - także jak się trzy Magdy spotkały, to nie mogło obejść się bez wpadek – nie dość, żee na miejsce przyjachałyśmy przekonane, że jesteśmy umówione na 9.00 (a nie na 9.30) to przez 15 minut dobijałyśmy się do niewłaściwego domu :).
Potem pojechałyśmy do Brzoskwini, gdzie catering dogrywał już ostatnie kwestie – nie byłabym sobą gdybym nie przeszła posprawdzać czy wszystko jest ok i czy ktoś jeszcze czegoś ode mnie nie potrzebuje :).

Oboje z Flo ubieraliśmy się w tym samym domu, ale tak żeby się nie widzieć – w ogrodzie zrobiliśmy first look (tutaj kolejny raz chciało mi się płakać, a Flo cały czas powtarzał, że on się wzrusza wewnętrznie :) co też było widać) i potem już poszło – błogosławieństwo na tarasie (tu z kolei płakali rodzice) i droga do kościoła.
Jechaliśmy mercedesem taty Florka, który od kilku lat stał nieużywany i został reaktywowany specjalnie na tą okazję :) Pogoda była piękna, więc tych kilka minut z wiatrem we włosach tylko we dwoje (nikt więcej się nie zmieścił ;)) pozwoliło nam się zrelaksować.

Oprawą całej mszy zajął się chór od krakowskich Dominikanów – stworzyli tak podniosłą atmosferę sacrum, że nie dało się powstrzymać łez.
Do kościoła wprowadzał mnie tata – była to jedna z bardziej wzruszających chwil – nawet teraz jak o tym piszę, mam łzy w oczach.
Przysięgę chcieliśmy mówić z pamięci – zresztą ksiądz proboszcz, który prowadził mszę wychodził z założenia, że przysięgę składamy sobie nawzajem, więc nie powinno się jej powtarzać za księdzem.
Niestety ja przy swojej kwestii dotarłam tylko do słów "...i ślubuję Ci...", bo gardło miałam ściśnięte i nie byłam w stanie wypowiedzieć ani słowa więcej, zaniepokojony ksiądz zaczął mi podpowiadać "miłość, wierność ...itd." i jakimś cudem udało mi się dokończyć przysięgę -  jak się później okazało rozczulając tym samym gości.
Później ksiądz upuścił nasze obrączki :) i atmosfera zupełnie się rozluźniła :).

Samo przyjęcie nie było standardowe. Po obiedzie goście mogli skorzystać ze strefy chilloutu, gdzie czekały na nich leżaki, pufy i koce (bo kto nie lubi wyciągnąć się po obiadku :)).
Poza tym były gry (piłkarzyki, jenga, bule, dart), każdy mógł  znaleźć coś dla siebie.
Była też wycieczka z przewodnikiem po ogrodzie (dla chętnych), którą prowadził tata Flo.
Przed wejściem do namiotu czekały na gości okulary słoneczne, japonki i wachlarze (te ostatnie rozeszły się jak świeże bułeczki - polecam), a na stołach przewodniki weselne – z mapką ogrodu, menu, informacjami o odwozach, podziękowaniami - tak żeby każdy był na bieżąco i żeby nic go nie ominęło.
Miałam wrażenie, że nasi goście czują się swobodnie - każdy mógł robić na co miał ochotę. Nie było przymusu siedzenia przy stole – tym bardziej, że serwowany był tylko obiad, a pozostałe dania były na bufecie i z grilla.

Nasz wodzirej z DjJem cudownie rozbawili gości od pierwszych minut nie dając im czasu na nudę. Idealnie dopasowywali zabawy i muzykę do potrzeb gości zachowując klasę a zarazem luz.

Barman Konrad przez pierwsze godziny wesela nie miał chwili wytchnienia – także szczerze polecam:).
No i nasz catering – sama pracowałam w branży gastronomicznej przez wiele lat, więc zwracam uwagę na wiele kwestii i jestem wyczulona na punkcie obsługi – mimo to nie udało mi się znaleźć żadnych słabych punktów – wszystko było na wysokim poziomie zarówno kulinarnym jak i personalnym.

