Jonas Tana / flickr |
Dlaczego tak?
Bo tak. Bo ludzie mają prawo do robienia tego co chcą i co ułatwia lub uatrakcyjnia im życie. To ich wybory i ich konsekwencje, których ja mogłabym nie wyobrażać sobie w swoim życiu, ale... mnie to nie dotyczy. To sprawa między nimi, sponsorami, ewentualnie gośćmi, który chcąc nie chcąc będą tłem dla tego wydarzenia (ale nikt im nie karze przychodzić, prawda?).
Wyobraźcie sobie, że ktoś oferuje Wam "pomoc", wsparcie w jakimś projekcie na którego realizacji Wam zależy. Odmawiacie? A może analizujecie za i przeciw? Zastanowicie się gdzie jest linia, której nie możecie przekroczyć, a ile jesteście w stanie dać od siebie? Na serio nie polecielibyście w podróż poślubną na drugi koniec świata, bo w zamian musielibyście gdzieś napisać, że te bilety to nie zasługa Waszej wielkiej wypłaty, a sponsora? Ja bym z radością poleciała i moje poczucie honoru raczej by na tym nie ucierpiało :)
Zawsze można to zrobić lepiej i delikatniej, ograniczając to co nam nie pasuje. W pewnym artykule Ewa Wardęga z Krainy Ślubów zwróciła fakt na to, że sponsorów można podzielić na dwa rodzaje: tych, którzy oferują swoje usługi ślubne i tych, którzy oferują pulę pieniędzy do rozdysponowania. I to drugie jest genialne z dwóch powodów: "nie psuje branży ślubnej" i nie wywołuje kolejek w których ustawiają się Pary Młode z tekstem "A zrób nam pan zdjęcia za darmo" i daje Parze swobodę - możliwość wyboru dokładnie tego czego chce, a nie tego co daje sponsor ;)
Swoją drogą, mam pytanie: lepszym sponsorem jest firma czy rodzice? :D
Dlaczego nie?
Ślub, z założenia, jest prywatną uroczystością. Taką, którą chce się spędzić w gronie najbliższych, przeznaczając swój czas na rozmowy z nimi, a nie dbanie o wypełnienie umów sponsorskich. Taką, która ma na celu sprawienie, aby wszyscy obecni ludzie czuli się komfortowo, bez obaw, że zaraz wylądują na twitterze.
Z prostego powodu: lubię (czasem, haha) płacić. Płacenia nie traktuję jedynie jako wymiany, ale także jako... formę docenienia, uznania, szacunku dla pracy drugiej osoby. Jeśli czyjąś pracę uważam za wartą mojego zainteresowania i moich pieniędzy, to z przyjemnością mu zapłacę (a potem jeszcze go polecę). Bo najzwyczajniej w świecie sobie na to zasłużył.
Szczerość i motywacja?
To akurat coś co ma dla mnie znaczenie. Dlaczego ludzie organizują śluby sponsorowane? Bo ich nie stać na samodzielną organizację? To rozumiem, dla mnie to sposób poradzenia sobie z sytuacją. Bo chcą zrobić coś "szalonego i niestandardowego"? Bzdura lub niewiedza, wystarczy się rozejrzeć i zobaczy się masę oryginalnych ślubów (nawet w Polsce). Bo chcą wykorzystać swoje zawodowe zainteresowania i ślub zmienić w kampanię reklamową? "A róbta co chceta", ja sobie poobserwuję :)
Zastanawiam się na ile w tych wszystkich negatywnych komentarzach jest szczerych opinii, a na ile to... zazdrość? Rozumiem branżę ślubną, która drży z obawy o swój los. Nie rozumiem Par Młodych, które z zaistniałą sytuacją nie mają nic wspólnego poza jednym faktem "organizują ślub", a różnica polega na tym, że jedni za to płacą, a drudzy nie. Hm?
Pytanie czy lepszym sponsorem jest firma czy rodzice jest mistrzowskie (i będę złośliwa - z pewnością zamiast mojej teściowej wolałabym jakąś firmę :D)!
OdpowiedzUsuńJa w sumie przeciwko weselom sponsorowanym nie mam nic przeciwko, ale oczywiście są pewne granice. Jeśli reklama sponsora (w jakiejkolwiek formie) odbywa się nachalnie na każdym kroku to jednak jest to męczące i ja bym się nie zdecydowała, bo jednak co innego powinno być w tym dniu na pierwszym planie ;)
Myślę że boom na organizację tego typu imprez zawita do nas na stałe i to w większej formie. Tylko czy organizując ślub sponsorowany nie sprzedaliśmy się do końca?? Czy nie staliśmy się po prostu żywą tablicą reklamową. Mnie ta forma się nie podoba, nie chciałbym aby mój ślub tak wyglądał :(
OdpowiedzUsuń"Bo ludzie mają prawo do robienia tego co chcą i co ułatwia lub uatrakcyjnia im życie" - no jasne, i nic nie daje nam prawa, żeby oceniać ich wybory negatywnie tylko dlatego, że my byśmy dokonali innych. To, że nie lubię cukinii i nie ubieram się od stóp do głów w mocny róż, nie oznacza, że powinien być zakaz jedzenia cukinii i sprzedawania różowych ubrań :-)
OdpowiedzUsuńALE... wolno mi mówić, że tej cukinii nie lubię. I wolno mi jej nie jeść. I tak samo jest ze ślubami sponsorowanymi - dla mnie to jest przekroczenie granic prostytucji. Mocne słowo? Tak, ale reklama właśnie tym jest: sprzedawaniem kawałka siebie. W przypadku ślubu - sprzedawaniem bardzo ważnych przeżyć. Nie ma dla mnie takich pieniędzy, dla których zgodziłabym się sprzedać komuś reklamę na moim ślubie. Tak jak nigdy nie sypiałabym z nikim dla kasy.