Elizabeth De Varga Exclusive Fashions / Artography |
O NPM w roli Panny Młodej...
Byłam w "pracy", w gronie najbardziej pozytywnych i wyjątkowych ludzi jakich miałam okazję poznać we Wrocławiu. "Pracowaliśmy" fizycznie i dla odciągnięcia uwagi od zmęczenia, zabijaliśmy czas rozmowami na każdy temat. Dziewczyny spytały o ślub, więc tradycyjnie pomarudziłam na to ile rzeczy trzeba ogarnąć, a one się śmiały, że skoro to tak straszne, to może ktoś mnie uratuje i porwie (tak ogólnie, nie sprzed ołtarza). I odezwał się kolega. Cytuję: "Ja bym Cię z przyjemnością porwał sprzed ołtarza". Był zajęty, więc w 3 sekundy zniknął. Po jakichś kilku godzinach dopiero na niego wpadłam i stwierdził, że chce mi ten głupi tekst wyjaśnić I twierdził, że to niby był żart, ale tak wewnętrznie to on nie miałby nic przeciwko porywaniu mnie...
Zaoferował Wam ktoś porwanie sprzed ołtarza? Wyznał Wam ktoś, kto nie jest tym wybranym, miłość na kilka miesięcy przed Waszym ślubem? Tak, to łechce próżność, to podbudowuje, to sprawia, że z jednej strony jest nam ogromnie miło (w końcu ktoś nas docenia), a z drugiej... Człowiek w sytuacji, gdy słyszy o porywaniu sprzed ołtarza i miłości od osoby, którą szczerze lubi i życzy jej jak najlepiej, nie wie czy się zapaść pod ziemię czy rozpłakać.
Są rzeczy na które jest zwyczajnie za późno... Są rzeczy, których nigdy nie powinno się mówić przyszłej Pannie Młodej czy Panu Młodemu. Chyba, że jesteście pewni scenariusza rodem z telenoweli...
I o ślubie byłego NPM...
Bardzo, bardzo dawno temu dostałam zaproszenie na ślub. Od obecnego wówczas kolegi, od byłego przyjaciela, od mężczyzny z którym kiedyś byłam. Pierwsze wrażenie? Lekki szok i niedowierzanie, bo "Jakim cudem on mnie zaprasza?". Czasem rozmawiamy, on zna PM, ja znam jego narzeczoną, ale... wydawało mi się, że to za mało. Istniał ważniejszy czynnik, który sprawił, że w mojej głowie automatycznie zapaliła się lampka z hasłem "Nigdy życiu, choćby mnie ciągnęli za ręce i nogi...". To był mój były, były z którym ponownie nie udało nam się nawiązać tak serdecznej relacji jak przed zostaniem parą. Dla mnie to był wyznacznik tego, że jeśli nie umiemy się przyjaźnić, to w tej relacji jest coś niewłaściwego i nie ma sensu jej pielęgnować. Zaproszenie na ślub było przełomowym momentem, bo po tym jak nie przyszłam i wysłałam mu/im najpiękniejsze życzenia jakie udało mi się napisać, a on podziękował, kontakt się urwał...
Czy na ślub byłego/byłej nie wolno iść? To zależy... Od pewności i stabilności relacji, od przekonania, że to bliski nam człowiek, że wpisuje się w naszą definicje słowa "przyjaciel". Nie warto iść i nie warto zapraszać kogoś z kim relacja tej pewności nam nie daje. A jeśli już musisz? Idź z kimś, kto będzie Cię trzymał w pionie - w każdym znaczeniu tego słowa :)
Nigdy nie idź na ślub osoby, którą kochasz. Nie myśl, że "przecież przetrwasz". Nie wierz, że zdarzy się cud i do tego ślubu nie dojdzie. To nie (Twoja) bajka...
Znacie podobne historie? I jakie są Wasze rozwiązania idealne w takich sytuacjach?
6 tygodni przed, przy okazji konferencji, gdzie wszyscy byli nieco wstawieni usłyszałam coś od mojego kolegi z pracy co zburzyło mój spokój. Później jeszcze ze 2 razy. Wiem, że chciał przyjść na ślub, ale wymiękł. To był jedyny moment w którym pomyślałam, że dobrze, że zaraz zmieniam pracę i się wyprowadzam.
OdpowiedzUsuńCo do byłych mam podobne podejście :)
Blueberry
Nigdy w życiu nie poszłabym na ślub mojego byłego!!! Takie zaproszenie to "wbicie szpileczki" w osobę obdarowaną nim...... teoretycznie kończąc nasz związek mamy z tym związane niezbyt miłe doświadczenie i nawet jeśli z moim "byłym" rozstałam się "po przyjacielsku", to pomimo tego uważam, że byłoby to bardzo niestosowne..... Ludzie się rozstają, bo nie pasują do siebie, więc "rozdział zamknięty" i tyle..... I działa to w moim przypadku również w drugą stronę - nigdy nie zaprosiłabym swojego byłego!!! I wielki PODZIW dla tych, którzy tak czynią!!!
