Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sól. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sól. Pokaż wszystkie posty

sobota, 15 lutego 2014

Chlebem, solą i wódką

Flickr
Jednym z ciągle praktykowanych na weselach zwyczajów, który od XVI wieku gości w polskiej kulturze, jest powitanie nowożeńców przed domem weselnym chlebem (symbol dobrobytu) i solą (symbol trwałości związku). Najczęściej Para Młoda witana jest w ten sposób przez rodziców lub tylko matki. Podczas takiego powitania należy chleb ucałować,  kawałek urwać (lub wziąć już odkrojony), umaczać w soli i zjeść.
 

W niektórych rejonach Polski funkcjonują konkretne formułki, które wypowiadają rodzice, np. "Drogie Dzieci, witamy Was chlebem i solą, by nigdy ich Wam w życiu nie zabrakło.". Następnie pada pytanie do Panny Młodej: "Droga Panno Młoda, wybierasz chleb, sól czy Pana Młodego?". I tu, jeśli nie zna się formułki, polecam bycie zachłanną i branie wszystkiego co dają ;) Wersja poprawna bowiem brzmi:  "Pana Młodego, chleba i soli dorobimy się powoli.", ewentualnie mniej absorbująco: "Pana Młodego, który zarobi na niego (w domyśle: chleb)". Czasem uznaje się, że władzę w związku przejmie ten, kto pierwszy swoją kromkę zje. To jeden z pierwszych pojedynków na role w małżeństwie, który przyjdzie Wam stoczyć na weselu ;)

Brzmi tradycyjnie i jest do przeżycia, prawda? Dalej jest jednak gorzej…

Polska tradycja mówi, że po posiłku trzeba się napić. I tak Para Młoda dostaje dwa kieliszki: czasem oba z wódką, czasem oba z wodą, a czasem jeden z wodą, a drugi wódką (w celu określenia kto w związku będzie rządził, a oczywiście rządzi wódka).

Tu już będzie ciężej, ponieważ ja wódki się nie napiję, a nawet więcej: natychmiastowo ją wypluję (serio). Mam więc ogromną nadzieję, że nikt nie będziemy robił tu niespodzianki i nie zapomni, że jestem specyficzna ;)
Przyznam, że zastanawiam się nad usunięciem tego fragmentu powitania, ewentualnie zastąpienie go napiciem się czegoś innego (np. ginginhą w czekoladowym kubku :D). Picie przeze mnie wódki (lub udawanie tego) nie będzie naturalne, a co za tym idzie bezsensowne.

Następny krok, to prawdziwa komedia!

Kieliszki należy rzucić za siebie i rozbić je na jak najwięcej kawałków (na szczęście). Jeśli któryś się nie rozbije, to świadek ma za zadanie go rozdeptać. A potem, na szczęście nie zawsze, następuje najbardziej żenujący moment wesela. Panna Młoda dostaje zmiotkę, pan Młody szufelkę i maja za zadanie posprzątać bałagan.
Mnie na określenie tej sytuacji brakuje słów!

P.S. Polecam poćwiczyć tłuczenie kieliszków. Ja zaczynam jak tylko dorobię się swoich pierwszych ;)


Edit. Trzy słowa po ślubie. Na pewnym etapie, może pod wpływem komentarzy, dotarło do mnie, że przecież ja nic nie muszę, a już z pewnością nie muszę, gdy bardzo nie chcę. Nie było więc u nas powitania wódką, pierwsze co piliśmy to szampan razem z gośćmi (to był pierwszy dobry szampan w moim życiu). A na pytanie co wybieram, jak przystało na nielubiącą rymowanek, odpowiedziałam "wszystko" ;)