Z narzeczonym? Z tatą? Same? Z druhnami, mamą, babcią? W inny, nietypowy sposób? Jak planujecie dotrzeć w tym wyjątkowym dniu (zaczynam nie lubić tego określenia) do ołtarza?
Ja nie mam swojego ulubionego i wymarzonego sposobu. Przyznam, że jest mi on obojętny, a w każdym widzę tyle samo minusów co plusów.
Z narzeczonym...
Symboliczne wspólne wejście w nowe życie? Planujemy być razem i ten pierwszy krok zrobimy wspólnie? Wchodzimy jako narzeczeni, wychodzimy jako małżeństwo. Razem.
Mam wrażenie, że to również najmniej wzruszający sposób wejścia do kościoła (z perspektywy Pary Młodej). Najnaturalniejszy dla mnie (nikt mnie nikomu nie musi oddawać). Zwyczajnie, ale pięknie :)
Z tatą...
Przyznam, że gdybym miała wejść do kościoła z tatą (ewentualnie z mamą), to zapłakałabym się już przy wejściu. Nie wyobrażam sobie przetrwać takiego momentu (jak ja tęsknie za czasami, gdy nie tak łatwo było mnie wzruszyć). Oczami wyobraźni wizę fontannę z łez i panikę w oczach taty ;)
W całym pomyśle wędrowania z tatą do ołtarza nie podoba mi się również jego pochodzenie i znaczenie. W końcu symbolizuje on zależność kobiety od mężczyzny, wręcz jej podporządkowanie - kiedyś ojcu, od teraz mężowi. I już nie jest tak słodko, filmowo i amerykańsko.
Z kimś...
Rytuał wejścia z kimś do kościoła i oddania, choćby symbolicznego, w ręce przyszłego męża jest czymś co bardzo kusi przyszłe Panny Młode. Jeśli któraś nie może liczyć na ojca, to decyduje się na mamę, babcię, dziadka, czasem teścia, druhny, świadkową, brata... Kogoś kto jest dla niej bliską i ważna osobą, z kogo zdaniem i opinią się liczy.
Prowadzenie do ołtarza, niezależnie od tego czy z tatą czy kimś innym, świetnie wygląda na filmach i zdjęciach (tym argumentem można mnie przekonać do wszystkiego). Na ślubnych teledyskach moment wejścia, spojrzenia Pana Młodego na Pannę Młodą z daleka, oddanie jej przez ojca narzeczonemu, to najbardziej wzruszające momenty. I moje ulubione! podczas całego dnia ślubu :)
Sama...
Ups, sama mogę się potknąć. Poważnie, to pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy na myśl o samotnym wejściu do kościoła. Daleko mi do osoby pewnej siebie, gdy ktoś na nogi wciśnie mi szpilki (a na ceremonię sama sobie je wcisnę, aby nie wyglądać na zbyt niską; mój PM jest ode mnie 20 cm wyższy).
Uwielbiam filmowe sceny w których Pannę Młodą poprzedzają wejścia druhen (jak ich nie będzie, to wejdzie świadkowa), w których wzrok wszystkich gości jest skupiony właśnie na nich (idealne warunki do potknięcia się). Bez dzieci sypiących kwiatkami (mnie to nie rozczula), a jedynie z poprzedzającymi mnie przepięknymi kobietami. W mojej wyobraźni wygląda to perfekcyjnie :)
Przeczytałam to co udało mi się napisać i na chwilę obecną mam dwa, interesujące sposoby wejścia:
1) Z PM. Ale z wędrującymi przed nami druhnami (lub parą świadków) :)
2) Sama. Z druhnami na czele pochodu ;)
Pisanie mnie oświeca ;)
A ja z tatą, a przede mną jakaś mała ślicznotka niosąca poduszkę (lub inne coś) z obrączkami :)
OdpowiedzUsuńJa też z tatą i też chciałabym moją chrześnicę przed nami, ale boję się, że mała zwyczajnie spanikuje widząc tyle nieznanych twarzy. I będzie ryk, ja nie chcę, albo bieg przez kościół ;)
UsuńZ bratem pod rękę,a przed nami mój chrześniak :)
OdpowiedzUsuńszczerze? ja płacze już jak sobie to wyobrażam, więc co to będzie TEGO dnia? ;p ostatnio płakałam tez jak narzeczony pokazał mi naszą stronę ślubną... chyba zwyczajnie jestem nienormalna ;p ale wracając do tematu: z tatą. Pewnie zaryczana ;p albo sama. Najgorsze jest to, ze wymyśliłam ślub na molo i teraz boje się żeby zimowe sztormy za bardzo go nie sponiewierały, bo od sierpnia zeszłego roku przybyło trochę dziur w deskach ;p wyobrażasz sobie panne młodą, której szpilka utkwiła w dziurze? ;p
OdpowiedzUsuńA mnie prowadzil tata. I bylo cudownie. PM wszedl do kosciola pod reke z mama prowadzony przez swiadkow. I czekali przy oltarzu. A ja z tata. PM od razu spodobal sie ten pomysl. I choc sie balam, ze sie zaplacze, ze sie wzrusze i balam sie zeby sie nie potknac itd. Oczywiscie i tak sie wzruszylam, ale to byla sekunda (gdzies w polowie drogi do oltarza). Ale najpiekniejszy byl moment jak tato podawal moja reke PM. (Swoja droga jest rowniez fantastyczne zdjecie z tej okazji). Marzylam o tym jak bylam mala dziewczynka... pozniej juz mi sie odwidzialo. Ale poniewaz tak tacie powiedzielam kilkanascie lat temu, tak tez sie stalo. I nie zaluje. Bylo cudownie, donosle.. swoja droga jest to bardzo stary zwyczaj slowianski :) No i nigdy jeszcze nie widzialam taty tak dumnego. Polecam (ps. ale radze najpierw zapytac ojcow czy sie zgodza, nie ma sensu nikogo do niczego zmuszac)
OdpowiedzUsuńU mnie decyzja że Tato mnie zaprowadzi do ołtarza. To wielkie przeżycie, ale uznaliśmy z PM że tak będzie bardzo ładnie:-) juz sir nie moge doczekać :-)
OdpowiedzUsuńWiem, że wpis stary, ale w 2014 roku jeszcze nie planowałam swojego ślubu i wesela :D Ja z postanowiłam, że narzeczony zobaczy mnie dopiero w kościele, a do ołtarza zaprowadzi mnie mój tato. Nie dlatego że mnie "oddaje", nie dlatego że jestem od mężczyzn zależna czy też bo tak mi się podoba. Mój tato zrobił dla mnie bardzo dużo- nie będę się rozpisywać o naszych rodzinnych perypetiach ;) ale uważam że nikt, tak jak on nie zasługuje by mnie poprowadzić do ołtarza ;)
OdpowiedzUsuń