Około 17.00 przyjechała fotobudka, która niestety po drodze się uszkodziła, ale chłopaki szybko pojechali po części i udało im się reanimować urządzenie, które przysporzyło całą masę świetnej zabawy.
Obok stała nasza księga gości z drewnianą okładką z ręcznie wypisanymi imionami i datą ślubu.

Przygotowaliśmy też prezentację z naszą historią – od maleńkości do zaręczyn, potem etapy budowy namiotu i całe przygotowania, poprzez zdjęcia naszych gości, kończąc na szczególnych podziękowaniach dla naszych rodziców.
Później był tort – przepyszny o smaku owoców leśnych i nugatu, a nasi goście na pożegnanie dostawali miniaturowe torciki o tym samym smaku.

Nad ranem kiedy emocje już opadły pomyślałam, że niczego bym nie zmieniła.
Najważniejsze, że przeżyliśmy ten dzień świadomie, przeżywając jego każda minutę – mając przez cały czas w tyle głowy powód dla którego się tu znaleźliśmy – naszą miłość, którą tego dnia ślubowaliśmy sobie nawzajem :).

Co było niepoprawne / rady:
* Wesele w namiocie -  samo w sobie jest nieco ryzykowne zważywszy na niepewna pogodę,
* Budowanie podłogi w namiocie i całej infrastruktury jest jeszcze bardziej niepoprawne :),
* Siedzieliśmy przy stole z naszymi znajomymi - w sumie około 25 osób - chcieliśmy żeby nasi rodzice i świadkowie dobrze się bawili, a nie siedzieli przy prawie pustym stole.  Zresztą szczerze polecam takie rozwiązanie – u nas się sprawdziło  w 100%.
* Mini torciki na pożegnanie dla gości o smaku tortu weselnego.
* Strefa chill outu z leżakami, paletami, poduchami i grami - największą furorę robiły piłkarzyki.
* Przysięga z pamięci - polecam z całego serca.
* Podziękowanie dla rodziców połączone z pokazem zdjęć pary młodej i całej rodziny - to świetna okazja żeby odgrzebać stare albumy i odkurzyć np. ślubne zdjęcia naszych wujków, nasi goście byli zachwyceni :)
* Przewodnik weselny na stołach - szczególnie jeżeli tak jak ja boicie się, że wasi goście nie są przyzwyczajeni do takiego stylu wesela jaki im serwujecie :) Warto ich nieco wprowadzić w temat zawierając w przewodniku menu, informacje o bufecie (żeby nie wyszli z wesela głodni ;)), informacje o odjazdach transportu, atrakcjach które dla nich przygotowaliście.

Polecam szczególnie:
Zdjęcia: Fotomagoria
DJ, Wodzirej: BROSART
Barman : BAR Machine
Catering: Jurek Catering
Miejsce: Brzoskwinia Ogród :)
Wianek, bukiet i bukiety na stolach: Magiczne Kwiaty Iwona Fudala




































































Kilka słów od NPM:
Gdy dziewczyny pytają co mają zrobić jeśli w ich okolicy nie ma wartych uwagi sal, pierwszym co przychodzi mi do głowy to szukanie lokali nieweselnych, ewentualnie wynajęcie namiotu/jurty. Jeszcze nie wpadłam na to, że można takie miejsce sobie stworzyć, od początku do końca. To nieprawne? To wręcz... szalone! I niesamowicie wyjątkowe.
Co najbardziej lubię w weselach? Swobodę i to, że nic nie trzeba. Nie trzeba siedzieć przy stole, nie trzeba tańczyć. Można po obiedzie położyć się na leżaku, zamiast z wujkiem tańczyć, to grać w półkrzyki, w każdej chwili zerknąć w program imprezy i nic nie przegapić (wiem jak boli przegapienie tortu!). To jeden z tych pomysłów na wesele na którym nawet ja czułabym się wyjątkowo dobrze, kompletnie nie mając okazji do nudy i myśli "ale bym już poszła spać" :)