etsy |
Dawno temu zauważyłam, że ludzie, niezależnie od wieku, nie potrafią radzić sobie z uczuciami innych osób. Tymi zbyt pozytywnymi: zauroczeniem, zafascynowaniem, zakochaniem. Tymi, którym gdzieś w tle, towarzyszy chęć nawiązania intymnej relacji.
Co w takich sytuacjach robią ludzie? Wyśmiewają, uciekają, chowają głowę w piasek, odwracają kota ogonem. I nie ma tu znaczenia czy adorowana osoba ma 13 czy 40 lat, większość czuje się niewygodnie z uczuciami, których wcale nie chciała wywołać.
Jak wygląda sytuacja w przypadku narzeczonych czy żon? Z moich obserwacji wynika, że jeszcze gorzej. Przeraził mnie fakt, że istnieje społeczny nakaz piętnowania każdej osoby, która śmie zbliżyć się do kobiety będącej w "poważnym związku". Co ciekawe, nakaz ten sugerują stosować same zainteresowane i należące do tej samej grupy. Jak należny zareagować na faceta, który zaleca się do Ciebie, a Ty jesteś narzeczoną/żoną? Zmieszaj go z botem, wykrzycz, że masz swojego mężczyznę i nie masz pojęcia jak ten ktoś śmie na Ciebie zwracać uwagę! Krótko, prosto i na temat. Z "odrobiną" chamstwa. Dla mnie przykre i straszne.
Teraz część "po mojemu": Czy to, że ktoś zaprasza nas na (niekoleżeńską) kawę to problem? Co w takiej sytuacji zrobić? Jak reagować, co powiedzieć?
Problem? No problem! To miłe, to wyróżnienie. Ktoś zwraca na Ciebie uwagę, ktoś uznaje, że jesteś warta jego zainteresowania. To nie musi być nic złego, nie na tym etapie. Fakt posiadania u boku mężczyzny swojego życia nie oznacza, że dostaje się z nieba zakaz słuchania komplementów od innych mężczyzn, że nie wolno być docenianą i podziwianą przez innych. Że to nie wypada, że trzeba na takiego amanta rzucać się z wiadrem zimnej wody, aby ostudzić jego niewłaściwy entuzjazm. Nie, nie za pierwszym razem ;)
"Spierdalaj, mam narzeczonego." to popularne rozwiązanie. Jestem w stanie zrozumieć potraktowanie tak natręta w tramwaju, ale już nie osoby, którą się zna. Każdemu należy się poszanowanie jego uczuć, niezależnie od tego jak wielkie i przytłaczające dla nas one są. Bez oceniania i krytyki, bez wyśmiewania. Zawsze dużo lepiej i łagodniej zabrzmi: "Jest mi miło, że zwróciłeś na mnie uwagę, ale mam narzeczonego, którego mocno kocham.".
Czy wyjście na kawę w takiej sytuacji jest w porządku? To wymaga dłuższej analizy i przyjrzenia się swojej sytuacji.
1) W dzisiejszych czasach zwykła grzeczność (troska, podanie płaszcza itp.) mylona jest z flirtem. Aby kogoś "oskarżyć" o uczucia, trzeba mieć pewność, że nie odbieramy jego zachowania niewłaściwie.
2) Rozmowa i szczerość to podstawa. Jeśli mamy uzasadnione wątpliwości, to o nich powiedzmy drugiej osobie. Niech sytuacja będzie czysta.
3) Nie widzicie przeciwwskazań w pójściu na kawę? Nie jest to niezgodne z Waszą i Waszego partnera normą? Nie macie podstaw, aby uważać, że to coś więcej niż koleżeńskie spotkanie i wiecie, że nie zranicie tym uczuć osoby trzeciej np. dając jej nadzieję na coś więcej? Idźcie!
Podobny temat poruszałam kiedyś we wpisie O byłych i niedoszłych, czyli o porywaniu Panny Młodej i zaproszeniu na ślub byłego.
Dziewczyny, a jak Wy reagujecie na adoratorów? Potraficie radzić sobie z ich zainteresowaniem bez ranienia ich uczuć?
świetny temat!
OdpowiedzUsuńNiedawno zostałam zaproszona na kawę przez kolegę z liceum. Kontaktujemy się niezwykle rzadko; ale wiedział o moim ślubie i szczęśliwym związku :) Z przyjemnością na tę kawę poszłam! To zawsze coś innego niż wypad z przyjaciółką, to nie randka z tym którego kochamy najbardziej. No ale sytuacja była jasna i klarowna - wiedział (właśnie poprzez zaznaczenie, że jestem szczęśliwa w swoim związku), że jego czarujące uśmiechy nie podziałają na mnie tak jak kiedyś ;)
"Nowa" znajomość w takim stylu... może być nieco krępująca ale i zarazem miła - kobiety chyba tak mają, że lubią komplementy ;) być zauważone ;) Mimo wszystko rozmowa i szczerość to podstawa!
Nie wiem, jak to działa u mężczyzn, ale (niestety) widzę, jak to działa czasem u kobiet-adoratorek. Jest wiele młodych (a może i nie tylko młodych) kobiet, które mimo przekroczenia powiedzmy... 20 roku życia, nadal (podobnie jak w wieku nastoletnim) reagują wytworzeniem całych pokładów nadziei, gdy "obiekt ich westchnień" spojrzy na nie, napisze smsa, czy pomoże/porozmawia w ciężkich chwilach. I gdy on coś wyczuwa i spyta wprost, to większość z nich stwierdzi, że to tylko koleżeństwo. Są zapewne takie z tych kobiet, które po usłyszeniu magicznego " Miło mi, ale jestem zajęty" jakoś sobie odpuści, ale bardzo często zdarzają się i takie, które (mimo grzecznego i pełnego szacunku do nich przedstawienia prawdy na temat sytuacji) nie poszanują związku adorowanego mężczyzny. I wtedy może być potocznie mówiąc dramat. Moje zdanie jest takie: nie odcinać się od całej płci przeciwnej z wyjątkiem naszej drugiej połówki, ale do zbytnich uprzejmości podchodzić z pewną dozą rezerwy.
OdpowiedzUsuńJa mam zawsze odwrotną reakcję niż opisujesz i to jest mój problem :/ Nie umiem/nie umiałam (bo na szczęście po ślubie nie zostałam jeszcze postawiona w takiej sytuacji, ale w narzeczeństwie owszem:/) być nieuprzejma i powiedzieć komuś stanowczo: "nie, odczep się". Zawsze staram się być miła, uprzejma, nie ranić niczyich uczuć i przez to mam problemy, bo ktoś sobie robił nadzieje, nawet wiedząc, że jestem zaręczona :/
OdpowiedzUsuń