![]() |
offbeatbride |
Mogę milion razy napisać, że nie lubię wesel, ale pierwszym co zaczęło mi się w nich podobać to Panny Młode. Ich podejście do ślubu, determinacja, odwaga, pomysłowość, sympatia w stosunku do gości, to z jaką lawiną tęczy opisywały narzeczonego ;)
Im bardziej pochłaniają mnie ślubne tematy, tym większy szacunek mam dla każdej Panny Młodej. Rzeczy do załatwiania jest cała masa, trzeba mieć w głowie 5 kalendarzy, na wszystko czas, cierpliwość do ludzi i odwagę w odpieraniu ataków, gdy pomysły nie zawsze odpowiadają stereotypowi polskiego wesela. Dla mnie to momentami brzmi jak koszmar i wcale nie dziwię się, że można nad tym wszystkim, na czele z własnymi emocjami, nie zapanować.
Bardzo często wesele jest realizacją wizji Panny Młodej. To ona dba o każdy szczególik, ona krzyczy i piszczy, gdy coś jest nie tak, ona nie przesypia nocy dopinając przygotowania na ostatni guzik. I bardzo często wolno jej niemal wszystko. Ma swoją salę i nawet jeśli nie pozwolą jej gdzieś wbić gwoździka, to poradzi sobie w inny sposób. Ma fotografów, kamerzystów, cukierników i kogo sobie tylko wymarzy, aby zadbali o jej dzień i wręcz jej nadskakiwali (a co, wolno jej!). I tak właściwie nie musi liczyć się z nikim poza narzeczonym i najbliższymi, którzy czasem chętnie się wtrącą.
Prawdopodobnie rozochocona takim obrazem sytuacji Panna Młoda zapomina jak to jest musieć czasem pójść na kompromis i liczyć się z drugim człowiekiem. Bo przecież wolno jej wszystko, bo przecież ona płaci, zamawia, więc wymaga, bo przecież to jej wymarzony, idealny dzień i nic nie może nie być zgodne z planem w jej notesiku. Doskonale rozumiem jej desperację, ale jednego nigdy nie zrozumiem: braku szacunku, dla Panny Młodej z inną wizją wesela (kwestia szacunku do innych to temat na osobny post) i dla innych ludzi.
Czy jesteście PMŚK?
Kościół i druga Panna Młoda...
Kościół i druga Panna Młoda...
Prawdopodobnie większość z Was drugą Pannę Młodą spotka w kościele. W tym przypadku już uświadomienie sobie, że istnieje druga, albo co gorsza trzecia czy czwarta para, która chce w Wasz dziań w Waszym kościele wziąć ślub, przyprawia Was o mdłości i ból głowy. Pół biedy, że chce. Ona chce wręcz Wam popsuć Wasz dzień. Bo jej goście będą za długo składać życzenia pod kościołem, bo będą Wam się plątać pod nogami, bo wejdą w kadr fotografowi i najgorsze: jak ona może nie chcieć Waszego różowego koloru przewodniego w dekoracji kościoła? Chce Wam wszystko popsuć jakimś tandetnym błękitem, a gdy już ją niemal stłamsicie przystawiając słowny "nóż do gardła", to jeszcze śmie wspomnieć o neutralnej bieli lub dekoracjach w innym neutralnym kolorze pasującym do wystroju kościoła. Jak ona tak może? Co za "chamka i bezguście", co nie? W życiu jej na to nie pozwolicie!
Mam nadzieję, że jednak nie ;)
Inni ludzie, inne święta...
Coraz częściej dostrzegam, że będąc Panną Młodą bardzo łatwo przegiąć, bardzo łatwo poczuć się pępkiem świata, którego idealną wizję może zakłócić... każdy. Każdy, kto choć przez chwile pomyśli o tym, aby poczuć się wyjątkowo - niezależnie od tego czy w dzień ślubu PMŚK czy w jego okolicach. Bo tego mu nie wolno, gwiazda jest tylko jedna!
Czego innym nie wolno?
Może nie zabronione, ale niemile widziane jest świętowanie w dniu ślubu PMŚK. Chcesz się oświadczyć swojej dziewczynie na weselu? Chcesz rozdać części rodziny zaproszenia na swój ślub? Nawet o tym nie marz, "nie kradnie się nikomu jego święta"!
Przypadkiem obchodzisz rocznicę swojego ślubu lub urodziny? Nieważne jak bliską rodziną jesteś i ile masz lat (nawet jeśli jesteś lubiącą niespodzianki ośmiolatką) - nie waż się czegokolwiek oczekiwać, "trzeba było zorganizować sobie swoją imprezę"!
Uważaj jak się ubierasz (białe/pastelowe/czerwone/długie - dowolne zakreśl - sukienki to zło!) i jak ubiera Cię mama (wiecie, że można być zazdrosnym o biały wianek na głowie kilkumiesięcznej dziewczynki? można!).
Myślisz, że nie zajdziesz Pannie Młodej za skórę, bo Twoje plany nie dotyczą jej dnia? Och, tu też się mylisz. Chcesz zaplanować swój ślub dwie miesiące przed lub po ślubie PMŚK? Wiesz, że ona była pierwsza i ma jedyne prawdo do tego... roku? Wszystko jej zrujnujesz, bo na pewno nie wszyscy goście przyjdą na dwie imprezy, bo rodzina przez całe przygotowania nie będzie zachwycać się tylko nią, bo może zachcesz skorzystać z podobnych usług czy identycznego motywu przewodniego (w końcu rustykalny jest tak popularny), bo... Im bliższą rodziną jesteś, tym bardziej masz... przekichane!
Przypomina to trochę Was?
Moje drogie, szykujące się do ślubu, Czytelniczki :) Nie bądźcie Świętymi Krowami.
Kompromis (ten taki malutki, w kościele!) nie
gryzie i nie zniszczy Wam wesela. A jeśli już musicie,
to odpuśćcie sobie ten kościół, znajdźcie inny (wymyślcie coś, aby nie
mieć towarzystwa :P), wyjdźcie w plener lub do sal w Waszych miejscach
weselnych, zaproście tam księdza bądź urzędnika i nie psujcie swoim
idealnym weselem dnia innej Panny Młodej.
Czy na pewno ci inni ludzie tak bardzo Wam przeszkadzają? Czy nie do przyjęcia jest, aby ktoś na Waszym weselu zaprosił kogoś (mieszkającego bardzo daleko) na swój ślub, aby skorzystał z tej jedynej okazji, bo w cztery oczy to zawsze grzeczniej niż wysyłać zaproszenia pocztą? Czy ten wianek ma być zarezerwowany tylko i wyłącznie dla Was i nawet temu maluchowi się oberwie? Serio, to dla Was konkurencja? Tak samo jak dzieciak, któremu odśpiewacie po północy "Sto lat" ukradnie Wam oczepiny? Tak bardzo ich nie lubicie czy może... tak bardzo potrzebujecie tego jedynego dnia, aby poczuć się wyjątkowe? Uwierzcie, że o to warto zadbać inaczej, bo jeden dzień nie wystarczy Wam na całe życie.
To nie jest ani dobre, ani
fajne, ani na jakimkolwiek poziomie.