OdpowiedzUsuńUważam że nie jest to fajne zagranie gdy ktoś zaprasza swoją byłą/byłego. To nie osoba zapraszana powinna mieć ten dylemat, ale osoba zapraszająca wykazuje się tu brakiem taktu.
OdpowiedzUsuńMam teraz taką sytuację, odezwałam się do znajomego. Nie jest to mój były, nie byliśmy razem, ale daaawno temu czułam do niego miętę a on wybrał inną. Zrozumiałam, zostajemy w przyjaznych stosunkach. Jemu ułożyło się z tamtą, mnie po kilku niewypałach z kimś innym. Teraz wyszło, że od wielu lat go zdradzała i się rozeszli, a ja wychodzę za mąż. Pogratulował, ale chyba było mu troszkę przykro. Nawet mi przez myśl nie przyszło żeby go zapraszać na ślub. Nie dlatego, że nie chcę z nim spędzić tego dnia, ale nie chciałabym, żeby żałował swojej decyzji podjętej 10 lat temu.
Patrycja B.
Ja miałam podobną sytuację do pierwszej ale podczas narzeczeństwa. Znajomy któremu doradzałam również w sprawach sercowych (dotyczyły innych dziewczyn, które mu się podobały) nagle zaczął wyznawać mi miłość i wręcz nakłaniać do porzucenia obecnego partnera mego życia i jednocześnie największej miłości. Nie była to miła sytuacja, tym bardziej że na każdym kroku podkreślalam i mówiłam jak bardzo kocham swego narzeczonego
OdpowiedzUsuńZnam taką sytuację, gdzie były facet mojej kuzynki był na ślubie składał jej z uśmiechem życzenia i po 6 miesiącach była już rozwódką. Po miesiącu od rozwodu kogo spotkałam ? Kuzynkę i jej byłego faceta, oczywiście powód rozwodu był taki że niby jej były mąż próbował podnieść na nią rękę gdzie była z nim osiem lat przed ślubem. Jakaś masakra !
OdpowiedzUsuńA jak była dziewczyna jest aktualnie dziewczyna kolegi, którego PM chce zaprosić?
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że zapraszanie byłych partnerów na swój ślub jest ze strony zapraszających takim wbiciem szpili - patrz, nie chciałeś/nie chciałaś mnie, a ja sobie jednak życie ułożę i to lepiej bez ciebie. Oczywiście w przypadku, kiedy ten były partner nie jest przyjacielem.
OdpowiedzUsuńDruga sprawa, która mnie zastanowiła po tym, co napisałaś, to kwestia, jakie ludzie przyjmują kryteria przy tworzeniu listy gości. Mam czasem wrażenie, że jest jak w grze "The Sims": klikają "zaproś wszystkich", co w praktyce oznacza każdego, z kim się zamieniło parę słów, począwszy od kolegów z podstawówki, przez nauczycielkę, panią z warzywniaka, sąsiada, byłych własnych i wszystkich członków rodziny, a skończywszy na szefach - swoich i teściów. W grze z takiej zbiorowej imprezy zazwyczaj robi się wielkie bydło. Nie ma powodu myśleć, że w rzeczywistości nie :-)
Znam taką historię, choć nie dotyczy ona mnie, a mojego chrzestnego.
OdpowiedzUsuńNa jego ślub (na szczęście tylko na ślub, a nie na wesel) przyszła jego była dziewczyna, chociaż nie została zaproszona. Wiem, że na nim nie zrobiło to dużego wrażenia, podchodzi do życia bardzo racjonalnie, taką jest osobą. Jednak muszę przyznać, że spora część gości, z panną młodą na czele było.... delikatnie mówiąc zniesmaczonych. Na szczęście, nie udało jej się zniszczyć parze tego dnia.
Jestem takiego samego zdania jak autorka, po co kusić los? Lepiej nie zapraszać i zaproszeń nie przyjmować.
Moim zdaniem to zależy od kontaktu i relacji między tymi osobami ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńScenariusze rodem z komedii romantycznych są bardzo kuszące, fakt, że średnio przystają do naszej rzeczywistości. Ale jeśli ktoś odważy się na taki szalony krok, to... czy można mu tego zabronić? Może wolał spróbować, niż pluć sobie do końca życia w brodę, że nie wykorzystał szansy? Pewnie, że to problem dla osoby, który usłyszy wyznanie miłości nie w porę, ale nie możemy dyktować innym ludziom, kiedy mają mówić o swoich uczuciach. Musimy się z takim wyznaniem zmierzyć jak osoba dorosła. Dlaczegóż by się z tego nie cieszyć? Miłość to uczucie pozytywne, dobrze być kochanym! Strona wyznająca miłość ma o wiele trudniej, ale skoro podjęła się takiego wyzwania musi mieć siłę mu sprostać.
OdpowiedzUsuńJa zaprosiłam kilku kolegów i po ich życzeniach, i zachowaniu nad ranem jednoznacznie było widać że dwóch mnie żałowało, na szczęście wszystko obracalam w żart, ale Mojego Męża nieźle zdążyli podenerwować:-(
OdpowiedzUsuńmyślałam, że już nie będzie takich historii wystarczy że kolega który pracował u mojego brata jak dowiedział się o ślubie to 3 miechy nie chodził do pracy:-(